Czy osobie nie lubiącej horrorów i
filmów typu love story może podobać
się film „O
dziewczynie, która wraca nocą sama do domu”? Otóż, tak, podobać się może, i to
bardzo. Dlaczego?
Kadr z filmu
Film
(można już było o nim poczytać na „Kulturalniku Poznańskim” – tutaj) miał się rozpocząć w Kinie ‘Muza’ w Poznaniu we wtorek, 18 sierpnia o godz.
18.15. Na salę kinową weszłam jakieś 8 minut po szóstej, żeby – broń Boże – się
nie spóźnić, choć reklamy w kinie przed filmem bywają denerwujące, ale
oglądanie jakiejkolwiek historii nie od początku denerwuje jeszcze bardziej. Zaczęły
się te reklamy dokładnie 10 po szóstej, ale były jakieś takie inne, bo po
pierwsze reklamowała się sieć kin studyjnych – ‘Muza’ jest przecież kinem
studyjnym, czyli była to autopromocja, w pewnych okolicznościach więc rzecz do
zaakceptowania – po drugie zaś były to zwiastuny dwóch tylko filmów do
obejrzenia, oczywiście, w kinach studyjnych. O 18.16 był koniec reklam i zaczął
się film.  Coś zupełnie innego niż we
wszystkich tych wielkich ogólnopolskich multipleksach kinowych. Dodam przy tym,
że chadzałam już do „muzycznego” kina i nie jestem „zielona”, jeśli chodzi o
kina w Poznaniu, ale – jeśli o ‘Muzę’ chodzi – to zawsze byłam tam na jakichś specjalnych seansach i raczej na sprawę reklam
nie miałam okazji zwrócić uwagi. Zatem zadam teraz pytanie pierwsze
(przypominam, że nie lubię, właściwie nie znoszę horrorów ani filmów typu love story, bo pierwsze to wyciskacze
przerażenia ze śmiechem w tle, a drugie wyciskacze łez): Czy podobał mi się film
„O dziewczynie, która wraca nocą sama do domu”, dlatego, że reklam prawie
wcale nie było przed nim i zaczął się o czasie, a nie z 20-minutowym
opóźnieniem? A podobał mi się bardzo.
Z
przekory chyba nie odpowiem na to pytanie, zostawiam je państwu i przechodzę do
kolejnej kwestii. Film od początku do końca jest czarno-biały. Zatem pytanie
drugie: Czy podobał mi się film „O dziewczynie, która wraca nocą sama do
domu” bo był dwukolorowy? Nie, chyba nie – lubię kolory, co prawda nie te
krzykliwe, tylko raczej stonowane, ale to też raczej niewłaściwa odpowiedź.
Chociaż wartym podkreślenia jest tu fakt, że w czasie ostatnich scen mój wzrok
tak już był spragniony kolorów, że zaczynał wyłapywać jakieś zielone czy
niebieskie refleksy na czarno-białych ulicach miasteczka Bad City. Wyszukiwałam
też różu na policzkach wampirzycy – śmiertelnik był zwykłam facetem i nie
przybierał innych kolorów jak kameleon.
Poza
tym wiemy już, że po swojej zeszłorocznej premierze na festiwalu ‘Sundance’ (my
Polacy zawsze premierowo wyświetlamy filmy z pewnym takim opóźnieniem w stosunku do całego
chyba świata) scenarzystka i reżyserka – Ana Lily Amirpour – została
okrzyknięta prawdziwą sensacją kina (zagranicznego oczywiście). Jej produkcja
to jeden z najciekawszych debiutów 2014 roku i oryginalna zabawa gatunkami –
mamy tu przecież horror o wampirzycy, która pije krew, choć tak naprawdę mało
tu tego horroru – zaledwie dwie poważne sceny, a większość jest z daleka, a może nawet i z ukrycia, a także jedna taka strasznie banalna, żeby nie powiedzieć malutka, nic nie
znacząca. Drugim gatunkiem jest tu romantyczna historia miłosna, przy czym ona
– wampirzyca – odzywa się mało, bo komunikuje się ze światem za pomocą wzroku
(uwielbiam rozmowy oczami). Trzeci gatunek to irański western i w pewnym sensie
kino drogi. Film zachwyca też wysmakowanymi wizualnie zdjęciami, choć mają one
tylko dwa kolory, psychodeliczną wręcz muzykę – przy jednej z piosenek
wampirzyca tańczy nam, dwa razy nawet – a także tytułową rolą Sheili Vand. „O
dziewczynie, która wraca nocą sama do domu” oczarowuje wszystkich – i
recenzentów magazynów filmowych, i krytyków kinowych, i widzów all over the word – jak to się mówi – i
mnie. Zresztą w popularnym serwisie „Rotten Tomatoes”, który zbiera recenzje
krytyków – tych uznanych – z całego świata, film ma pond 90% pozytywnych
opinii. Zatem pytanie trzecie: Czy podobał mi się film „O dziewczynie, która
wraca nocą sama do domu” dlatego po prostu, że jest to film – jak to się
teraz mówi nierzadko – z aspiracjami? O! Tak, na pewno tak jest. Poza tym to najpiękniejszy,
choć czarno-biały, film o wampirach, jaki kiedykolwiek widziałam.
Natalia Mikołajska