Poznański poranek, przygruntowy przymrozek posrebrzył poręcze pobliskiego pomnika, poczynając podobnie z pozostałościami paździerzy po przekwitłych, pozasychanych pelargoniach. Przekropnie, pochmurno. Pani przy Półwiejskiej posypuje piaskiem przejście. Przechodzę, pod podeszwami poczułem przyczepność. Pokonuję parę przecznic, patrzę – przestaje padać.

Parasol pcham pod pachę, pod pazuchę, po prostu pod połę płaszcza. Podgórną, prosto piechotą, – per pedes – przyspieszam, porwany i popychany przez plejadę porannych przechodniów.

Przepraszam! Paderewskiego? – próbuję pytać o postój przy Paderewskiego – pianisty, pod „piątką”. Przymglonym porankiem przemykają pracowici poznaniacy; pospiesznie prą po pracę, po pieniążki. Pojedynczo, podgrupami przepychają przechodniów. Przypadkowo potrąciwszy przygodnego powiedzą „przepr… przepr… przepraszam!”, pędząc pod przystanek „piątki”. Podmęczony podchodzę pod przystanek.

Patrzę: piąta pięćdziesiąt pięć.

Przepraszam! Paderewskiego? – powtórnie powtarzam pytanie. Pisk podsypywanego piasku pod płaszczyzny podnoszące przyczepność przekładni pędnych. Podjechała „piętnastka”. Podróżni powsiadali, przedziały pęcznieją. Po pewnej, powiedzmy, pauzie przystanek pustoszeje. Pozostało parę postaci: przemarzniętych, opatulonych przemokniętymi paltkami, przykusymi pelerynkami.

„Piętnastka”, początkowo powoli, potem przyspieszając pomknęła prosto przez Poznań. Przed Prozerpiną piesi przepuścili pędzącą przodem „piątkę”, potem „piętnastkę”. „Piętnastka” po paru przystankach przyhamowała, prawym prześwitem przy Poznańskiej pomknęła prosto pod piątkowską pętlę Pestki, przejeżdżając pod Plazą.

Pozostająca pod przystankowym podcieniem puszysta pani podeszła powoli, patrząc podejrzliwie, pyta:

– Panie, pan przyjezdny? – potwierdzam.

– Pamiętam pana pytanie: Paderewskiego? Pójdziesz pan prosto, potem po prawej Prozerpina, przejście… „Piętrus” podjechał – przewozi pracowników prosto przez Przybyszewskiego pod POWOGAZ… Pardon, przechodzisz pan, patrz, po prawej PKO, potem pub, pamiętam – „PODBIPIĘTA” – pub przenieśli. Przódy piwkowalim przy Półwiejskiej… pal pięć, pamięć przysiada… Proszę pana, po prawej Paderka, powiadam, pardon, Paderewskiego – premiera, pianisty. Panie, poznańczycy powóz pchali, pamiętam, potem podnosili ponad przybyłych przyszłego premiera. Przyzna pan – piękny przejaw postaw patriotycznych. Pamiętam, pamiętam.

– Pamięta pani?

– Prawda panie, patrz pan, pomnik Piętnastego Pułku poznańczyków, prawda, przy Przemysła połowicy, pamiętam, pamiętam. Panie! Piąty premier po przemianach, przystojny, posiwiały profesor! Później przewodnictwo parlamentu piastował, pamiętasz pan? Połowicę pozywał podobnie, powiadają, porzucił poczciwotę potem podobno. Pewnikiem ploteczki. Przeszłość… Pamiętam, pamiętam… Pamięć płata psoty – pusta plama.

– Podziękowałem pięknie, po polsku – pocałowałem pulchną, pracowitą prawicę, przybijając „piątkę”. Pędzę. Podbiegam pod postój. Patrzę, podświetlona „piątka” – poznański porządek, Paderewskiego pięć – postój. Pięknie, pogratulować poznańskiego porządku. Podchodzę, próbuję… pootwierane. Padam, przemoknięty, przemęczony przeciążając popielatego peugeota. Poprawiam połę płaszcza – poczułem parasol, przeszkadzał. Przesuwam paczkę pod prawy podłokietnik. Patrzę – popielniczka pełna petów.

– Piątkowo, proszę…

Po pewnej, przydługiej pauzie, przeciągający potężną plecoposturę, przebudzony pewnikiem, przewoźnik powiada:

– Pro, pro, proszę. Proszę, Piątkowo. Proszę, Piotrowo… – po paru poprawkach przydługiej plerezy prezentuje – Pozwoli pan, Paweł Posłuszniak, pseudo „Peron”, przewoźnik poznański – po pewnej pauzie peroruje – Panie! Panie, przerobiłeś pan „Perona” – półdarmo pojadę. – Przespałem, przysnąłem, pechowy postój! – pocierając powieki powtarzał Paweł „Peron”, poznański przewoźnik. – Piątkowo? Pokrzywno? Pospać potrzeba…

-Po pieruna podświetlasz pan pajaca? – próbuję powstrzymać protest przebudzonego przewoźnika. – Panie, pardon, proponuję: pierwsze primo, Pokrzywno – podrzucę pajtla pod przedszkole, panie – pedagogicznie, przyznasz pan. Potem primo, pojedziemy przez Podolany, podam, podrzucę pyrki przyjaciółce. Potem Przeźmierowo, pyknę piątkę paliwa Piotrasowi, prosił. Pewnie pchają padlinę – przepala, panie, pięć na pięćdziesiąt! Podpalić, porzucić, przestać przepłacać! Proponowałem, panie, Piotrkowi po przyjacielsku, patrz pan, pomada popielatego peugeota! Przyzwyczajenie, panie. Po próżnicy. Perory-pozory. Pyry poznańskie – pchają! Pardon, przepraszam.

