Światło wsiąka w ulicę snów z latarni stylowej,

mięknie (niby stary) nowo położony bruk.

Cień niebytu w misternej bramie się schował,

wsłuchany w muzykę – starych winylowych płyt.

Przeszłość zamieszkała w czerwieni starej cegły

wspartej o ciepło z grubsza ciosanego drewna.

W teraźniejszość dłonie stęsknione się zbiegły,

spojrzenie pod parasol rzęs umyka zwiewnie.

Szept zwietrzył chętną czerwień ust i zawisł między

spokojem, a  miękkością warg dziewczyny.

Gdzieś tu słowo kocham bosko pachnie lawendą,

odnalazłszy adresatkę – śpieszy z nowiną.

Anioły znad portyku skrzydła białe prężą

i sny z brązu już prześnił piekarczyk z bażantem.

Nad farą wiszą gwiazdy, jak kiedyś i księżyc,

wsłuchani w nocny koncert prastarych kurantów.

Zegar pogania noc, co od wieków niezmienna.

Te same gwiazdozbiory, ten sam woal Drogi

Mlecznej i ta sama ścieżka, po której biegnie

para zakochanych i zdrożeniec ubogi.

Zofia Szydzik

Elbląg, styczeń 2014