ALFABET „RADIA YESTERDAY”

To były bardzo nerwowe
chwile dla Milosa Formana. Przygotowanie obsady do filmu „Lot nad kukułczym
gniazdem” według książki Kena Keseya. Wszystko szło w miarę gładko do chwili
znalezienia aktora, który wcieliłby się w rolę 2 metrowego Indianina Bromdena.
W USA Indian dostatek (choć jak wiemy element napływowy (kowboje) starał się
bardzo ograniczyć ich populację), ale jak wiadomo nie są to zbyt rośli faceci. 2
metry były poza zasięgiem ludzi od castingu.
Telefon Mela Lamberta, prowadzącego w Salem (od czarownic)
salon samochodowy przynosił pocieszenie: „Milosu, znalazłem tego największego
wielkoluda ze wszystkich!”
 

Kadr z filmu “Lot nad kukułczym gniazdem”

Forman razem Jackiem Nicholsonem umówili się na spotkanie. Jak
wspomina: „gdy drzwi się otwarły opadło ze mnie całe napięcie. Facet który
wszedł był tak wysoki, że musiał się schylić aby nie rąbnąć się w głowę”. Był
to Will Sampson – amerykański Indianin z plemienia Krików-Muskogee. I już wtedy
reżyser wiedział, że jest to Wódz Bromden.
 

Kadr z filmu “Lot nad kukułczym gniazdem”

W młodości był w marines, potem jeździł na rodeo, ale kiedy
uszkodził sobie nieco kręgosłup zmienił profesję na malarza leśnych pejzaży. A
malować musiał dużo, bo miał na utrzymaniu sześcioro dzieci z kilkoma żonami.

Indianin Bromden przebywa w zakładzie psychiatrycznym od
kilkunastu lat, przez cały czas udając głuchoniemego. Trafił na oddział zaraz
po wojnie, był w Niemczech. Rewolucyjne działania McMurphego (J. Nicholson)
rozbijają kokon w którym żył Bromden, uświadamiając mu przyczyny wszystkich
jego strachów, przez które uciekł w obłęd. Ten nieokrzesany Irlandczyk – McMurphy
wyrywa go z letargu – przywraca mu godność. Końcowa scena, gdy Wódz dzięki
swojej sile rozbija kraty i ucieka by odnaleźć wolność (w każdej postaci)
przeszła do historii kina i jest tam nadal.

Po zakończeniu zdjęć Will poprosił reżysera o rozmowę. Chciał
poznać jego opinię o pomyśle przeniesienia się do LA i zostania profesjonalnym
aktorem. Forman był sceptyczny: „Wróciłbym do Yakimy, do swoich obrazków. Jeżeli
będą ciebie chcieli w Hollywood, znajdą cię nawet na biegunie północnym”. Will postanowił
jednak zaryzykować. Przeniósł się do Los Angeles, zastrzegł numer telefonu (bo
tak wypada). Ale telefon dzwonił sporadycznie. Mówią wam coś tytuły filmów:
„Biały Bizon”, „Orka.Wieloryb zabójca” czy „Legenda zachodzącego słońca”. Chyba
nie, bo nikt o nich nie pamiętał tydzień po premierze. On tam grał. Odwiedzał też
szkoły z prelekcjami o kulturze Indian, powrócił do malowania i… pił.

Zmarł 3 czerwca 1987 roku na niewydolność nerek po transplantacji
serca i wątroby w szpitalu w Houston. Spoczywa na cmentarzu Grave Creek Indian
Cementery w sercu krainy Musogee. Miał niewiele ponad 40 lat.
Milos Forman: „Jeżeli Hollywood i alkohol nie zabiły go
dosłownie, to z pewnością nie przedłużyły mu życia”.
Arkadiusz Kozłowski