Ta moja miłość jest przemoknięta.
Deszcz po niej spływa tak z góry na dół,
a ona stoi w wodzie przejęta,
bo nie wie teraz, co uczynić… Spójrz.
Przemokła już do samego wnętrza.
Jest taka mokra jak nigdy dotąd,
a deszcz się ciągle jakby zagęszcza,
lecz może w końcu i on powie: stop.
Na razie jednak stoi wciąż w strugach
i moknie, bo nie ma parasola.
Niebo chmurami się znów zasnuwa.
Czy ktoś nareszcie ten deszcz odwoła?
Wówczas tę miłość jak zmokłe szczenię
osuszyć trzeba będzie naprędce,
by odzyskała ust swoich czerwień
oraz rozgrzała zziębnięte serce.
Pokaże wtedy wszystkie swe blaski
i się rozświetli barwami tęczy,
wysoko w górę na skrzydłach ważki
lekka, radosna znowu poleci.
Pragnę, by taka była dla ciebie.
Nie zmokła kura, lecz ptak w przestworzach;
w lekkiej sukience, z radosnym śpiewem
i w pantofelkach, a nie w kaloszach.
© Danuta Zofia Buks
Kępno, 18.10.2013r.