Dzisiaj już nieco zapomniany, choć nagrania jego „Procol Harum”
wywołują nadal nie tylko nostalgiczne emocje. Razem z Keith’em Reid stworzyli
duet kompozytorski na miarę tandemu: Elton John-Bernie Taupin.
Fot. Christie Goodwin
Facet, który napisał „A whiter
shade of pale” (Bielszy odcień bieli) – przebój, który swoją mocą powinien go
pogrążyć i naznaczyć etykietą (one-hit man). Na początku kariery napisać taki hit
i przetrwać potem długie lata w dobrym muzycznym zdrowiu to prawdziwe wyzwanie.
I on temu podołał.
Albumy PROCOL HARUM w latach
70-tych czarowały mistrzowsko dobranymi proporcjami rocka-bluesa-folku i
klasyki. To były dzieła sztuki rock’n’rollowej. Albumy „Broken Barricades”, „Live
in concert with Edmonton Symphony Orchestra”, „Exotic Birds and fruit” czy „Procol’s
Ninth” ogniskowały zainteresowanie fanów rocka artystycznego swoim pięknem i
nostalgiczną melodyjnością.
Nie wspomniałem o jeszcze jednym
dziele Brookera – albumie „Grand Hotel”. To zestaw z pierwszej setki najważniejszych
płyt rock’n’rolla (moim zdaniem pierwsza 20-stka). Nagranie tytułowe dla wielu
z nas stało się emocjonalnym kodem tamtych czasów (i jest tak do dzisiaj).
Gary Brooker bardzo polubił
Polskę. Pojawił się jeszcze w czasach PRL’u. Najpierw z zespołem na koncertach
(m.in. w Poznaniu). Potem udostępnił licencje na album „Procol’s Ninth”, co
spowodowało iż muzyka zespołu była dostępna w każdej polskiej księgarni. Po
rozwiązaniu zespołu powrócił tutaj, aby nagrać materiał promocyjny do swojej
solowej płyty pod okiem mistrza Jerzego Gruzy.
Zagrał też w czasie sopockiego
festiwalu. Potem po reaktywacji zespołu powracał do nas jeszcze.
Materiał premierowy nagrywa
sporadycznie (1991 – „The prodigal Stranger”, 2003 – „The Wells on Fire”), ale
nadal na mistrzowskim poziomie. Koncertuje, wspomaga starych druhów (Ringo
Starr, Bill Wyman) – choć wszystko to niespiesznie. Nie musi już nic
udowadniać. Jego nazwisko już dawno zapracowało na rockową nieśmiertelność.
Pozostała czysta przyjemność grania.
Arkadiusz Kozłowski