Spotykała go każdego dnia czerpiąc wodę

zwabił ją oczu błękit i miły tembr głosu

płaciła rumieńcem za krzepkość jego dłoni

i piękne słowa wypowiadane z patosem

zgrzyt studziennego żurawia ciszę złamał na pół

obawa przemknęła błyskawicą po sadzie…

pomknęła w stronę łąk ku studni ścieżką w dół

gdzie dziewczyna marząc warkocze swe kładzie

pośród stokrotek – dojrzałego zboża kosy

wróżyła na płatkach kwiatu – kocha… nie kocha…

czerpak w głębię opada… opadają włosy

szczęk zaklina miłość – dziewczyna w studnię szlocha

głębina nie zdradzi tajemnicy strzeżonej

co ma się stać to się stanie – przyszłości nie przejrzy

tylko zmamią widziadłem w lustrze ciemnej toni

nim dziewczyna w prawdzie dobrze się rozejrzy

ciężkie wiadra aż po brzegi tęsknego trunku

w stronę domostwa wloką się nogi młode

usta zamknęła pieczęć gorących pocałunków

na nosidle żal… zaś inni widzą tylko wodę.

 

Zofia Szydzik

Elbląg, kwiecień 2011

 

Ballada inspirowana obrazem Witolda Pruszkowskiego „Umizgi przy studni”.