Twoje ciało to wiolonczela,

na której gram oburącz.

Jej wybujałe kształty tulę

od tyłu pomiędzy nogami,

ręce opierając na wąskiej talii.

Szeptem stroję klucze Twoich uszu,

smykiem mego pożądania

wydobywam dźwięki z włosów

na Twym barokowym ciele.

Na twej szyi jak na gryfie

wprawnymi dłońmi przebiegam

po strunach

pulsujących żył.

Twój oddech wibruje rezonansem

zrazu powolnego largo,

by przejść w moderato,

wybuchnąć allegro

i w końcu pogalopować staccato.

Czuję Twe paznokcie na skórze,

szpice Twych czerwonych szpilek

wbijasz w parkiet postumentu

niczym ostrze nóżki instrumentu.

– – –

Janie Sebastianie!

Ty zagrałeś kiedyś dla mnie

arię na strunie G.

Mnie ta nuta poprowadziła

w jej ciele do dźwięków G i C.

Akordy zafalowały w duszy jak trzeba,

ale nie wiem, czy to tylko sama muzyka,

czy z wibrującą spazmem wiolonczelą

ja też uleciałem prosto do nieba…?

Karol Górski