RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ
SZAFY
Nazywano ich rockową drugą ligą. Może dlatego, że w tym czasie na scenach
występowało wiele znakomitych rockowych zespołów i krytycy wręcz lubowali się w
klasyfikowaniu wykonawców na tych lepszych i gorszych. Jednak moim zdaniem
takie stwierdzenie było wielce krzywdzące.
Gdy wpadła mi w ręce ich płyta z
roku 1976 zatytułowana „Jailbreak” już wiedziałem, że grupa Thin Lizzy to jest „to”.
Uczciwe, solidne granie. Bez zbędnych dodatków, ale z rockową duszą. Album „Jailbreak”
był szóstym albumem studyjnym zespołu i zarazem pierwszym, który zaczął być zauważany
na listach przebojów.
Takie utwory jak „Cowboy Song”,
tytułowy „Jailbreak” czy wreszcie największy przebój z tego krążka „The Boys
Are Back in Town”, to sztandarowe nagrania, które panów spod znaku „chudej
Lizzy” wyniosły na czołówki list przebojów.
Klimat nagrań zespołu to w głównej
mierze oczywiście zasługa Phila Lynott’a, niezrównanego lidera zespołu i
kompozytora większości utworów. Niestety, jak wielu wielkich artystów tamtych
czasów uległ „czarowi” używek, które to stały się przyczyną jego śmierci.
Zespół trwał w składzie z Lynott’em
do roku 1983. Kolejne płyty po roku 1976 były raz lepsze raz, raz gorsze.
Jednak sukces „Jailbreak” spowodował, że na każdą kolejną ich płytę czekało się
z nadziejami. Album „Jailbreak” jest moim zdaniem chyba najciekawszym albumem
studyjnym w ich dorobku. Płytą, którą na pewno warto mieć w swojej kolekcji,
choćby po to, aby raz na jakiś czas przypomnieć sobie jak to drzewiej się
rockowo grało i śpiewało.
Jacek Liersch