W
polskim prawie istnieje obowiązek wyposażania każdego roweru w sygnał dźwiękowy
– najczęściej jest to dzwonek rowerowy – tymczasem coraz więcej rowerzystów jeździ
sobie bez dzwonków właśnie. Dlaczego? Najczęściej nasi rowerzyści nie są po
prostu świadomi takiego obowiązku, ale to nie wszystko.
 




















Zdj. Natalia Mikołajska
Innym
z powodów jeżdżenia bez dzwonków są piesi znajdujący się na ścieżkach
rowerowych – i zachowujący się jak te święte krowy, ale o tym, to trochę dalej –
którzy nie reagują na dzwonienie i nie schodzą z drogi rowerzystom. Dlatego dla
niektórych prowadzących rower najskuteczniejszym sposobem na wolny przejazd
jest pisk hamulców, który w końcu wymaganym przez prawo sygnałem dźwiękowym też
jest. Dziwnym, można by rzec ekstremalnym, ale również dźwiękowym. Piesi na
niego reagują. I to bezzwłocznie. Hubert Marcinkowski z serwisu rowerowego
„Coop” twierdzi, że często jest teraz i tak, że nowocześni i najczęściej także nowobogaccy
rowerzyści nie chcą robić sobie obciachu i montować banalnego dzwonka
rowerowego na swoim wypasionym i zapewne kosztownym rowerze. Pan Hubert dodaje przy
tym, że jest jeszcze jeden powód jeżdżenia bez dzwonków – czasami na takiej
odjazdowej kierownicy nie ma go zwyczajnie gdzie zaczepić. Jednak winę za to
ponoszą już producenci i to oni powinni zostać pociągnięci do odpowiedzialności.
W
polskim prawie, czyli w „Rozporządzeniu Ministra Infrastruktury w sprawie
warunków technicznych pojazdów oraz zakresu ich niezbędnego
wyposażenia”  (zaktualizowanym nie
tak dawno, bo w październiku 2012 roku) napisane jest – jak zapewne wiemy albo
się domyślamy – że każdy rower musi być wyposażony w dzwonek lub inny sygnał
ostrzegawczy o nie przeraźliwym dźwięku. Zaraz, zaraz – nie przeraźliwym, czyli
jakim? Przepisy nie zawierają definicji takiego sygnału. Chodzi tutaj o
zwyczajowe rozumienie i odbiór. – Sygnał ma ostrzegać, a nie straszyć – mówi
młodszy aspirant Dawid Marciniak z Zespołu Prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji
w Poznaniu.
W prawie
Rowerzystów
obowiązują przepisy kodeksu drogowego tak jak kierowców, czyli – co interesuje
nas w tej chwili najbardziej – na drogach publicznych nie wolno jeździć im bez
dzwonków (podobnie jest z samochodami bez klaksonów, z tym że klakson w każdym
samochodzie montowany jest już w fabryce, dzwonek rowerowy natomiast każdy
rowerzysta musi osobno kupić i osobno zamontować – wyprodukowany rower jest bezdzwonkowy).
Za nieprawidłowości w wyposażaniu roweru (czyli m. in. za brak dzwonka) grozi
mandat od 5 do 500 złotych. Można jednak bez tego dzwonka jeździć, ale w niewielu
miejscach i sytuacjach, bo: po pierwsze u siebie na ogródku i na innych drogach
zlokalizowanych na terenach prywatnych, po drugie na drogach w osiedlach
mieszkaniowych, po trzecie na drogach dojazdowych do gruntów rolnych, leśnych i
obiektów użytkowanych przez przedsiębiorców, po czwarte na placach przed
dworcami kolejowymi, autobusowymi i portami, a po piąte także na pętlach
autobusowych. W każdym innym miejscu rowerzyści muszą mieć dzwonki i powinni
też stosować się do wszystkich znaków (tak jak kierowcy samochodów), chyba że
jest pod nimi specjalna tabliczka informująca, że ich zakaz nie dotyczy. Poza
tym rowerzyści powinni w zasadzie zawsze jeździć ścieżkami, a ewentualnie
drogami dla rowerów, natomiast na chodnik generalnie wjeżdżać im nie wolno –
chyba że mają ze sobą dziecko w wieku mniejszym niż 10 lat. Jednak nie ma tego
złego, co by na dobre nie wyszło i tak chodnik w pewnych sytuacjach dla dużych
rowerzystów jest jednak dopuszczalny – po pierwsze kiedy na jezdni maksymalna
szybkość to więcej niż 50 km
na godzinę, a po drugie chodnik ten ma szerokość przynajmniej dwóch metrów.
O zwierzętach
Jako
że chodnik nie zawsze dostępny jest rowerom, tak i ścieżki rowerowe nie zawsze
dostępne są pieszym i nie mogą oni spacerować sobie po nich zupełnie wolno.
Jest to dozwolone jedynie wtedy, kiedy nie ma chodnika ani pobocza albo piesi z
różnych – oczywiście racjonalnych – przyczyn nie mogą z nich skorzystać. Pociągnijmy
teraz – zapowiedziany na początku artykułu – „pieszy” temat nie reagowania
świętych ludzkich krów na dzwonki rowerowe i niedozwolonego ich maszerowania sobie
całą szerokością ścieżki rowerowej. Posłużmy się przy tym obrazkami.
 
