tam gdzie spotykają się na bezdrożach wiatry
gdzie równomiernie uderza zmierzch w złotawy gong
płynie muzyka wieczoru nokturnem z czakry
trwa barwny balet przeistoczeń znad parnych łąk
o czym śpiewa tak purpurowo i tak smętnie
zmierzch co szarości swe przyodziewa w krwistość
i nie żałuje oparu wodnym odmętom
tuląc lustra wietrzne plisy i ich przejrzystość
o czym opowiada gdy mówi ziela wonią
nutą skrzypiec cykady i gęstwi się mrokiem
urokliwie nad lasem nad wodą nad ustronią
i mdleje fioletowo przy brzegu potoku
kłębi się chmurą i smuży cienkim obłokiem
i wtacza latarnię krągłą, jak talar – srebrną
i darmo by łowić (to coś) uchem czy wzrokiem
co podzwania z oddali na capstrzyk wiosenny
Zofia Szydzik
Elbląg, lipiec 2014