Do napisania natchnął mnie Festiwal w Opolu, jak i wrześniowa rozmowa przy kawie ze znajomym vice-burmistrzem jednej z podpoznańskich gmin. Wobec niedawnego Dnia Niepodległości, na tapetę powrócił wieczny „temat-rzeka”, głównie w polskiej radiofonii: zbyt mała ilość polskiej muzyki w mediach.
Zgodnie z ustawą o radiofonii i telewizji (t.j. Dz.U. z 2011 r. nr 43, poz. 226 ze zm.) „nadawcy programów radiowych(…) przeznaczają co najmniej 33% miesięcznego czasu nadawania w programie utworów słowno-muzycznych na utwory, które są wykonywane w języku polskim, z tego co najmniej 60% w godzinach 5-24”.
Wśród wielu znajomych radiowców słyszy się głosy, że polskiej muzyki w radiach jest jednak za dużo. W swoim życiu miałem możliwość spojrzenia na radio z dwóch perspektyw. Najpierw Słuchacza, potem „od środka”. Czasy się zmieniły, jednak problem „promowanie” polskich artystów w moim odczuciu nadal kuleje.
Po sukcesie moich Przyjaciół z grupy Ogień w Opolu (zwycięzcy głosowania publiczności, jak i wg słuchaczy Radia Opole), zaczął rodzić się mit, który w polskim społeczeństwie jest powszechny – zasobność portfeli polskich artystów. Otóż pauperyzacja polskiego środowiska muzycznego jest wręcz przerażająca.
Prawda jest taka, że płyty praktycznie przestały się sprzedawać (albo są kosmicznie drogie jak na polskie realia). Koszty produkcji materiału muzycznego na płytę najczęściej przekraczają wpływy ze sprzedaży nośnika. Internet cały czas stara się generować mechanizmy, które pozwalają na zarabianie na umieszczanej tam przez artystów muzyce… Tu jest następny problem – większość użytkowników uważa, że muzyka w necie powinna być za darmo. I tu jest następna kwestia, którą także poruszyłem – koncerty. Płatne koncerty, które jednak stanowią rzadkość. Kwoty, które podałem były podane przykładowo (tj. jeśli już zespół zdecyduje się na zagranie koncertu za bilety, to przy średniej cenie za bilet 20zł w klubie, to może „zarobi” 2000 zł. Po odliczeniu kasy za transport, nocleg, posiłek – zostaje parę zaskórniaków).
Pomimo sytuacji, w której ponad trzydzieści procent muzyki w radiach powinna być polska (i tu chodzi tylko o piosenki, bo muzyka instrumentalne w myśl ustawy się nie liczy)… Radiowa „Dwójka” – za zgodą KRRiTu – ze względu na swój charakter nie może w pełni realizować tych przepisów. A to tylko dlatego, że ta emituje przede wszystkim muzykę klasyczną, zazwyczaj nie zawierającą słów.
Wiele stacji radiowych ma problem, co grać… Radiowcy w kółko grają „sprawdzone” przeboje z lat 80-tych i 90-tych. Nic dziwnego, że wydaje im się, że kółko grają to samo. Nałożony limit zostanie osiągnięty, nawet grając tą samą piosenkę w ciągu ośmiu godzin 4 razy. Od szefa muzycznego jednej BARDZO WAŻNEJ stacji radiowej usłyszałem ostatnio, że tygodniowo wprowadzają na playlistę tylko jedną polską piosenkę… Przykre, ale prawdziwe.
Wnioski? Klucz, do jakości i różnorodności polskiej muzyki leży w Naszych, Radiowców, rękach. Jeśli otworzylibyśmy szerzej drzwi do Naszych playlist dla oryginalnej polskiej twórczości, okazałoby się, że jej poziom jest wyższy niż Nam się dzisiaj wydaje. Zyskałyby na tym Nasze anteny. Jeśli tego nie zrobicie – kondycja polskiej muzyki rozrywkowej będzie pikować w dół, a anteny będą pełne szmiry. Oczywiście powiecie zaraz, że Wasi słuchacze nie chcą słuchać nowych, dziwnych polskich piosenek. Sami jednak wiecie, że słuchacze chcą tego, do czego są przyzwyczajeni. To WY kształtujecie ich wrażliwość i gust. Musimy to sobie otwarcie powiedzieć, że wychowaliśmy pokolenie przywykłe do kulturowego plastiku. Czy nie widzicie w tym swojej winy?
Ile polskości w Polskich Nagraniach?
Za chwilę miną 3 lata od chwili, kiedy koncern Warner Music zapłacił w styczniu za przejęcie katalogu Polskich Nagrań około 8 mln złotych. Polskie Nagrania ogłosiły upadłość w marcu 2010 roku, kiedy przyszło do konieczności wypłacenia ponad milionowego odszkodowania, które spółka musiała wypłacić spadkobiercom Anny German za wznowienie sprzedaży płyt artystki. 3 lata później sąd zadecydował o postawieniu najstarszej (założonej w 1956 roku) w Polsce firmy fonograficznej w stan upadłości…
Warner Music wypuścił na rynek wiele płyt zachowując znak legendarnej polskiej firmy, ale… teraz pytanie: ile osób dokonując w ostatnim czasie zakupu z jej oferty sądziło, że ma do czynienia z polskim produktem, który generuje zyski dla krajowego przedsiębiorstwa? Pewna grupa na pewno się znajdzie. Niestety, nic z tych rzeczy.
