‘Festiwal Muzyków Rockowych’ w Jarocinie, który nazywał się najpierw ‘Ogólnopolskim
Przeglądem Muzyki Młodej Generacji’ wyrósł tak naprawdę z ‘Wielkopolskich
Rytmów Młodych’, które wymyślili roku 1970 członkowie Środowiskowego Klubu
Związku Młodzieży Socjalistycznej ‘Olimp’ w Jarocinie. O Festiwalu z tamtych
lat – 1970 – 1979 – opowie nam Krzysiek Wodniczak, jeden z jego animatorów.
Karykaturę Krzyśka Wodniczaka 
wykonał inny Krzysiek – Rowiński.
Zacznijmy od końca, od roku 1979, żeby było
współcześniej.
Dobrze.
Otóż w roku 1979 powstało w Poznaniu ‘Poznańskie Towarzystwo Jazzowe
i szef tego Towarzystwa – Henryk Frąckowiak – przekonał władze Jarocina w 1980
roku, żeby na bazie starych ‘Wielkopolskich Rytmów Młodych’ powstało
coś nowego, większego i ogólnopolskiego. Stąd też wezwanie, aby zadebiutowała w
Jarocinie pierwsza ‘Muzyka Młodej Generacji’. Stało się tak, chociaż ta
 nazwa wcześniej pojawiła się już w Sopocie na ‘Pop
Session
’. Potem Henryk Frąckowiak zaproponował, aby nad całością
czuwał  warszawski duet Walter Chełstowski i Jacek Sylwin.
Jaka była pierwsza edycja ‘Muzyki Młodej
Generacji’?
Zasłynęła
z czegoś – dzisiaj powiedziałbym – koniunkturalnego – mianowicie przyjechał z
Opola zespół „Tajne Stowarzyszenie Abstynentów”, czyli „TSA” jako kwartet
gitarowy czy też grupa instrumentalna, z Bochymi zaś przywiało zespół „Sektor
A” z wokalistą Markiem Piekarczykiem. Nastąpiło wtedy ich muzyczne „zbratanie
się”. Od tego pierwszego Jarocina – a może i jedenastego – „TSA” zaczęło
funkcjonować jako zespół stricte rockowy.
Dlaczego przy organizacji ‘Muzyki Młodej Generacji’ nie znalazł Pan dla
siebie miejsca?
Nie
były to żadne uwarunkowania personalne – akurat bardzo dobrze znałem Jacka
Sylwina. Zresztą kwestie niechęci do pewnych osób w ówczesnym „światku
muzycznym” nie odgrywały większego znaczenia. Ja w latach 80. miałem inne
zajęcia, uczestniczyłem w wielu imprezach, jako obserwator, komentator i recenzent
w festiwalach, tak krajowych, jak i zagranicznych. Nie miałem jakiegoś parcia,
żeby koniecznie angażować się w Jarocin.
I na tym skończyła się pańska działalność
koncertowa?
O
nie – w tym czasie, czyli w latach 80. stworzyłem w Gorzowie ‘Reggae
nad Wartą
’, gdzie zapraszane były nie tylko zespoły reggaewe, ale i
np. „Dżem”. Pamiętam sytuację, gdy o 4 nad ranem, kiedy słońce wschodziło, padał
deszcz, a „Dżem” grał, my czuliśmy się jak na prawdziwym ‘Woodstocku’
amerykańskim. To ‘Reggae nad Wartą’ organizowałem przez 7
lat.
To wtedy miał miejsce koniec działalności
koncertowej?
Też
nie – później wymyślałem autorskie  trochę mniejsze imprezy tematyczne jak
np. ‘Dobry wieczór Mr Blues’, gdzie występowali czołowi polscy
wykonawcy. Sekundowałem Irkowi Dudkowi przy pierwszych ‘Rawach
Blues’.
W latach
90. zaś organizowałem koncerty ‘Muzyka w  Poznańskiej Farze’. Z kolei potem
jeszcze innych parę cyklów. Najważniejsze jednak jest to, że wymyśliłem ‘Międzynarodowe
Targi Muzyczne MITAM’, gdzie dyrektorem artystycznym jest znany perfomer
Andrzej Mitan.
A o Jarocinie tak po prostu Pan
zapomniał?
W
latach 90. nowe władze zaproponowały mi podjęcie reanimacji tego Festiwalu.
Przedstawiłem wówczas program, ale według własnych preferencji rockowych.
Powiem przy tym, że muzyka punkowa była mi zawsze obca, no może poza zespołem „Strengers”,
a to dlatego, że ci akurat punkowcy okazali się potem  świetnymi
instrumentalistami. Ogólnie to, co proponowały grupy punkowe wydawało mi się
ubogie muzycznie. Warstwa tekstowa zawsze była tak skąpa, że wcale tego nie
czułem.
JAROCIN
A porozmawiajmy chwilę o Festiwalu w
mieście Jarocin – czy tamtejsza publiczność
zmieniła się w momencie przejścia z ‘Wielkopolskich Rytmów Młodych’ na  ‘Muzykę Młodej Generacji’?
Szczególnie
dużo osób z Wielkopolski przyjechało na pierwszą ‘Muzykę
Młodej Generacji’
, bo były takie sygnały. Nie było wtedy dobrodziejstwa
Internetu, ale pocztą docierało, że jest taki Festiwal i warto przyjechać. Nie
wiem czy na pierwszym, czy drugim były już pola namiotowe. Jednak w Jarocinie
te wszystkie początkowe imprezy były raczej adresowane do mieszkańców-tubylców.
 
Jest Pan wpisany w grono siedmiu zasłużonych dla historii Jarocina, to
znaczące wyróżnienie.  
