Wieczorem 8 grudnia 35 lat temu
John Lennon wracał po wyczerpującym dniu spędzonym w studio nagrań do apartamentu
w Dakota Tower w Nowym Jorku. Z mroku wyłonił się człowiek z płytą w ręku.
Zawołał muzyka po imieniu, gdy ten się odwrócił, podszedł i poprosił o
autograf. John podpisał album, kiedy szedł w stronę drzwi, Mark Chappman
(nazwisko nie koniecznie godne pamiętania) wyjął pistolet i oddał osiem
strzałów. Pomoc nadeszła szybko, ale i tak była spóźniona. Sprawca zamachu nie
uciekał. Zatrzymany przez policje już w trakcie pierwszego przesłuchania
ujawnił swoje motywy. Od dawna planował zamach na kogoś wyjątkowego,
popularnego, akurat wybrał byłego Beatlesa. To ironia losu, że John zginął na
skutek przemocy, z którą całe życie walczył. Wierzył w ludzi i miłość –
powiedział Paul McCartney.
 

Fot. Kazimierz
Seredyński

Niestety media zapomniały o tej rocznicy. Tylko stacja radiowa
„Liverpool Echo” nadała audycję wspomnieniową o Lennonie. Jednak legenda
niezwykłej czwórki z Liverpool jest ciągle żywa. Na początku było ich pięciu;
John Lennon, Paul McCartney, George Harison, Peter Best i Steuart Sutcliff.
Pierwsze kroki jako zespół stawiali w Niemczech, grając rokendrolowe przeboje w
nocnym klubie w Hamburgu. Był to rok 1960, ale sława przyszła dopiero po
wydaniu pierwszej dużej płyty w 1962 roku. Czołowe miejsca na listach przebojów
nie zapowiadały jeszcze tego, że w historii kultury masowej będzie się mówić o
epoce przed The Beatles i po. Petera Besta zastąpił Ringo Star, a Steuart
Sutcliff postanowił poświęcić się malarstwu. Burzliwe początki zespołu
przedstawia film fabularny „Eight day of week”. Purytańska Anglia przeżyła
szok.
Polskie Towarzystwo Artystów, Autorów, Animatorów Kultury
PTAAAK wspólnie z samorządem Miasta Poznania przygotowało w Scenie Na Piętrze koncert
wspomnieniowy upamiętniający dokonania muzyczne Johna Lennona. Zaproszono
wykonawców mających poznański rodowód, aby pokazać, że w tym mieście jest wielu
dobrych solistów i zespołów potrafiących dostosować się do różnych konwencji
stylistycznych i zróżnicowanego repertuaru. Tymi wykonawcami byli Ewa
Michrowska śpiewająca z udziałem pianisty Krzysztofa Raduły, kontrabasisty
Wojciecha Jutkowiaka i gościnnie Sławomira Tokłowicza – perkusja. Wokalistka
zaśpiewała trzy utwory: „Come together”, „Imagine”, „Rock and roll music”.
Następnie
Robert Wojciechowski wspólnie z Marcinem Zygą -piano, i Wojtkiem Springerem –
git.basowa brawurowo wykonał „Let it Be”, „I saw her starding there”, „Twisted
and Shout”, „The long and winding road”, „Bad Moon Rising”.
Kolejni wykonawcy to bardzo sprawdzony duet Ewelina Rajchel i
Piotr Kałużny, którzy wykonali w nurcie ujazzowionym „Michalle”, „Yesterday”.
Przewidujący – acz stylistycznie oryginalny – okazał się zespół Sun Flower
Orchestra (Piotr Wiza – piano, Przemek Bielecki – gitara, Szymon Frąckowiak – g.bas,
Adam Komuniecki – perkusja oraz Darek Renerrt – wokal), który „po swojemu”
zaśpiewał: „Something”, „The Long And Winding Road”, „Imagine”, „Free As The
Bird”.
Koncert zakończył Piotr Schulz Trio (Dawid Troczewski – piano,
Piotr Max Wiśniewski – g.bas, Sławek Tokłowicz – dr i leader Piotr Schulz – wokal).
W jego wykonaniu czuło się prawdziwy Beatlesowski zaśpiew, poprzez swoją
fakturę wokalną pokazał, że ten repertuar zna od podszewki – i co najważniejsze
wykonuje go z werwą i bez nonszalancji przypisanej coverowym objazdowym
ansamblom. Zaśpiewne przez niego „Mother”, „Im only sleeping”, „Strawberry
Fields Forever”, „Jealous guy”, „Ask me why” oraz „Norwegia wood” wywarły
bardzo dobrą reakcję słuchaczy domagających się bisów. Ale nastał Finał i
wszyscy soliści zaśpiewali „Let it be”, do których spontanicznie dołączyła
będąca na koncercie włoska piosenkarka Farida.
Krzysztof Wodniczak