Polacy, których stać na kupno płyt (a są tacy) nie zwracają chyba zbytnio uwagi na fakt, że nasz rynek muzyczny jest podzielony przez głownie zagraniczne koncerny. Musimy zdawać sobie sprawę, że po opłaceniu artystów, zysk jest już transferowany za granicę. Dominująca pozycja zagranicznych wytwórni marginalizuje polskich wydawców, ale co gorsza: uczestniczy w tym publiczny wydawca, czyli właśnie Polskie Radio, które jednak po części dopięło swego, bo w 2016 roku, wielu artystów postanowiło nie dać się „kupić” zagranicznym wytwórniom i w 2016 roku wydało swoje płyty właśnie w Polskim Radiu. To artyści pokroju Perfectu, IRY, Varius Manx czy Mietka Szcześniaka…
Jak Polskie Radio promuje konkurencję
Wielu z czytających nasuwa się pewnie pytanie: dlaczego tak trudno zadbać o to, co polskie w Polskim Radiu? Problem jest znany od lat. Polskie Radio – chociaż samo jest również wydawcą muzyki – jest oknem wystawowym dla zachodnich wytwórni. Potrafi znakomicie promować płyty swojej konkurencji, wielkich korporacji transferujących zyski poza Polskę. W czasie mojej pracy w Polskim Radiu mam przyjemność i zaszczyt współpracować z Listą Przebojów. Przez to wszystko mam wgląd do zestawień utworów biorących udział w głosowaniu na Listę. Utwory, płyty firm Universal, Warner i Sony Music zajmują czołowe lokaty… W pierwszej nawet dwusetce listy wszechczasów (Lista 10 listopada skończyła 27 lat) znajduje AŻ jedna produkcja Polskiego Radia (nie mówię tu o rodzimych SP Records – znanych chociażby z płyt Kultu lub Kazika – czy Kayax): Szymon Zychowicz – „Zielony wiersz” z albumu „Po prostu”… Tak w Radiu „dba” się o własne wydawnictwa.
Polskie Radio organizuje koncerty wykonawców nagrywających dla zagranicznych koncernów, de facto oddając im czas reklamowy za darmo. Nic dziwnego, że te praktyki odczytywane są w dwójnasób: koncert jest oczywiście atrakcyjny dla słuchacza, a pojawienie gwiazdy w studiu koncertowym – wydarzeniem. Jednak godzina na antenie to równocześnie jedna wielka reklama produktu: płyty. My ten czas reklamowy oddajemy za darmo wydawcom, którzy nie przyjeżdżają do Polski po to, by pomnażać zysk, dzieląc się nim z naszym budżetem, ale by ten zysk wytransferować z Polski. Tak działa ten biznes.
Łatwo zauważyć, że niska kwota tzw. udziału polskiej muzyki w dobowym czasie nadawcy sprzyja patologii. W krajach, w których udział krajowej muzyki jest w stacjach radiowych znacznie wyższy, w lepszej formie jest sama muzyka. Jest jej zwyczajnie więcej, bo twórcy i wykonawcy wiedzą, że jeśli jest czas do nadawania tej muzyki, to trafi ona do odbiorcy. A ci jako konsumenci pójdą po płyty do sklepów albo zaczną słuchać tej muzyki w coraz częściej legalnych serwisach internetowych. Tak powinien działać zdrowy system: łącząc zasady rynku z promowaniem rodzimej kultury. Niestety u nas to, co polskie przegrywa z tym, co zagraniczne.
Koledzy radiowcy w Grecji, Francji, Niemczech nie mają podobnych dylematów jak my. Tam granie ich własnej muzyki jest czymś naturalnym, wystarczy tylko włączyć radio. Nie dość, że kolonizujemy się kulturalnie, to jeszcze nabijamy kiesę gigantom: Sony’emu, Universal’owi czy Warner’owi.
Żal mi przerwanych działań Piotra Iwickiego (odwołano go wiosną tego roku), który jako fachowiec z krwi i kości naprawdę mógł istotnie wzmocnić wydawnictwo Agencji Muzycznej Polskiego Radia. Jego następcą został Stanisław Bukowski, zaufany człowiek Krzysztofa Czabańskiego (szefa Rady Mediów Narodowych), z zawodu… technik-cukiernik. Obawiam się, że przyszłość fonograficznej odnogi działalności Polskiego Radia wcale nie wygląda słodko. Będzie ono nadal wielką, bezpłatną reklamą dla zachodnich produktów.
Muzyka to przecież wielki biznes, z którego istotna część zysku wypracowywanego w Polsce szeroką autostradą wyjeżdża z kraju.
Marek Hałuszczak