RELACJA Z BENEFISU MARII GABLER
Jako że Maria Gabler to jedna ćwiartka
Cabaretu BB, który również w benefisie występował, to artykuł, który początkowo
miał być li tylko czystą benefisową relacją, stał się również opisem kondycji współczesnych
polskich grup kabaretowych.
Bohaterka benefisu – Maria Gabler – w ośmiu odsłonach.
Benefis
zaczął się od tego, że gości wchodzących do PoemaCafe witał Aleksander Korczak
– druga ćwiartka Cabaretu BB. Był on elegancko ubrany (garnitur, mucha, biała
koszula, czyste, wybłyszczone buty), a w czasach, kiedy na scenie królują:
dres, trampki, dziurawe swetry i rozczochrane fryzury, zasługuje to na
podkreślenie, zatem podkreślam: Cabaret BB jest na polskiej scenie
wyjątkiem, bo to grupa elegancka
i teraz, jako że ta uwaga o nieeleganckich
strojach estradowych dotyczyła kondycji większości współczesnych kabaretów jako
takich, przejdę do czystej relacji z benefisu.
Był
to – jak możemy się domyślać – w większości recital Marii Gabler, bo tylko w
niektórych piosenkach śpiewał z nią Cabaret BB, choć czasami głos przejmowali
wyłącznie członkowie kabaretu – struny głosowe pani Marii mają w końcu jakąś
tam, zapewne ograniczoną czaso-wytrzymałość. Między piosenkami w sposób na poły
wierszowany powiedziała nam ona parę słów o sobie, a wychodziło jej to zaskakująco dobrze. Zaczęła od tego – co prawda nie do końca jestem pewna, iż był
to akurat sam początek – że jest nauczycielką języka angielskiego. Kiedyś
uczyła go w poznańskim Marcinku, czyli w Liceum Ogólnokształcącym nr 1, przy
czym – to już informacje zasłyszane – jako twórczyni limeryków, ponoć robiła
tam niezłą furorę. Niestety, rozminęłyśmy się, bowiem kiedy ja uczęszczałam do
Marcinka – a uczęszczałam – ona jeszcze albo już  tam nie uczyła, przynajmniej ja nie
przypominam sobie takiej pani profesor. Byłam jednak w klasie z wykładowym
językiem francuskim, więc angielski nie był wówczas moją bajką, więc może? W
tej chwili z powrotem i dla zachowania równowagi przechodzę znów do kondycji
polskich kabaretów.
Myślę,
że ideałem polskiego kabaretu jest – niestety, już historyczny – „Kabaret
Starszych Panów” Jeremiego Przybory i Jerzego Wasowskiego. Są takie ich
piosenki, które wciąż porywają słuchaczy , bo naprawdę śmieszą, i to
niezależnie od czasu i miejsca, są inteligentne, eleganckie i mają wysoki
poziom humoru. Któż nie kojarzy piosenki „Wesołe jest życie staruszka” albo „Ryb”.
Innym dobrym polskim kabaretem (kolejnym ideałem?) był „Dudek” Edwarda
Dziewońskiego z jego nieśmiertelnym skeczem „Sęk”, w którym panu Edwardowi
partnerował Wiesław Michnikowski. Szkoda, że dzisiejsze kabarety nawet się do
nich nie umywają – mają raczej kiepską muzykę, a w tekstach, które niestety, rzadko
śmieszą tak naprawdę, używają na potęgę wulgaryzmów, żeby niby podkreślić ładunek
emocjonalny swoich programów. Napisałam ‘programów’, bo aż żal, że tak ciężko jest
pisać i mówić o nich jako o działach. Jak bowiem nazwać występ, którego najmocniejszym
punktem są opadające gacie głównego bohatera, natomiast kwestie nieco mniej
śmieszne to np. jego przewrócenie się wprost pod czyjeś nogi albo kopniak,
który dostał prosto w nos od swojej byłej żony? Ręce opadają. Problemem jest
też to, ze nasze społeczeństwo obecnie śmieje się z takich właśnie rzeczy, ale
zostawmy to socjologom, choć pewnie i psychologowie mieliby tu czym się zająć.
