Tamarę, moją przyszła żonę poznałem w Andrzejki roku 1977. W klubie plastyków Dno. Nazwa nie do końca oddawała charakter tego miejsca. Odbywały się tam wernisaże, a przede wszystkim koncerty jazzowe i bluesowe. Grał tam Stańko, grupa Breakout. Muzycy String Connection.
Było tam oczywiście piwo i hulanki. Na takiej jednej z nich poznaliśmy się. Odprowadziłem ją po północy do akademika politechniki, bo tam rezydowała. Pamiętam całą drogę kłóciliśmy się o wszystko, niemniej zaiskrzyło. Byłem nią zafascynowany. Ja – chyba też się jej spodobałem. Na krótko straciłem ją z oczu i nagle spotkaliśmy się na przyjęciu, w jakich wiele obfitował artystyczny i artystowski Poznań późnych lat 70. Nie było tylu rozrywek co teraz – wobec tego życie artystyczne kwitło. Bez smartfonów zawsze wiedzieliśmy gdzie kogo spotkać, imprezy i jak to mówią teraz „iwenty”, odbywały się punktualnie i w ściśle określonych miejscach.
Przyjęcie o którym wspomniałem odbyło się w mieszkaniu Jacka Strzódki. Potem – poszło błyskawicznie. Ślub nasz odbył się 7 września 1978 roku. Mieszkaliśmy w pracowni przy ulicy 3 Maja 45; i tam niejako dla mnie było centrum artystycznego Poznania. Bywali u nas praktycznie wszyscy: Skupniewicz, Piotrowicz, Ludwińscy, Łojko, Pietryk i wielu wielu innych. Zresztą przypuszczalnie TW mieszkał o piętro niżej.
Ja – malowałem, Tamara dbała o naszą 17 metrową „norkę” pod niebem i jak to mówią „roztaczała aurę”. Potem pochłonął nas film. Zdawaliśmy razem do nowoutworzonej filmowo-telewizyjnej szkoły katowickiej, potem do Łodzi. Ja – zakotwiczyłem na kilka lat w PWSFTViT, a Tamara do mnie dołączyła. W roku 1981 zrealizowała niezależnie film na taśmie 16 mm „Czas zatrzymany” wraz z Mariellą Nitosławską – obecnie profesorem filmu w Kanadzie.
Okres PWSFTViT wspominam najlepiej. Tamara pracowała w Wytwórni Filmów Oświatowych i była wolnym słuchaczem w nowo utworzonym przez Mirosława Kijowicza Studium Reżyserii Filmu Animowanego. Ta mała pracownia rozrosła się teraz do czołowej polskiej uczelni kształcącej polskich animatorów. W WFO współpracowała ze Stanisławem Janickim, który był już znany ze swych audycji telewizyjnych promujących stare kino. Janicki realizował dość szybko i tanio impresyjne filmy opowiadające o polskiej historii. Tamara przez kilka lat była jego prawą ręką.
Od początku też pisaliśmy wspólnie scenariusze moich filmów animowanych. Pracowała ze mną przy debiucie „Mój dom” – historii jednej z kamienic w Poznaniu. Następnie przy „trylogii”: „Zwykła podróż”, „Wnętrze” i właśnie przy wymienionym „Moim domu”. Nie chcieliśmy pracować etatowo, lecz Mirosław Kijowicz doradził nam pracę w poznańskim Studio Filmów Animowanych. Tam Tamara zrealizowała między innymi „Lacrisosę” do utworu Mozarta oraz „Adagio Cantabile”, gdzie ożywiła obrazy Witolda Witkiewicza do muzyki Albinioniego. Ten drugi film objechał cały świat. W studio powstały też – nielegalnie pierwsze klipy wyborcze Solidarności dla kampanii wyborczej Studia Solidarność w 1989 roku. Robiliśmy je razem z Maćkiem Ćwiekiem, Jackiem Paluszakiem, Elą Gołębiewską. Potem jeszcze było wiele realizacji, a na uwagę zasługują „Oburzające Dropsy”, ekranizacja opowiadania Leszka Kołakowskiego. Przy serii tej, do scenariuszy Janka Zamojskiego dla Studia Filmów Animowanych pracowała śmietanka polskich reżyserów: Marek Serafiński, Zbigniew Kotecki, Piotr Dumała, Jacek Adamczak i inni.
Niestety po wyjeździe do Hiszpanii na festiwal w Huesca, Tamarze pękł tętniak. Przez blisko rok była w śpiączce, baliśmy się, że nigdy nie będzie chodzić oraz nie odzyska pełni świadomości. Na szczęście jej mózg zregenerował się, przeszła natomiast kilka ciężkich i skomplikowanych operacji ortopedycznych. Mówiła wtedy, że wymknęła się śmierci. Po rehabilitacji wróciła do Studia i dalej realizowała filmy. Razem stworzyliśmy kilkadziesiąt miniaturek filmowych, ukazujących sylwetki wielu znanych poznańskich artystów. Wielu z nich odeszło, a ich zarejestrowane wypowiedzi i sylwetki, żyją nadal. Tamara, w 2012 założyła swoja firmę Sorbian Studio i jak gdyby odżyła na nowo. Miała wiele planów filmowych. Zaczęła pracę nad filmem nawiązującym tytułem do swego debiutu: „Czas zatrzymany”. Miała to być aktorsko-animowana historia ostatniego życia Brunona Schulza. Niestety, śmiertelna choroba pokrzyżowała te plany. Dla mnie zawsze pozostanie młodą i śmiejącą się dziewczyną ze studenckiego klubu.
Jacek Kasprzycki