RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ SZAFY
Dziś o rarytasie, który tak naprawdę nie zdążył się zakurzyć w szafie. Choć akurat w moim przypadku tak się właśnie stało. Krążek kupiony za całkiem przyzwoite pieniądze, jak na polskie sklepy muzyczne (19,99 zł, dlaczego tak mało, doprawdy nie wiem), przeleżał na półce ponad dwa lata. Kiedyś przypadkowo odkryty, odfoliowany i zabrany do auta. No i to był strzał w przysłowiową dziesiątkę.
„Cast in Steel”, bo to o tym albumie mowa, to dzieło norweskiego tria A-HA. Płyta wydana cztery lata temu, która jest jak dotychczas ostatnim wydawnictwem , jakie wydali ci skandynawscy muzycy. Ich piosenki zaczęły królować na listach przebojów na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych poprzedniego stulecia. Wszystko zaczęło się w roku 1985 od piosenki „Take on Me”. A potem było już z przysłowiowej górki. Znakomite aranżacje, niezwykła melodyjność piosenek panów z kraju fiordów powodowały, że kolejne nagrania szturmowały światowe listy przebojów. „Hunting High and Low”, „The Sun Always Shines on T.V.”, „Cry Wolf”, „Stay on These Roads”, „The Living Daylights” będący motywem przewodnim do filmu o przygodach Jamesa Bonda czy „Crying In The Rain”, to tylko te najbardziej znane z pierwszego okresu działalności grupy. W roku 1994 zespół postanowił zakończyć działalność. Przyczyna? Coraz mniejsza popularność. Reaktywacja nastąpiła jednak 4 lata później. Panowie znów spotkali się w trzyosobowym, niezmienionym składzie. Ten drugi rozdział trwał 12 lat i zaowocował czteroma niezłymi krążkami, które niestety nie wylansowały przebojów na miarę tych z lat osiemdziesiątych. Na początku grudnia roku 2010 A-HA ponownie zakończyli działalność grając pożegnalny koncert.
Ale ciągnie wilka do lasu. W roku 2015 muzycy kolejny raz reaktywowali zespół. Owocem ich powtórnego spotkania był właśnie album „Cast in Steel”. Słuchając tego wydawnictwa można odnieść wrażenie, że czas jakby zupełnie się zatrzymał. Znów charakterystyczne synth popowe brzmienie, znakomite kompozycje, świetnie zaaranżowane i wykonane. I co ważne, nie ma na tym krążku słabego nagrania. Minusem jest może to, że nie ma takiego, który byłby tym jednym, jedynym zapamiętanym na zawsze. Mimo wszystko uważam, że to płyta, którą naprawdę warto poznać.
Już niedługo, bo 18 listopada tego roku, A-HA wystąpi na warszawskim Torwarze. Można mieć nadzieję, że i coś z tego ostatniego albumu panowie włączą do setlisty. Tym bardziej, że na Torwarze wystąpią pod szyldem „A-HA play hunting high and low live”. Muzycy obiecali, że podczas koncertu sięgną również po największe hity z przekroju całej kariery. A jest z czego naprawdę wybierać.
Album „Cast in Steel” to dwanaście kompozycji wszystkich członków zespołu, rzec by można jedna ciekawsza od drugiej. Począwszy od tytułowego, rozpoczynającego album nagrania „Cast in Steel” po ostatnie, dwunaste, przepiękną balladę „Goodbye Thompson”. I czego bym jeszcze nie napisał o tym wydawnictwie to będzie to tylko powielanie pochwał. Bo naprawdę trudno w dzisiejszych czasach czymś muzycznym mnie zauroczyć. A ta płyta właśnie to uczyniła. Jeśli chcecie sprawdzić czy nie przesadzam, to serdecznie namawiam do odsłuchu tego niezwykle harmonijnego i melodyjnego krążka.
A-HA „Cast in Steel” (2015)
„Cast In Steel” – 3:51
„Under The Makeup” – 3:23
„The Wake” – 3:45
„Forest Fire” – 3:56
„Objects In The Mirror” – 4:14
„Door Ajar” – 3:46
„Living At The End Of The World” – 4:06
„Mythomania” – 3:49
„She’s Humming A Tune” – 4:02
„Shadow Endeavors” – 4:22
„Giving Up The Ghost” – 4:16
„Goodbye Thompson” – 3:35
Jacek Liersch