Przyszedł znikąd. Pojawia się i znika. Najczęściej można go spotkać w pobliżu ul. Krakowskiej i Półwiejskiej przy Starym Browarze. Zaczyna być rozpoznawalny jako naturszczyk, który swoją muzyką, swoim śpiewaniem sprawia radość, a jego śmieszne komentarze sprawiają uśmiech na twarzach przechodniów.
Przecież nie jest odosobniony, na poznańskich ulicach, skwerach, pasażach grają różni instrumentaliści, i tacy którzy ukończyli Akademię Muzyczną, i tacy którzy opanowali trzy chwyty gitarowe i też grają, aby przekonać spacerowiczów do wrzucenia jakiegoś grosika do futerału czy kapelusza. W tym pejzażu pojawia się Waldemar Herczyński, który jest niewątpliwie kontynuatorem wszędobylskiego niegdyś, przedwcześnie zmarłego śp. Tadeusza Mandata Lisa. Bywa, że nie występuje w pojedynkę, dołącza do pięknej wiolonczelistki Marioli, grającego na skrzypcach Karola, czy Bogumiła, który tworzy jednoosobowy zespół.
Gdyby szukać początków grania Waldemara to było w okresie jego zawodowej pracy w poznańskiej Gazowni. Dział Socjalny organizował tzw. wycieczki zakładowe czy wyjazdy na grzybobranie i zawsze Herczyński był głównym „zapiewajłom”, a on żartując mówi: „Koncertu nie budiet, bo Iwan spieprzył bałałajku”. Umilał chwile innym grając na gitarze, harmonice ustnej oraz na łyżkach kuchennych do zupy, które zastępowały mu kastaniety. Trzeba przyznać, że jest jedynym znanym mi tak wszechstronnym multiinstrumentalistą – samoukiem, chociaż określając łyżki instrumentem robię pewne nadużycie, ale to odzwierciedla muzykowanie a’la Waldemar i określa go jako tego, który potrafi tak zainteresować stałych czy przypadkowych słuchaczy.
Pisze stałych, bo Waldemar nie tylko gra i śpiewa w poznańskiej przestrzeni muzycznej. Jest także zapraszany do udziału w znaczących koncertach czy to w Rodzinnych Ogródkach Działkowych w ramach V Spotkań z Kulturą i Sztuką (hasłem tego spotkania było „Działkowiec nie tylko kopie w ziemi, często z inną robótką się ożeni”), czy w Domach Pomocy Społecznej podczas „Senioralnych spotkań z muzyką”, cyklicznych koncertach „Brzmienia Wodniczaka”, czy wreszcie podczas Happeningu Gitarowego w ramach Festiwalu Akademia Gitary. Organizatorzy tego festiwalu zaprosili go do Szamotuł do Zamku Górków, by wystąpił jako tzw. support przed recitalem znanego gitarzysty młodego pokolenia Andrzeja Grygiela. Była to bardzo charakterystyczna, międzypokoleniowa integracja.
Jeśli spotkacie Drodzy Czytelnicy na swojej poznańskiej drodze Waldemara Herczyńskiego, to proszę potraktujcie go jak doręczyciela dobrych wiadomości, które wyśpiewuje specjalnie dla was.
Hieronim Dymalski