Jest taki zespół „Scent Of Music Blues”, a mnie
zdarzyło się być ostatnio na jego próbie. Marek Kajdrys gra tam na perkusji.
Pomyśleć by można, że to taki zwykły perkusista, ale nie, zupełnie nie – pan
Mareczek, bo tak go nazywamy, ogarnia znakomicie wszystkie instrumenty zespołu
i wymyśla dla nich linie melodyczne. Poza tym posiada szkołę perkusji
‘School
Of Drumline by Marek Kajdrys’ i właśnie
o perkusji – choć nie tylko – traktować będzie ten
wywiad.
                                                                                  
Pan Mareczek-kosmita z werblem nauczycielskim zawieszonym u szyi i z odbitymi w szkolnym lustrze uczniami w tle.


PODSTAWY
Natalia Mikołajska: Panie Mareczku zacznijmy od
podstaw – perkusistą można być jazzowym, popowym, rockowym i metalowym. Jakim
jest pan?
Marek Kajdrys: Staram
się być perkusistą pod każdym względem, czyli grać każdy rodzaj muzyki. Gram na
perkusji od 15, 16 lat i przez ten czas zawsze starałem się odgrywać rożne
style muzyczne. Dodam jeszcze, że kiedyś to było tak, że można było być
muzykiem wykonującym albo grającym tylko jeden typ muzyki. Teraz są inne czasy
– w dzisiejszym świecie trzeba grać każdy rodzaj muzyki, praktykować w
mniejszym lub większym stopniu wszystkie style.
Zatem jest pan multiperkusistą?
O, tak! Właśnie
tak jest.
Dobrze, trzymajmy się na razie tych podstaw – perkusje
są akustyczne i elektryczne – na jakiej uczy pan grać w swojej szkole?
Większość moich
uczniów z racji tego, że mieszka w blokach, małych domkach w mieście, kupuje
sobie zestawy elektryczne, których dźwięk można spokojnie przekierować na
słuchawki i nie przeszkadzać sąsiadom – to bardzo praktyczne. Tutaj w szkole są
więc zestawy elektryczne i akustyczne. Zresztą, trzeba uczyć grać na akustykach
i elektrykach.
A jakie są typy perkusji?
Perkusja
występuje już w muzyce klasycznej i szkołach muzycznych, ale tam można używać nawet
jednego tylko instrumentu…
Z tego co wiem – w szkołach muzycznych uczą o akordzie,
a efekty perkusyjne nie mogą ponoć być składnikami akordu.
Tak, ale nie do
końca, bo tylko jeśli chodzi i instrumenty perkusyjne membranowe, czyli np.
werbel, bęben czy tamburyn. Chociaż przy ich odpowiednim ich nastrojeniu
możliwe jest jednak zagranie akordu – akord ma minimum 3 dźwięki. Są natomiast instrumenty
perkusyjne melodyczne takie jak: wibrafon, ksylofon, kotły i marimba, na
których normalnie gra się akordy.
Wróćmy jednak do tych typów perkusji.
Właśnie – perkusja
może też być przynależna stricte muzyce
rockowej i jazzowej. Mamy wtedy dość typowy podstawowy zestaw instrumentów, ale
w miarę potrzeby można też uzupełniać go o mniej reprezentatywne składniki. Przy
tym typie perkusji – rockowej czy jazzowej – używa się po angielsku słowa drums.
O! Drums – to tak jak nazwa pana szkoły.
Tak, zgodzę się
z panią, Nati… W tym znaczeniu – rockowo-jazzowyn – polskie określenie perkusja
jest odpowiednikiem angielskiego słowa drums, natomiast muzyk, grający na
różnego rodzaju tych mniej reprezentatywnych składnikach, perkusjonaliach czy
tzw. „przeszkadzajkach” (są to np.: shaker, tamburyn, triangel, conga, bongosy
itp.) określany jest jako perkusjonalista.
Czy te przeszkadzajki  to też pańska bajka?
Tak, dokładnie
tak. Od 15 czy 16 lat uczę się gry na perkusji i równocześnie gram na perkusjonaliach.
Przeszkadzjkach?
Tak, choć to
taka ich spolszczona nazwa.
Mnie się podoba. Bardzo. Ale wracając – jest pan
więc perkusistą czy perkusjonalistą?
