RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ SZAFY
Blisko sześć lat
przyszło czekać na ten album. Dużo to i mało zarazem. Przez te sześć lat
oczekiwań grupa The Moody Blues wydała jeden album składankowy i jeden
koncertowy „wzmocniony” pięcioma nowymi nagraniami. Lecz sympatycy zespołu
wciąż cierpliwie czekali na nowy krążek z nowym materiałem.
przyszło czekać na ten album. Dużo to i mało zarazem. Przez te sześć lat
oczekiwań grupa The Moody Blues wydała jeden album składankowy i jeden
koncertowy „wzmocniony” pięcioma nowymi nagraniami. Lecz sympatycy zespołu
wciąż cierpliwie czekali na nowy krążek z nowym materiałem.
I w końcu się doczekali. Na początku czerwca 1978 w sklepach
muzycznych pojawiła się płyta „Octave”. Dziesięć absolutnie premierowych
nagrań. Tym albumem żegnał się z kolegami klawiszowiec Mike Pinder, którego na
kolejnych wydawnictwach zastąpił Patrick Moraz. Także tym albumem pożegnał się
producent tej i wszystkich wcześniejszych płyt Tony Clarke.
muzycznych pojawiła się płyta „Octave”. Dziesięć absolutnie premierowych
nagrań. Tym albumem żegnał się z kolegami klawiszowiec Mike Pinder, którego na
kolejnych wydawnictwach zastąpił Patrick Moraz. Także tym albumem pożegnał się
producent tej i wszystkich wcześniejszych płyt Tony Clarke.
Jaka jest ta płyta? Moja opinia nigdy do końca nie będzie obiektywna,
gdyż to jeden z moich ulubionych wykonawców. Jednak mimo wszystko staram się
dostrzegać i te dobre jak i gorsze strony ich płyt. Tak też i jest na tym
krążku. Oprócz utworów, które zapamiętamy już po pierwszym odsłuchaniu
(„Driftwood”, „Under Moonshine”, „The Day We Meet Again” czy „One Step Into The
Light”) mamy też i taki o którym chciałoby się raczej zapomnieć („Top Rank
Suite”).
gdyż to jeden z moich ulubionych wykonawców. Jednak mimo wszystko staram się
dostrzegać i te dobre jak i gorsze strony ich płyt. Tak też i jest na tym
krążku. Oprócz utworów, które zapamiętamy już po pierwszym odsłuchaniu
(„Driftwood”, „Under Moonshine”, „The Day We Meet Again” czy „One Step Into The
Light”) mamy też i taki o którym chciałoby się raczej zapomnieć („Top Rank
Suite”).
Wyczuwa się też, że coś w muzyce The Moodies zaczyna się
zmieniać. Więcej tu elementów muzyki pop. Ale to raczej mało odkrywcze
zważywszy na to, że minęło sześć lat od wydania poprzedniej płyty „Seventh
Sojourn”. W tym czasie pojawiało się wiele nowych nurtów muzycznych, które
zapewne miały wpływ na muzykę tego zespołu.
zmieniać. Więcej tu elementów muzyki pop. Ale to raczej mało odkrywcze
zważywszy na to, że minęło sześć lat od wydania poprzedniej płyty „Seventh
Sojourn”. W tym czasie pojawiało się wiele nowych nurtów muzycznych, które
zapewne miały wpływ na muzykę tego zespołu.
W sumie otrzymaliśmy ciekawą płytę, może nie należącą do
najlepszych w dorobku grupy, ale jednak będącą istotną w jej historii. Jest ona
jakby pomostem między okresem twórczości zakończonym wydaniem wspomnianej już
„Seventh Sojourn”, a tym co rozpoczęło się od wydania albumu ”Long Distance
Voyager”. Dla mnie oba te okresy ich działalności są ważne i piękne. Ale tak już
jest, gdy jest się zaślepionym muzyczną miłością.
najlepszych w dorobku grupy, ale jednak będącą istotną w jej historii. Jest ona
jakby pomostem między okresem twórczości zakończonym wydaniem wspomnianej już
„Seventh Sojourn”, a tym co rozpoczęło się od wydania albumu ”Long Distance
Voyager”. Dla mnie oba te okresy ich działalności są ważne i piękne. Ale tak już
jest, gdy jest się zaślepionym muzyczną miłością.
Jacek Liersch