Jest
dla mnie bardzo ważne, tym bardziej, że w tym panteonie znajdują się :Aron
Happener – rabin, Sędziwoj z Jarocina – wojewoda wielkopolski, Aleksy Sobaszek
-błogosławiony kościoła katolickiego i Elizabeth Schwarzkopf – słynna
śpiewaczka operowa. Jednak nie poszedłem za tym ciosem i nie zabiegałem o to,
żeby zostać honorowym obywatelem Jarocina.
Czy takie Pana wyróżnienie nie powinno mieć swojego przełożenia na
większe podkreślenie roli ‘Wielkopolskich Rytmów Młodych’ w historii miasta.
Miałem
nawet taki próżny pomysł – ‘Jarociny Wodniczaka’ – czyli
prezentację artystów, którzy jeszcze funkcjonują począwszy od Hanny Banaszak, a
skończywszy na „Mietku Blues Bandzie”, „Kasie Chorych”, czy kilku muzykach,
którzy zasilają różne zespoły, a przez jarocińskie ‘Rytmy’ się przewinęli. W końcu
prawie każdy ma tam jakieś zasługi.
Uważa Pan, że niedawno obchodzona rocznica imprezy w Jarocinie, powinna
być sygnowana 30 czy 40 lat Festiwalu?
Powinno
być tak jak naprawdę jest w liczbie matematycznej, czyli 40 lat. Dodam, że
możliwe, iż za te 9 lat organizatorzy będą chcieli mieć godniejszy jubileusz,
niż 40-te urodziny. Pół wieku brzmi w końcu lepiej i wtedy może organizatorzy
połączą to w całość i będzie jedno świętowanie.
Festiwale
Sądzi Pan, że ciągłość między ‘Wielkopolskimi Rytmami Młodych’ a ‘Muzyką
Młodej Generacji’ zapewniła Festiwalowi możliwość istnienia?
Mówi się, że jest to jedna
z tez, dlaczego władze pozwoliły na działanie tej imprezy. Bo tak naprawdę, ich
absolutnie to
nie interesowało
– przecież na  imprezę za
każdym razem
przyjeżdżali
dziennikarze, a potem  pisali o niej w konsultacji ze zwierzchnikami i sekretarzami,
którzy byli bardzo skrupulatni i wymagający. Zresztą, jeśli redaktor zamieścił jakąś
relacje z Jarocina,  to tylko i wyłącznie po „wewnętrznej” cenzurze.
Czy Pan, jako organizator wielu imprez muzycznych, obserwując
reaktywowany Festiwal, uważa, że idzie on w dobrym kierunku, że ma szanse być
ważną imprezą w Polsce w kolejnych latach?
Firma,
która go organizowała przez ostatnie trzy lat nastawiona jest tylko na zysk. Dla
nich przede wszystkim muszą się zgadzać słupki finansowe. Czytałem też, bo nie
byłem tam osobiście, że Węgorzewo zajęło miejsce Jarocina. Jeśli porównywać i skonfrontować
to z ilością ludzi na tegorocznym przystanku ‘Woodstock’ czy ‘Openerze’, to
właśnie Węgorzewo jest tu dobrze profilowane. Tak mi się wydaje.
Obecnej edycji Festiwalu, często zarzuca się zaniedbanie ‘Małej Sceny’, czyli
promocji młodych i początkujących zespołów. Poprzedni organizatorzy odpierają
te ataki twierdząc, że impreza bazująca na ‘Małej Scenie’ nie jest w stanie utrzymać
się finansowo. Co podpowiada Pana doświadczenie w takiej sytuacji?
Tam
po prostu jest brak pomysłu. Dlaczego  zrobiono jubileusz „Armii”, a nie
pomyślano o trzech bardzo ważnych rocznicach: 10–lecie śmierci Grzegorza
Ciechowskiego, 20–lecie Ady Rusowicz, która w Jarocinie wystąpiła w ramach ‘Wielkopolskich
Rytmów Młodych’ w roku 1974 z „Niebiesko-Czarnymi” i 30–lecie śmierci
Krzysztofa Klenczona. Można było taki wspominkowy koncert zorganizować,
chociażby w małym pomieszczeniu dla tubylców i rówieśników tych artystów.
Ale przecież Jurek Owsiak przypominał o
Grześku Ciechowskim w Kostrzynie, na swoim ‘Przystanku Woodstock’.
Tak
wspomniał coś o nim, ale wszyscy mówią, że najlepszy koncert w życiu „Republika”
zagrała właśnie w Jarocinie, kiedy została obrzucona pomidorami. .Dlaczego więc
o tym zapomniano?
A gdyby Pan działał przy organizacji Festiwali, po roku 1979, jaki
starałby się Pan nadać mu kierunek muzyczny?
Zachował
bym formę eklektyczną. Nie mam zdecydowanego ulubionego nurtu muzycznego, więc najbardziej
odpowiadają mi formy rockowe, ale instrumentowane większymi formami, czy to
keyboardami, czy też prawdziwymi smyczkami. Formy połączeniowe: klasyczne z
rockowymi. Dopuszczałbym prawie wszystkich, ale chyba dystansowałbym się od form
punkowych, tak jak zupełnie bym nie akceptował rapu i hip-hopu. Chociaż tak
naprawdę, gdy robiłem festiwale z przesłaniem, czyli festiwale muzyki
chrześcijańskiej, to zapraszałem tam nawet zespoły rapujące ku chwale Pana. Jednak,
wracając do tematu Jarocina, to powiem, że niemożliwe jest pominięcie rocka na
Festiwalu, bo on nigdy tam nie zginie.

Pytała Natalia Mikołajska