Cała kwestia
wygląda tu w ten sposób, że perkusista zawsze może grać na różnych
przeszkadzajkach czy perkusjonaliach, bo czuje rytm. Natomiast nie zawsze osoba
obsługujące te przeszkadzajki umie grać na zestawie perkusyjnym. Czyli
perkusista może być perkusjonalistą, ale odwrotnie to już nie jest takie oczywiste.
PERKUSJA
I ZESTAW PERKUSYJNY
Czy o każdym zestawie perkusyjnym można powiedzieć
po prostu, że to perkusja?
Tak. Jeżeli jest
jakiś zestaw perkusyjny i ktoś wskaże na niego, że oto mamy perkusję, to jest
OK. Ale pojęcie perkusja jest na tyle ogromne, że jeśli wyrzuciłbym teraz słowo
perkusja, to mógłbym wymieniać instrumenty do końca świata i jeden dzień dłużej Bowiem sama perkusja ma tak rozbudowane
instrumentarium, że głowa boli, bo są tam…
Proszę nie wymieniać panie Mareczku, tylko
powiedzieć  nam z czego składa się taki
podstawowy zestaw perkusyjny?
Najpierw należy
sobie odpowiedzieć do jakiego rodzaju muzyki ma to być perkusja. Jako że
najpopularniejsza muzyka to rock lub metal, to najważniejszy chyba, bo
najbardziej widoczny jest tu bęben wielki tzw. centralka. Najczęściej ma on 20,
22 cale średnicy, choć może ich mieć też 24.  Poza tym jest też werbel, czyli bęben mały, z
reguły szeroki na 14 cali.
Dalej są tomy, najczęściej dwa. Pierwszy –  10 cali i drugi – 12. Można jeszcze dołączyć
floortom o wymiarze 14 cali, ale nie trzeba.
A talerzy nie ma w takim zestawie?
Oczywiście, że
blaszki są. Po pierwsze mamy tu tzw. hi-haty, czyli dwa stykające się
równolegle talerze o różnej lub jednakowej grubości montowane na jednym
statywie, które dzięki pedałowi można obsługiwać nogą i wybijać rytm. Następny talerz
to ride – ma on krótki i bardzo wysoki dźwięk. W jego górnej części występuje
kopułka lub tzw. bell.
Czy ilość talerzy odpowiada ilości bębnów?
Nie, ich ilość
zależy od zestawu. W tym podstawowym mamy jeszcze blaszkę do akcentowania, tzw.
crash, czyli talerz o różnej grubości w rozmiarach od 12 do 21 cali, używany dla
podkreślenia rytmu w granym utworze i zwiększenia brzmienia bębna basowego (centralnego)
 lub werbla.
A czy wszystkie te składniki zestawu perkusyjnego
muszą w nim być?
Nie, nie zawsze
– można przecież grać koncert na małej scenie, gdzie po prostu nie ma miejsca
na cały zestaw perkusyjny. Czasami też gra się koncert kameralny – na taki ja
zabieram ze sobą tylko centralkę, werbel, hi-haty i tomy, a zostawiam rida i crasha.
Czy gorzej słyszy się taką perkusję?
Gorzej jak
gorzej. Głównie chodzi tu o to, że okrojona perkusja traci na barwach. Po
prostu mamy wtedy mniej blaszek i przez to okrojoną paletę barw, bo nie można
już tak łatwo dostrajać się do całego utworu.
 Taki zestaw
się rozbudowuje, tak?
Tak, w
szczególności w rocku progresywnym, gdzie perkusja spełniała poza rolą
wybijania rytmu i nadawania tempa także funkcje melodyczne, budowy przestrzeni
dźwiękowej i nastroju.
To jak – akordu perkusja zagrać nie może, a melodię
to już tak?
Tak. Jest nawet taki
jeden amerykański perkusista – Terry Bozzio – który kiedy jedzie na koncert, to
jedzie z nim 15 technicznych i perkusję rozkładają 4 godziny. On ma około 40
tomów, 15 werbli i 30 czy 40 różnych blaszek, a wszystko to nastrojone jest tak
jak klawiatura fortepianu, więc później może on spokojnie wygrywać melodię.
A co powie pan o pałkach do gry na perkusji?
