Utwory Krzysztofa Klenczona zabrzmiały w miniony piątek na poznańskich Jeżycach.
Mam swoje lata i pamiętam. Dobrze kojarzę lata siedemdziesiąte XX wieku i idoli mojego pokolenia. Sportowych i innych. Półbogami tamtego czasu byli piłkarz Włodzimierz Lubański, kolarz Ryszard Szurkowski i muzyk Krzysztof Klenczon.
Ten ostatni, chłopak ze Szczytna – rocznik 1942, najlepiej ze wszystkich oprawiał muzycznie swymi kompozycjami lata siedemdziesiąte XX wieku. Stworzył wiele niezapomnianych utworów: „Biały krzyż”, „Jesień idzie przez park”, „Historia jednej znajomości”, „Nie licz dni”, „Powiedz stary gdzieś tu był”, czy bliski memu sercu „Wróćmy nad jeziora”.
Chłopak z Mazur był gwiazdą Czerwonych Gitar i Trzech Koron. 5 stycznia 2018 roku jego utwory – aż dwadzieścia pięć – zagrali w Jeżyckim Centrum Kultury w Poznaniu Daniel Słowiński, Andrzej Brzeg i Jakub Słowiński.
Słuchali ich dziennikarze i ludzie kultury oraz Hanna Klenczon – siostra Mistrza Krzysztofa. – Jestem jego młodszą siostrą. Asystowałam jego twórczości, jego perfekcyjnej pracy, by każdy utwór był do słuchania, by budził dobre reakcje – przyznała Pani Hanna.
Artysta zmarł w kwietniu 1981 roku w wieku 39 lat. Śmierć dopadła go w Stanach Zjednoczonych. – Wiem, że chciał wracać do Polski, że tutaj chciał nadal tworzyć i komponować – mówiła podczas spotkania na Jeżycach Hanna Klenczon, siostra muzycznego półboga lat 70-tych XX wieku.
Byłem 5 stycznia w Jeżyckim Centrum Kultury, słuchałem dobrej muzyki – w towarzystwie koleżanek i kolegów dziennikarzy. Krzysztofowi Wodniczakowi (rówieśnik Ryszarda Szurkowskiego) należą się wielkie dzięki za to, że pamięta o mistrzach polskiej muzyki (Krzysztof Klenczon – jak dziś, czy też Czesław Niemen) i potrafi ją przypomnieć innym. Organizując tak sympatyczne imprezy.
Piotr Kurek