RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ
SZAFY
SZAFY
Jeśli w zeszłym tygodniu powiedziało się „A New World Record”, to w tym
obowiązkowo należy rzec „Out Of The Blue”.
obowiązkowo należy rzec „Out Of The Blue”.
Siódmy w dyskografii album zespołu
Electric Light Orchestra. Ukazał się on rok po fantastycznej płycie „A New
World Record”. Oczekiwania były duże, ale chyba niewielu spodziewało się tak
genialnego albumu z tak niesamowitą muzyką. Do tego otrzymaliśmy w prezencie
album podwójny, który zawierał ponad siedemdziesiąt minut nieziemskiej muzyki.
Electric Light Orchestra. Ukazał się on rok po fantastycznej płycie „A New
World Record”. Oczekiwania były duże, ale chyba niewielu spodziewało się tak
genialnego albumu z tak niesamowitą muzyką. Do tego otrzymaliśmy w prezencie
album podwójny, który zawierał ponad siedemdziesiąt minut nieziemskiej muzyki.
Właściwie od pierwszej nuty,
pierwszego taktu jesteśmy zabrani w krainę harmonii i melodyjności. Ta
niesamowita muzyczna podróż trwa do ostatniego dźwięku. Jeff Lynne na tym
wydawnictwie pokazuje pełnię swojego kunsztu kompozytorskiego. Pracując z tymi
samymi muzykami, co na wcześniejszym albumie, stworzył płytę najlepszą w
historii Electric Light Orchestra. A wypełniająca pierwszą stronę drugiej płyty
suita „Concerto For a Rainy Day” jest kapitalnym dopełnieniem tego cudownego
krążka. I kiedy wsłuchiwaliśmy się w dźwięki zamykającego ten album „Wild West
Hero” była chyba we wszystkich sympatykach ELO nadzieja, że jeszcze nie raz
będzie nam dane obcować z tak wybitnymi płytami autorstwa Lynne & Company.
pierwszego taktu jesteśmy zabrani w krainę harmonii i melodyjności. Ta
niesamowita muzyczna podróż trwa do ostatniego dźwięku. Jeff Lynne na tym
wydawnictwie pokazuje pełnię swojego kunsztu kompozytorskiego. Pracując z tymi
samymi muzykami, co na wcześniejszym albumie, stworzył płytę najlepszą w
historii Electric Light Orchestra. A wypełniająca pierwszą stronę drugiej płyty
suita „Concerto For a Rainy Day” jest kapitalnym dopełnieniem tego cudownego
krążka. I kiedy wsłuchiwaliśmy się w dźwięki zamykającego ten album „Wild West
Hero” była chyba we wszystkich sympatykach ELO nadzieja, że jeszcze nie raz
będzie nam dane obcować z tak wybitnymi płytami autorstwa Lynne & Company.
Jak pokazała historia, kolejne
wydawnictwa nie zbliżyły się już poziomem do tej delicji z roku 1977. Owszem,
nie brakowało ciekawych nagrań Lynne’a na kolejnych płytach, ale czar płyty „Out
Of The Blue” gdzieś prysł i nigdy już nie powrócił.
wydawnictwa nie zbliżyły się już poziomem do tej delicji z roku 1977. Owszem,
nie brakowało ciekawych nagrań Lynne’a na kolejnych płytach, ale czar płyty „Out
Of The Blue” gdzieś prysł i nigdy już nie powrócił.
Jacek Liersch