Pałki są
drewniane albo metalowe i wtedy mają plastikowe końcówki. W ogóle jeśli chodzi
o pałki, to jest ich bardzo wiele w różnych rozmiarach – w sensie długości i
grubości. Różne są też końcówki główek – mogą one być zaokrąglone, spłaszczone,
grubsze lub cieńsze.
Na próbie miał pan, panie Mareczku, takie miotełki
czy szczoteczki i był pan z nich bardzo dumny. Dlaczego?
Ja bardzo lubię
grać miotełkami. Jest to też ciekawa sztuka perkusyjna, bo nie każdy perkusista
umie grać miotełkami. Generalnie miotełki są trudniejsze, bo wymagają
odpowiedniej techniki.
A dlaczego wybrał pan perkusję?
O! To jest
ciekawe pytanie. Bardzo nawet… Bo w zasadzie było to przez przypadek.
Przypadek?
Zabraknąłby
ułamek sekundy i zostałbym saksofonistą. Kiedy miałem 6 lat, poszedłem z moim
świętej pamięci dziadkiem na casting do orkiestry w moim mieście, bo było tam
wówczas zapotrzebowanie na różne instrumenty. Pani, która ten casting
przeprowadzała kazała mi coś zaśpiewać, powiedzieć…
To w orkiestrze też się śpiewało?
Nie, ona
sprawdzała przede wszystkim mój słuch, czyli np. to czy śpiewam czysto, a potem
trzeba było wybrać sobie instrument spośród tych, które wymieniała. Doszła więc
do saksofonu, ja wymówiłem 2 sylaby słowa saksofon, czyli sakso-, ale wtenczas ona
zaproponowała też perkusję, a wtedy w mojej małej sześcioletniej główce zrodziło
się przekonanie, że perkusja gra przecież wszędzie i krzyknąłem prawie, że chcę
perkusję. I tak zastało i teraz od 15 czy 16 jestem ciągle z perkusją albo to
raczej perkusja jest cały czas ze mną.
Na jakiej perkusji najbardziej lubi pan grać?
Grałem i gram na
różnych rodzajach perkusji, mniej i bardziej rozbudowanych, raczej
akustycznych. Wszystko zależy tu od zapotrzebowania i  stylów muzycznych. Np. graliśmy kiedyś –
niedawno w sumie – koncert w Sali Kongresowej, z Piotrkiem Cugowskim, Ryszardem
Wolbachem i Michałem Jelonkiem. Był to metal symfoniczny i ja potrzebowałem
wtedy takiego bardziej rozbudowanego zestawu – był np. podwójny pedał do
centralki, miałem więcej tomów i więcej blaszek. I grałem.
Pana ulubieni perkusiści, wzory do naśladowania to…
Jednym z moich
guru jest wyśmienity i genialny perkusista polski Cezary Konrad. On
wykorzystuje perkusję na maksimum. Jest tak doskonałym i tak pomysłowym
perkusistą technicznym, że potrafi z niej wyciągnąć takie barwy i takie dźwięki,
że głowa boli. Zresztą jakieś dwa lata temu kupiłem od niego zestaw perkusyjny,
więc mam na Czym – z dużej litery – grać.
                                                                                                                                                                       
Wśród Polaków to wszyscy?
Cenię jeszcze
Michała Dąbrówkę, męża Natalii Kukulskiej. On jest muzykiem sesyjnym i nagrał
kiedyś z  żoną dwie chyba płyty, a poza
tym grał np. u Adama Sztaby czy w „Tańcu z gwiazdami”. Kolejny to też muzyk
sesyjny, a nazywa się Robert Luty, znany z zespołu „Poluzjanci’.
A wzory zagraniczne?
Mike Portnoy, który do 2010 roku grał i śpiewał w
zespole „
Dream Theater”. Dave Webb, perkusista jazzowo-funkowo-popowo-rockowy,
współpracujący np. z Chickiem Coreą. Także perkusiści starego pokolenia, bo np.
nieżyjący już Bady Rich.
Dlaczego perkusiści tak mają, panie Mareczku, że na
jakimkolwiek koncercie są, od razu gdaczą do rytmu jak kury? Chodzi mi tu o ten
gdakający ruch głowy.
