Piszę te słowa świadom ich rangi w tym szczególnym temacie, jakim jest kwestia naszego ziemskiego bytowania, a jednocześnie nieuchronnego przemijania. Nie tylko w tym roku kalendarzowym, ale na przestrzeni wielu lat naszego życia, odeszło wiele bliskich nie tylko nam osób, działaczy społecznych, a co jeszcze bardziej zasmuca i boli artystów wielkiego formatu.
Jeżyckie Centrum Kultury, to bardzo osobliwe i ważne dla naszej regionalnej i nie tylko kultury miejsce. Dzięki ludziom mającym w sobie wiele zacięcia w działalności społecznej, Stara Prochownia na przestrzeni minionych lat stała się miejscem kultowym, czymś w rodzaju Krakowskiej Piwnicy Pod Baranami. Idąc dalej można powiedzieć, że w ostatnim czasie Krzysztof Wodniczak, wspólnie ze znakomitym muzykiem Michałem Szóstakiem, który jako żywo przypomina mi postać Piotra Skrzyneckiego – ojca duchowego Piwnicy Pod Baranami.
To właśnie z inicjatywy Michała Szóstka zrodził się pomysł wsparty przez Krzysztofa Wodniczaka Muzycznych Zaduszek. Pomysł jak się okazało w pełni trafiony, który został zrealizowany w miniony piątek w/w Starej Prochowni, jak zwykle przyciągnął grupę wiernych fanów dobrej muzyki. Koncert tradycyjnie poprowadził Krzysztof Wodniczak, barwnie opisując postaci tych co już odeszli z tego padołu. Oczywistym jest, że nie mogło zabraknąć utworów Czesława Niemena, Wojciecha Skowrońskiego, Romana Grząślewicza, Benona Hardego, Huberta Szymczyńskiego, Andrzeja Mikołajczaka i innych wielkich artystów oraz – przy okazji – wspomnień o tak wybitnych postaciach jak zmarły 30 września br. prof. Kazimierz Miler – Członek Honorowy Polskiego Towarzystwa PTAAAK.
W tym miejscu pozwolę, sobie chronologicznie przedstawić repertuar tego koncertu: Piotr Kuhn z zespołem Michała Szostka zaśpiewał dwa utwory, które wykonywał Wojciech Skowroński „Georgia” i „Ale to będzie zabawa”. Pojawiła się także nowa twarz poznańskiej estrady Zofia Liberska, która w tym miejscu i gronie zdecydowała się wykonać własny program.
Podkreślić należy też udział poznańskich poetów Ryszarda Małeckiego i Zbigniewa Rotha, którzy odczytali okolicznościowe poetyckie laurki. Przebieg tego wydarzenia, jak i atmosfera panująca na sali w pełni potwierdziła potrzebę kontynuacji tego typu wydarzeń w przyszłości. Mnie osobiście zachwyciła wirtuozeria wspaniałego muzyka, aranżera, wykonawcy utworów tych wielkich nieobecnych – Michała Szóstka. Wpływ na moja ocenę ma nie tylko fakt, że jako pomysłodawca tego wydarzenia dobrał odpowiedni repertuar, ale też fakt, że jego warsztat muzyczny powstawał między innymi poprzez wspólne występy z wieloma artystami z tamtych lat. Doskonale znam barwę i brzmienie organów Hammonda, których w miarę wierne brzmienie wydobył ze swojego instrument Michał Szóstek.
Oczywistym jest, że nie może być tylko i wyłącznie słodko, ale ta mała uwaga dotyczy – moim zdaniem – odmiennego w swych brzmieniu przecinka muzycznego w wykonaniu młodych artystów. Nie odnosi się ta uwaga do ich klasy wykonawczej, jedynie moim skromnym zdaniem, jako wybór muzycznego przecinka w koncercie, była nietrafiona z uwagi na odmienny klimat ich twórczości. Natomiast bardzo urokliwą klamrą tego koncertu był występ Danuty Mizgalskiej, która z pełnym zaangażowaniem zaprezentowała utwory z repertuaru zmarłego tydzień przed tym koncertem, kompozytora, aranżera i akompaniatora wielu znanych artystów Andrzeja Mikołajczaka, w tym tak znanego utworu jak „Casablanka”, który skomponował w duecie z Andrzejem Sobczakiem.
Podsumowując to szczególne, choć smutne w swym przesłaniu wydarzenie, jest ono potrzebne i bardzo istotne w życiu obecnych i przyszłych pokoleń. To nie tylko zwykły gest, ale ogromny szacunek dla tych, którzy przed nami budowali fundamenty Polskiej Kultury.
Zbigniew Roth