RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ
SZAFY
SZAFY
Polskie kolędy najpiękniejsze na świecie są. Tego nam, Polakom
przypominać nie trzeba. Ale czasem miło jest posłuchać w okresie Świąt Bożego
Narodzenia kolęd czy piosenek tzw. około świątecznych rodem z innych krajów.
Zapewne znamy ich wiele, również z wielu, czasem nawet bardzo oryginalnych
wykonań.
przypominać nie trzeba. Ale czasem miło jest posłuchać w okresie Świąt Bożego
Narodzenia kolęd czy piosenek tzw. około świątecznych rodem z innych krajów.
Zapewne znamy ich wiele, również z wielu, czasem nawet bardzo oryginalnych
wykonań.
Praktycznie każdy znany i ceniony
wykonawca w pewnym momencie swej kariery stawia sobie za punkt honoru wydanie
płyty z takim właśnie materiałem. I raczej mało co jest nas już w stanie
zaskoczyć, jeśli chodzi o repertuar. Inaczej ma się to jeśli chodzi o samo
wykonanie.
wykonawca w pewnym momencie swej kariery stawia sobie za punkt honoru wydanie
płyty z takim właśnie materiałem. I raczej mało co jest nas już w stanie
zaskoczyć, jeśli chodzi o repertuar. Inaczej ma się to jeśli chodzi o samo
wykonanie.
W roku 1978 odnalazłem płytę, która
kompletnie mnie zauroczyła. Był to świąteczny album duetu „The Carpenters”
zatytułowany „Christmas Portrait”. Jak się potem okazało jedyny z takim
materiałem nagranym za życia Karen Carpenter. Album zawierał czterdzieści
dziewięć minut piosenek mówiących o Bożym Narodzeniu, a także sporą ilość
kolęd. Słuchając tej płyty odnosi się wrażenie, że wszystko już gdzieś
słyszeliśmy, że wszystko przecież znamy. Tak, to prawda. Ale w wykonaniu Karen
i Richarda Carpenter te wszystkie znakomite utwory nabierają zupełnie nowego,
jakże pięknego blasku. Siła tych kompozycji to przede wszystkim niebiański głos
Karen, głos który jak chyba żaden inny nadawał się do takich świątecznych
perełek.
kompletnie mnie zauroczyła. Był to świąteczny album duetu „The Carpenters”
zatytułowany „Christmas Portrait”. Jak się potem okazało jedyny z takim
materiałem nagranym za życia Karen Carpenter. Album zawierał czterdzieści
dziewięć minut piosenek mówiących o Bożym Narodzeniu, a także sporą ilość
kolęd. Słuchając tej płyty odnosi się wrażenie, że wszystko już gdzieś
słyszeliśmy, że wszystko przecież znamy. Tak, to prawda. Ale w wykonaniu Karen
i Richarda Carpenter te wszystkie znakomite utwory nabierają zupełnie nowego,
jakże pięknego blasku. Siła tych kompozycji to przede wszystkim niebiański głos
Karen, głos który jak chyba żaden inny nadawał się do takich świątecznych
perełek.
Drugą szalenie istotną rzeczą są
aranżacje. Bez nich ta płyta nie byłaby zapewne tak klarowna i prosta w
odbiorze. Wreszcie dobór samych utworów, piosenki i kolędy o różnym tempie i
dynamice zgrabnie ze sobą wymieszane tworzą konglomerat przyswajalny przez
każdego słuchacza. Słucham tej płyty co roku, zawsze z wielką frajdą i co roku
odkrywam ją na nowo. Bo trudno nie zachwycać się tym duetem śpiewającym „Ave
Maria”, „Silent Night” czy „Jingle Bells”. Dla mnie ten krążek to taka
świąteczna „jazda obowiązkowa”. Kto tej płyty jeszcze nie zna niech jej
zakosztuje, a na pewno się w niej zakocha.
aranżacje. Bez nich ta płyta nie byłaby zapewne tak klarowna i prosta w
odbiorze. Wreszcie dobór samych utworów, piosenki i kolędy o różnym tempie i
dynamice zgrabnie ze sobą wymieszane tworzą konglomerat przyswajalny przez
każdego słuchacza. Słucham tej płyty co roku, zawsze z wielką frajdą i co roku
odkrywam ją na nowo. Bo trudno nie zachwycać się tym duetem śpiewającym „Ave
Maria”, „Silent Night” czy „Jingle Bells”. Dla mnie ten krążek to taka
świąteczna „jazda obowiązkowa”. Kto tej płyty jeszcze nie zna niech jej
zakosztuje, a na pewno się w niej zakocha.
Jacek Liersch