U nich znowu to samo.

Kiedy Grabarczyk

buja się na chwiejnych witkach,

wstępuje w niego wigor.

Nawet przy dobrej aurze,

grzmoty z ulewą,

przygaszają

rozżarzone przed laty ognisko.

Gdyby rozważniej ważyć słowa,

nie musiałaby burczeć,

na kolejną wagę do kitu.

Kto widział,

żeby takie badziewia

z tak daleka sprowadzać!

Niekontrolowany nadmiar,

równa się zawał.

Tak, czy inaczej,

czeka ją to samo.

Grabarczykowa grabi liści,

on zagrabia wszystko,

co da się przełożyć na…

Ot – taka wspólność majątkowa.

© Aldona Latosik

27 X 2017