Obrazek
nr 1 i miejsce akcji nr 1: zwykła ścieżka rowerowa, po której idą sobie dwie
panie, a koło nich wolno  biega dziecko. Obie
są tak zaangażowane w rozmowę, że w ogóle nie patrzą na dzieciaka, Czas akcji:
słoneczne popołudnie. Akcja: po ścieżce jedzie rowerzystka, pokazuje i oznajmia
wszystkim, że jedzie – dzwoni dobrych kilka sekund, ale ze strony pań i dziecka
nie widać żadnej reakcji. W pewnej chwili dzieciak wybiega na drogę, więc
rowerzystka hamuje – gwałtownie –  i
zatrzymuje się jakieś 10 cm
od dziecka

Tędy się nie jeździ. Co pani sobie w ogóle wyobraża?
Panie
są oburzone. Rowerzystka spokojnie tłumaczy im, że wielki znak namalowany na ścieżce
z dwoma kółkami i kilkoma kreskami to jest rower i że to jest ścieżka dla
rowerów, a nie miejsce schadzek rodzinnych. Panie są – nie wiadomo czy szczerze
– zdziwione…
Albo
inny obrazek – nr 2 – i inne miejsce akcji – nr 2: dosyć wąska i względnie nowa
ścieżka rowerowa wydzielona z szerokiego i dawno już wyznaczonego chodnika dla
pieszych, oznaczona na samym swoim początku niebieskim znakiem wbitym w ziemię,
tak jak przejście dla pieszych. Czas akcji: późny pranek. Akcja: po ścieżce miarowo
maszeruje sobie wymachując rękami facet przy kości. Rowerzysta dzwoni, ale
żadnej reakcji, więc podjeżdża wolniutko i grzecznie pyta pana czy nie słyszy i
dlaczego chodzi sobie wymachując rękami po ścieżce rowerowej.

A co mam słyszeć? Przecież to nie jest ścieżka dla rowerów!

Nie widział pan znaku tam na początku ścieżki?
Rzuca
pytanie rowerzysta.

Jaki tam znak? Tu nigdy nie było drogi dla rowerów.
Zrezygnowany
rowerzysta jedzie dalej. Mowę mu odjęło…
Następny
obrazek jest właściwie świeżynką, bo swoje miejsce miał parę godzin temu.
Miejsce akcji: przejazd dla rowerów przez jezdnię połączony z przejściem dla
pieszych. Jest zielone i wszyscy przechodzą, przy czym część ludzi – jak to
zwykle bywa – idzie po drodze dla rowerów. Jadę i dzwonię, większość
przechodniów robi mi miejsce, tylko dwie starsze panie – z pretensjami, ale to
zauważyłam dopiero później – idą sobie spacerkiem i wcale nie skręcają w bok. Dzwonię
więc na potęgę, robię różne figury i wygibasy i w końcu je omijam, pytając
dlaczego chodzą po drodze dla rowerów. Jedna z nich mówi:

Po to jesteś, żeby widzieć.
Bez
komentarza, choć tak naprawdę scyzoryk w kieszeni mi się otwierał, nawet jeśli w
rzeczywistości go nie miałam…
Rowerowy kłopot bezdzwonkowy
Obrazki
nr 4 i 5 (obrazkowe przedstawianie opisywanych okoliczności jest bardzo
interesujące tak dla czytającego, jak i dla piszącego) dotyczą sytuacji, w
których spotyka się dwoje rowerzystów, którym brakuje dzwonka (oczywiście jednego
tylko, bo założenia są takie, że drugi rowerzysta dzwonek ma).
Obrazek
nr 4 dzieję się na wąskiej, nierównej, zniszczonej i prawie „dziurawej” ścieżce
rowerowej i takie właśnie mamy miejsce akcji nr 4. Czas akcji: zachmurzone
godziny okołopołudniowe. Akcja: ścieżką jedzie rowerzysta rowerem z bardzo
wąskimi, sportowymi kołami, musi więc omijać większe dziury i przez to „tańczy
sobie” po  ścieżce, ale uważa na rowery z
naprzeciwka – jeśli taki jedzie, to natychmiast zjeżdża na bok. W pewnym
momencie słyszy przeraźliwy pisk opon z tyłu, odwraca się i widzi chłopaka,
który prawie się przewraca, choć szczęśliwie  udaje mu się zachować równowagę. Niestety nie
miał dzwonka, którym ostrzegłby naszego rowerzystę, żeby nie blokował mu drogi
swoim „tańcem”.