Nas interesuje w tej chwili fakt, iż Maria Gabler współtworzy z Agatą Amelią
Wawrzyniak (ona jest trzecią ćwiartką), Aleksandrem Korczakiem (jak już wiemy) i
Bohdanem Błażewiczem (najważniejsza, czwarta ćwiartka) Cabaret BB, czyli
książkowy przykład bardzo kulturalnego kabaretu literackiego. Dwie literki w
nazwie to inicjały kompozytora muzyki (dobrej muzyki) do piosenek i autora
większości tekstów. To on – Bohdan Błażewicz – przekłada dzieła Wiliama Szekspira
i Adama Mickiewicza na żart w stosownym tonie, a przy tym bez napastliwości i
chamstwa nawiązuje do współczesnych absurdów. Jednak nie jest z pisaniem
pozostawiony sam sobie, bo zapewne było by mu smutno. W kabarecie jest też –
jak wiemy – pani Maria Gabler, która przecież w kodzie genetycznym zapisane ma
tworzenie limeryków, co sprawia, że pisze niektóre piosenki, przy czym chyba
łatwo i przyjemnie jej to przychodzi. Stwierdzę teraz, że dzięki tym „gablerowskim” limerykom
zmieniającym się w  piosenki – bardzo
płynnie – przechodzę znów na chwilę do relacji z benefisu.
Pani
Maria śpiewa te piosenki czysto i tak delikatnie kobiecym głosem niskim, czyli altem.
Bardzo to lubię, bo nie znoszę tak naprawdę, kiedy panie piszczą sopranem albo,
nie daj Boże, mezzosopranem – wrażliwy mam słuch, więc uszy bolą i bębenki prawie
od tego pękają. Dotąd, zawsze ideałem głosów kobiecych była dla mnie Renata
Przemyk, bo to tez alt i śpiewanie wychodzi jej – przynajmniej dla mnie – bardzo
przyjemnie. W tej chwili i wobec tego co usłyszałam w czasie benefisu Marii
Gabler w PoemaCafe muszę stwierdzić, że śpiewa ona lepiej, bo bardziej
subtelniej, łagodniej i po prostu słucha się tego z większym zadowoleniem. Jej
głos – jak powiedziała by to zapewne Agnieszka Osiecka – jest bardzo przytulny.
Przejdźmy teraz ponownie do polskich kabaretów i ich kondycji.
Wróćmy
też do mojego ulubionego, choć niestety już nie istniejącego „Kabaretu
Starszych Panów”. Otóż, w muzyce jest tak, że kiedy jakiś muzyk albo wokalista,
a może to być i autor tekstów umiera, od razu organizuje się koncerty ku jego
czci, a czasami można też wydać specjalną płytę z serii ‘Tribute to’. Niestety, to chyba nie do końca 
jest fair, bo
nierzadko na utworach dobrych, znanych i lubianych promuje się osoby, które do
ich wykonywania po prostu się nie nadają. Weźmy ostatni piątek 9 października.
Ukazała się wtedy nowa płyta Krzysztofa Kiliańskiego z towarzyszeniem „The New
Warsaw Trio”. Muzycy chcieli w ten sposób uczcić setną rocznicę urodzin Jeremiego
Przybory. Płytę zatytułowano po prostu „Przybora”. Nie potrafię ocenić jej
obiektywnie – bowiem tak naprawdę może i jest dobra – ale kiedy ja słyszę w płytowej
reklamie pana Krzysztofa śpiewającego piosenkę „Addio pomidory”, to natychmiast
widzę – żyjącego wciąż – Wiesława Michnikowskiego i dlatego po pierwsze od razu
nóż w kieszeni mi się otwiera, a po drugie „rujnuje mi to akustykę”, jak wyśpiewuje
Taco Hemingway w swoim głośnym ostatnio utworze pt. „Następna stacja”. A teraz
przejdźmy – ostatni już raz i tym razem na bardzo krótko – do benefisu.
Wszyscy,
z którymi rozmawiałam, byli nim zachwyceni, a ci których pytałam o Cabaret BB, zawsze
go polecali. Ja zatem polecać nie będę. A co? 
Nie jestem wszystkimi, tylko sobą. Dlatego proponuję przeżyć to na
własnej skórze, bo naprawdę warto. Oto ich oficjalna strona internetowa: http://www.cabaretbb.art.pl/.
Natalia Mikołajska