Myślę, że jeśli
mamy dobry utwór, jeśli wszystko w nim jest dobrze ustawione i zagrane, a
zespół gra tak, żeby przekazać publiczności wszystkie swoje emocje, to wtedy my
perkusiści – zresztą myślę, że tak jest z każdym muzykiem – czujemy tę dobrą
energię i po prostu nie ma opcji na to, żeby siedzieć spokojnie. Trzeba się
jakoś pobujać czy poruszać, a czasami również poklaskać, bowiem puls ze sceny
zwyczajnie przechodzi wtedy na każdego muzyka czy perkusistę.
Natomiast kiedy
jestem na scenie…
To
też pan gdacze.
Tak, też gdaczę. To gdakanie pomaga mi
trzymać puls całego utworu, a całemu zespołowi grać równo.
NIE
PERKUSJA
Dobrze, przejdźmy teraz do tego co wyczyniał pan na
próbie, że  wymyślał pan melodię do
jednego utworu każdemu instrumentowi, a w „Scent Of Music Blues” jest w sumie 5
takich instrumentów .Taka „umiejętność” nie jest dana chyba każdemu muzykowi. Czy
to się nazywa talent?
Nie lubię mówić
o sobie, że mam talent. Nigdy.
Każdy posiadacz talentu tak mówi…
Cieszy mnie
jednak to, że doceniają to ludzie. Cały czas mam propozycje, kontrakty i gram
na różnych koncertach, a to świadczy o tym, że moją pracę wykonuję mniej lub
bardziej dobrze. Zresztą, jeśli o talenty chodzi, to myślę, że każdy jakiś ma
i…
Bardzo to odkrywcze co pan mówi.
Tak,
rzeczywiście – to bardzo powszechne przekonanie. Jednak to, że wymyślam
zespołowi – każdemu muzykowi – linie melodyczne wcale nie oznacza, że ja od
razu rozstawiam ich po kątach, mówię, że ty idziesz w prawo, ty w lewo, a ty
wychodzisz. To nie o to chodzi. Ja lubię w muzyce porządek, pewien taki ład.
I sprząta pan w „Scent Of Music Blues”?
Nie do końca sprzątam,
ja tylko zaprowadzam tu pewną taką dyscyplinę. W zespole jest 5 instrumentów, które
jednak nie są ułożone – a powinny być, i to każdy z osobna – bo takie unisono, czyli sposób wykonania utworu polegający na zgodnym zagraniu przebiegu
melodycznego przez wszystkie instrumenty z grupy, jest raczej nieciekawy. Można
też wyobrazić sobie altówkę – jeden z instrumentów
„Scent Of Music
Blues” – która grałaby przez pełne 20 utworów,
ale to jest nudne i po prostu boli.
Boli?
Na
zasadzie, że to za dużo dźwięku, bo mamy tam taką tzw. ścianę dźwięku. Ja np.
nie wytrzymałbym półtorej godziny na koncercie, na którym grałyby wszystkie
instrumenty. Musi być ład i porządek, żeby dało się tego słuchać. Każdy musi
mieć do zagrania swoją partię w stosownym momencie.
Proszę mi powiedzieć gdzie i jak pan się tego
nauczył, panie Mareczku?
W szkole muzycznej
w Poznaniu na ul. Solnej, choć tak naprawdę większości nauczyłem się sam. W
zaciuszu domowego ogniska, tak bym rzekł. Zaczęło się od fortepianu, bo jest to
instrument obowiązkowy w każdej szkole muzycznej, więc przepisywałem na niego
utwory. Później zacząłem robić te transkrypcje na perkusję, np. organowy Bach
na bębny i blaszki to było coś. A przecież aranżowanie i komponowanie otwiera głowę
na muzykę i na świat.
A jakie znaczenie przy komponowaniu i aranżowaniu
ma natchnienie?
Ogromne. Jeśli
ktoś nie będzie miał weny twórczej, to może sobie siedzieć godzinami nad
nutami, zeszytem muzycznym czy komputerem, patrzeć w monitor i nic nie
wymyślić.
W takim razie proszę mi powiedzieć, panie Mareczku,
jaki człowiek bez talentu ma wenę twórczą?
Wena twórcza nie
jest przypięta tylko i wyłącznie do muzyki. Może ją mieć każdy człowiek, który
ma jakąś ideę lub pomysł na własną realizację swoich marzeń.
PRZYKŁADOWA LEKCJA TEORETYCZNA W  ‘SCHOOL OF DRUMLINE BY MAREK KAJDRYS’
Marek Kajdrys: Ale,
pani Natalio, my w szkole raczej nie przeprowadzamy lekcji teoretycznych.