Powinieneś mieć dzwonek.

No, nie mam. Ale, Jezu, przecież nic się nie stało!
Pewnie
że nic, tylko nerwy trochę nadszarpnięte…
Ostatni
już obrazek – nr 5 i miejsce akcji nr 5: niezbyt szeroka droga rowerowa. Czas
akcji: wieczór, ale jako że w najlepsze trwa sobie lato – lipiec właściwie –
jest jeszcze jasno i wcale nie trzeba jeździć ze światłami. Akcja: trójkołowy,
a więc względnie szeroki rower jedzie sobie środkiem po wąskiej ścieżce
rowerowej. Z naprzeciwka nie nadjeżdża nic. W pewnym momencie rowerzyście
wydaje się, że słyszy gdzieś „w zaświatach” wypowiedziane delikatnym głosem
„przepraszam”, ale nic, jedzie dalej. Po chwili sytuacja i szept się powtarzają,
coś skłania go więc do odwrócenia się i spostrzega jadącą za nim dziewczynę o bardzo
„delikatnym” wyglądzie. Od razu ją pyta:

Nie masz dzwonka, żeby pokazać, że jedziesz?

Nie. Ja nie miałam dzwonka zamontowanego jak kupiłam rower.
Przykre
to, że rowerzyści nie zdają sobie sprawy z pewnych spraw oczywistych…
Uwaga!
Często
pieszych bez żadnego uprzedzenia mija rozpędzony rower. Ryzyko kolizji jest
wtedy duże, żeby nie powiedzieć ogromne. Nieuprzedzone sygnałem, nie nauczone  i niedoświadczone jeszcze dziecko może
przeciąć trasę rowerzyście (jak dzieciak z obrazka nr 1 wbiegający pod koła), a
zaskoczony pies, nawet ten trzymany na smyczy przez swojego właściciela, zerwać
się nagle w jego obronie (niektóre psy tak właśnie mają). Dlatego duża część
pieszych żyje na co dzień w strachu, bo nigdy nie wie kiedy, skąd i co wyskoczy,
nawet jeśli sami schodzą z drogi słysząc dzwonek, a tych niestety nie ma wielu.
Goście z zagranicy (szczególnie z tak uwielbianego przez nas Zachodu) są tu dla
Polaków najlepszym przykładem odpowiedniego postępowania – oni słysząc dzwonek
od razu schodzą z drogi, a poza tym w krajach zachodnich, jeśli jest napisane
„droga dla rowerów”, to nikt inny tam nie wchodzi ani nie wjeżdża (mała
dygresja: podobnie jest z czerwonym światłem dla pieszych – ludzie stoją, nawet
gdy nie jadą żadne samochody, a w Polsce takie mamy niezdyscyplinowane
społeczeństwo, że nierzadko zdarzają się mandaty za przechodzenie na czerwonym,
a wtedy mamy święte oburzenie – koniec dygresji).
Wracając
do strachu przechodniów, to wydaje się, że gdzieś na pięćdziesięciu rowerzystów
tylko jeden dzwoni ostrzegawczo w momencie mijania osób pieszych. Jeśli się tych
rowerzystów upomni, reagują agresją albo tylko wzruszają ramionami. Dlaczego
tak się dzieje? Co to komu szkodzi przycisnąć palcem dźwigienkę dzwonka? Zbyt
duży wysiłek energetyczny? Z drugiej jednak strony dlaczego ci rowerzyści mają
dzwonić, i z jakiej racji mają zachowywać się uprzejmie, skoro większość
pieszych albo udaje, że ich nie widzi albo czasami specjalnie nie schodzi z
drogi jak facet z obrazka nr 2 i kobieta z numeru 3? Między innymi z tej
właśnie przyczyny przeważająca część rowerzystów czuje się jadąc na rowerze jak
osoba trzeciej – najgorszej – kategorii. Przecież kierowcy przeklinają i
psioczą na nich, że muszą ich omijać, natomiast na chodniku mogą dostać mandat
i tak naprawdę muszą mieć oczy dookoła głowy, a poza tym ,jeśli zadzwonią,
piesi są oburzeni i wcale tym rowerzystom nie pomagają. Natomiast ścieżki
rowerowe są przez większość tych oburzonych pieszych traktowane jak chodniki. Szczególnie
ślimaki w przejściach podziemnych. Co więc robić? Jak postępować? Jak jeździć
na rowerze?
Natalia Mikołajska