– Potem przyspieszę, przecinając pole powozowni po prawej, pod plecionym płotem.

– Piątkowo, panie Pawle, Piątkowo prosiłem! Pilnuj pan polecenia! Piątkowo – przekaźniki piątkowskie. Panie, pięćdziesiąt pięć ponad poziom… piątkowskiej płyty, pięciu punktowców. Piątkowskie płyty peerelowskich paveli. Paveli? (Faveli–przypis autora) – próbowałem przewoźnika poddać próbie przypomnienia.

– Przyrzekam, pięć pacierzy! Piorunem, panie, punktualnie podjedziemy! Patrz pan, przejeżdżam Przełajową, potem Przepadek, „Polonez” Patrz pan, po, po, pera Polihymnia poznańska pod pegazem. Pucciniego „Płaszcz” przedstawiają. Pra- pra- premiera. Polecam. Piękne przedstawienie. Patrz pan pałac powilusiowy, po prawej pomnik poznańskiego pięćdziesiątegoszóstego…

– Pamięta pan? – pytam. – Pierwszy powiew prawdy! Pierwsze postulaty pracownicze w powojennej Polsce. Polska podziwiała poznaniaków.

– Powoli, panie, przyhamuję, patrz pan przez plecy… Punkt południe, pełen plac. Poznań pełen przyjezdnych, prawie przedwojenna PeWuKa. Pochód przyszedł pod plac, pełniusieńki pracowników. Ponad przepastną plamą przybywających, powiewały pospiesznie pisane plakaty, podstawowe postulaty. Po pokojowej próbie porozumienia Partia przemilczała przekazane postulaty. Panie, po Plenum przyszło polecenie. Pamiętam…, potwornie…, plac pacyfikowany…, protestujący, przechodnie pałowani, połapani… Pepesze pluły pociskami, przeszywając powietrze i protestujących. Pisk, płacz. Pod pocztą padło pięciu. Patrzyłem przez prześwit palonego pojazdu. Potem procesy, procesy, pokazówki, pochówki po północy. Partia proletariacka pokazała pazury… Pardon, przypomnienie przyszło, przepraszam…

– Podziwiam pana, panie Pawle! Potężne przeżycie! Poznań pokazał pierwiastek polskości! Prawda panie, pamiętajmy.

– Poczekaj pan, pojedziemy Poznańską, park, prosto. Przycisnę pedał, proszę, Piątkowską, pardon, po prawej Plaza. Proszę, Piątkowo, przy pętli Pestki. Proszę, podjeżdżamy, pyk, pyk. Pięćset pyknęło. Proszę, powiedziałem – punktualnie. Proszę, płaci pan pięćset…

– Pięćset? Panie! Panie Pawle! Pogięło? Powariowali!

– Pamiętasz pan, panie przyjezdny, patriotę Pstrowskiego? „Pięćsetkę”, pamiętasz?! Pięćset procent. przerabiał! Przykład, panie, ponadczasowy, pamiętaj pan! Przyszła ponownie pora, panie. Podstawą podaż – popyt – przerób – pościg…

-Pościg? Po pieruna?!

-Panie, po pieniąchy, pecunię, pecie, paniał pan? Przypomnisz pan, po powrocie – Pszczyna – powiadałeś pan – przejażdżkę po Poznaniu. Postój Paderewskiego „pięć”. Panie, posłuchaj pan, Poznaniowi potrzebny potencjał! Przewiozłem pana, Poznań poznałeś, płacisz pan „pięćset”. Podatek potrącą, pracy przybędzie poborcom… Podjeżdżającym pod pętlę Pestki, pewnikiem postój, prawda, piękny parking pobudują. Patrz pan, po prawej pozajmowane, prosto pachołki poustawiane, patrz pan, patrz, po prawo, pod platanem patrol – poczuli pecunię. Pracowici, przebiegli, przemyślni potomkowie Przemysła.

– Proszę pana, przykro powiedzieć, przyjezdnym przecież… Podejrzewam, pseudo-patrol, przebierańcy, panie Pawle! Podróżuję przecież po Polsce. Pełno, panie przebierańców… Pełno, panie, patriotów…. Politycy, panie -przykładowo – planują przez Pacyfik przerzucać patrioty!

– Panie, prawda! Prawdziwi patrioci… Patre, patre Przeniebieski!

– Proszę przystanąć po prawej przy pizzerii. Płacę, proszę: pięćdziesiąt, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt, pięćdziesiąt. Pasuje? Pięćset? Pozostaje pogratulować przedsiębiorczości, przednia przejażdżka, poznałem piękny Poznań. Pozwoli pana, pożegnam.

Popielaty peugeot powoli, prawie pretensjonalnie pokonał przecznicę podjeżdżając pod pusty postój. Przyjezdny pozbawiony pięćsetki poczerwieniał – pąs pokrył policzki, powieki, podbródek przyozdobiony posiwiałymi pypciami. Po pewnej pauzie pociągając poznańskiego powietrza przyszło przypomnienie. Panie, panie Pawle, paczkę pozostawiłem w pańskim popielatym peugeocie.

Wojciech Konowalski