Nie do ogarnięcia. Bryan May kończy dzisiaj 67 lat. To ile ma Bob Dylan –
125 lat? Starzeje nam się rock’n’roll, który kochamy – ale na szczęście godnie.

Najpierw był zespół „Smile”, który
po usilnych namowach zatrudnił dziwnego młodego chłopaka o imieniu Freddie.
Pojawiła się nowa nazwa „Queen” i nowa – niekończąca się opowieść.
Brian w zespole preferował hard
rockowe dźwięki, co genialnie uzupełniało fascynacje muzyczne pozostałych
kolegów.

Bez jego bocianiej sylwetki z
grzywą ciemnych loków (teraz już siwych) nie ma wizerunku Queen. Był i jest z
zespołem na dobre, średnie i złe. Na szczęście tego dobrego było najwięcej.
Spełniony także jako muzyk solowy
(projekt z Eddiem Van Halenem i 2 solowe płyty). Od śmierci Mercurego
podtrzymuje płomień Queen. Bywa to niezłe (Paul Rodgers) i czasami groteskowe (Adam
Lambert), ale nazwa zespołu nadal jest w krwioobiegu światowego rocka.

Ja czekam na świeży solowy album z
unikalnym brzmieniem jego gitary. Może na 70-lecie. Będzie pięknie.
Arkadiusz Kozłowski