Ale z racji warunków, w jakich rozmawiamy, zrobi
pan wyjątek… Jak rozpocząć naukę gry na perkusji?
Wielu ludziom
wydaje się, że z perkusją to jest tak, że przychodzi taki delikwent na pierwszą
lekcję, siada i od razu gra.
A nie jest tak?
Żeby zacząć  grać na całym zestawie perkusyjnym potrzeba
minimum pół roku, które trzeba spędzić nad pojedynczym werblem. Na nim ćwiczymy
technikę, uderzenie, ruch ręki, każde odbicie, artykulację i wszelkie inne, możliwe
rzeczy, które później przenosimy na cały zestaw perkusyjny. Dodam, że u nas pierwsza
lekcja polega na tym, żeby uczniom wytłumaczyć jak trzymamy pałkę i jak
uderzamy.
Co jest potrzebne na początku, a co później? Chodzi
mi tu głównie o wydatki, które ponieść musi każdy przyszły perkusista.
Po pierwsze
trzeba sobie kupić pałki, ale my tutaj jako szkoła te pałki uczniom zapewniamy.
Potem przez pierwsze dwa, trzy miesiące te palki wystarczą. To jest jakieś 15,
20 zł, choć oczywiście można też kupić je za 40 czy 60. Jednak na sam początek
starczą te tańsze pałki, tym bardziej, że najlepszą i najfajniejszą techniką
grania na początku jest bębnienie w poduchę.
O! Sąsiedzi są szczęśliwi.
A spróbowali by
nie!… Ja tak ćwiczyłem przez 4 miesiące. Teraz dostępne są takie specjalne pady
perkusyjne, czyli obręcze z nałożoną gumą albo jakąś inną membraną, które
imitują werbel, bo bardzo dobrze odbijają się od nich pałki. Natomiast o kupnie
całego zestawu perkusyjnego można myśleć tak mniej więcej po pół roku ćwiczeń.
Jaka jest jego cena?
Początkowy
zestaw perkusyjny amatorski kosztuje od 1500, 1800 zł. Czasami takie zestawy
nie mają crasha, hi-hatów i rida i je trzeba sobie później oddzielnie dokupić. Te
profesjonalne natomiast potrafią kosztować od 4000, 5000 zł w górę.
Czy perkusję się stroi?
Tak, oczywiście.
Perkusją nawet powinno się stroić, co najmniej raz w miesiącu.
Jak?
Mamy taki
specjalny kluczyk i każdą śrubką przy werblu, tomie, bębnie czy centralne
trzeba nim dokręcić. Ja taki kluczyk zawsze mam przy sobie.
Czyli strojenie perkusji to dokręcanie śrubek? Jak
praca hydraulika?
Powiedziałbym,
że nie do końca. Otóż, przy każdej śrubce dźwięk wydawany przez tom czy bęben
musi być taki sam. Przy tym strojeniu duże znaczenie ma typ muzyki, którą
będzie grała perkusja, a także charakter i osobowość perkusisty. I oczywiście,
nie można też tych śrubek za bardzo dokręcić.
Moje ostatnie pytanie dotyczy tego, że kiedyś z
dyrektorem administracyjnym pana szkoły perkusji załamywaliście ręce nad
klaszczącą publicznością pewnego koncertu, proszę więc na koniec nauczyć nas –
czyli i czytelników i mnie –  jak należy
klaskać na koncertach.
Na dwa i na
cztery, a nie na raz i na trzy.
To znaczy?
Wszystkiemu
winna jest nasza słowiańskość i to, że w 
genach mamy chyba zakodowane polonezy i różne marsze, w których
akcentuje się na raz i  na trzy. W muzyce
popowej, rockowej i jazzowej zawsze odlicza się dwa i cztery.
Skoro geny mówią jedno, to skąd my – Słowianie
-mamy wiedzieć drugie?
To proste. Można
to wysłyszeć wsłuchując się w perkusję. Perkusista zawsze akcentuje utwór na
dwa i na cztery uderzając w werbel. Oczywiście są sytuacje gdy w werbel uderza
się na raz i na trzy i są nawet takie specjalne przejścia, ale to wyjątki.
Najlepiej akcentowanie na dwa i na cztery słychać u Michaela Jacksona.
Natalia
Mikołajska