Milcząc stoję na brzegu jesiennego morza,
gdzie nostalgia ciemnych wód i niepokój fali.
Słońce – malarz – zachodnią pacykuje zorzę
i słychać dźwięk pokładowych syren z oddali.
Muzyka głębin i kwilenie mew – przebojem,
a bryzy wiew wilgotny kładzie się na ustach.
Strzaskana fala o brzeg odpływa odbojem
szarpiąc pianę, jak białą, koronkową chustę.
Za plecami miasto swoim torem życie toczy
drażniąc kakofonią – zgrzyta koło tramwaju.
Latarnia stara oddycha przymgloną słotą,
lecz nie tam były bramy do naszego raju.
Nasz Eden był tu, gdzie muskanie ciepłej fali,
jak dotyk twej dłoni i piachy plaż gorące.
Nasz śmiech beztroski, szmaragd morskiej dali
i oczu twych blask, jak dwa następne słońca.
Kalikująca codzienność w deszczu marudzi
(nawet sny unikają spotkania ze sobą).
Słychać gdzieś pieśń jesienną i wiatr się trudzi…
Jak Penelopa o tęsknocie rozmawiam z wodą.
Zofia Szydzik
Elbląg, listopad 2012