W dniu 8 stycznia 1935 roku urodził się Elvis Presley, ale również tego samego dnia w 1967 roku na Dworcu Głównym we Wrocławiu pod kołami pociągu ginie ikona polskiego filmu, polskiego kina – Zbyszek Cybulski.
Ponieważ miałem okazję osobiście spotkać się z Nim w kameralnym anturażu na młodzieżowym obozie w Sławie Śląskiej, na Ziemi Lubuskiej, pozwoliłem sobie po latach wspomnieć o w/w ikonie polskiego kina. Kiedy po latach zająłem się tworzeniem muzycznych spotkań w autorskim cyklu „Herosi Rock’n’Rolla” napisałem, a w zasadzie „zakronikowałem” swoją pierwszą publikację, książkę pt. „Tomaszów Mazowiecki – moje miasto w rock’n’rollowym widzie”. Jeden z rozdziałów (17) – poniżej – tej publikacji poświęciłem właśnie spotkaniu ze Zbyszkiem Cybulskim.
- Zbyszek Cybulski w Sławie Śląskiej
Wielkim wydarzeniem i osobistym, niezapomnianym, przeżyciem na obozie w Sławie Śląskiej było spotkanie młodzieży województwa łódzkiego z najwybitniejszą postacią polskiego kina i filmu, Zbyszkiem Cybulskim. Spotkanie miało się odbyć na powietrzu, do południa przed obiadem. Zebraliśmy się wszyscy w zagłębieniu, tak zwanym „leśnym dołku”, przybyły tłumy młodzieży, również z okolicznych obozów. Wybiła godzina spotkania a… a Zbyszka nie ma. Czekaliśmy około 15/20 minut, co niektórzy zwątpili czy wiadomość o przyjeździe aktora nie była zwykłą „kaczką informacyjną”. Nagle na widnokręgu od strony miasta, ukazała się sylwetka pędząca na rowerze wąską leśną ścieżyną, w naszym kierunku. Konsternacja, milczenie, by po chwili rozpoznając charakterystyczną sylwetkę, ciszę przerwał okrzyk, Cybulski, Cybulski!!! Zbyszek, w pełnym pędzie, na kilka metrów przed nami karkołomnie przewraca się z roweru na ziemię, na leśne runo. Wyglądało to makabrycznie, nagle ktoś podbiegł pomóc mu wstać z ziemi, Zbyszek bardzo szybko, sprężyście zrywa się na nogi otrzepując z siebie ściółkę leśną. Zachowywał się tak jakby nic się nie stało. Bo się nie stało. Wydaje się, że upadek z roweru był przez Zbyszka wyreżyserowany. Wyprostował swą sylwetkę i oto przed nami stanął wysoki, o ciemnych włosach, przystojny mężczyzna w ciemnych okularach, ubrany w bluzę (szwedka) i spodnie dżinsowe koloru jasno zielonego, marki Levis Strauss, a pod bluzą czarny podkoszulek polo.
Przedstawicielka obozowej młodzieży, moja dobra koleżanka z Tomaszowa, z mojej dzielnicy Starzyce, kuzynka Kazia Cychnera, piękna Wacka Kurc podchodzi do Cybulskiego z naręczem czerwonych róż. Wręczając je, wita przybyłego gościa w imieniu zgrupowanych obozowiczów. Towarzyszyła Zbyszkowi aż do zakończenia spotkania. Wacka Kurc urodą swą przypominała do złudzenia francuską aktorkę, gwiazdę lat 50/60-tych, Jacqueline Sassard. Jacqueline zagrała w kultowym filmie mojego pokolenia pt „Słaba płeć” z Alainem Delonem (debiut filmowy) i innymi gwiazdami kina francuskiego, jak Pascale Petit i Mylene Demongeot. Na ten film chodziliśmy, zarażeni rock’n’rollem, kilkakrotnie, by wysłuchać wielkiego przeboju Paul’a Anki pt „Diana”. Drugi jej film to „Guandalina” w roli głównej, z grającym jej filmowego ojca, Raf Valone.
Zbyszek Cybulski z wielką swadą, z dowcipnymi przerywnikami i humorem opowiadał swoje role, jak sam je określił, przygodę z filmem, teatrem, gdańskim kabaretem „Bim – Bom”, o aktorach. W komiczny sposób przedstawił swoich przyjaciół Jacka Fedorowicza, Bogusia Kobielę czy Romka Polańskiego. Tak na poważnie, skoncentrował się nad swoją wielką rolą, rolą życia tj. Maćka Chełmickiego w filmie „Popiół i diament”. Zdradził kilka szczegółów z planu filmu – ballady „Dowidzenia do jutra” i z ogromnym uczuciem opowiedział o swej pięknej partnerce z tego filmu, Teresie Tuszyńskiej.
Spotkanie zakończyło się wielkimi owacjami na cześć Zbyszka i wspólnym przemarszem na obozową stołówkę. Byłem bardzo szczęśliwy, że moje stołówkowe miejsce przypadło akurat na wprost Wielkiego Zbyszka. Był to najsmaczniejszy obiad jaki w swoim życiu jadłem, który mógłbym konsumować, konsumować i konsumować. Pamiętam, że odniosłem się do Jego debiutu w roli filmowego kolarza w filmie „Trzy starty”. Zbyszek lekko zaskoczony moją wiedzą filmową, odpowiedział pytaniem: – „Jak masz na imię?”. Odpowiadam – „Antoni!!!”. „Słuchaj Antoni o pierwszej roli filmowej, tak jak o pierwszej dziewczynie nigdy się nie zapomina, a reszta, a… reszta jakby powiedział Hamlet – reszta jest milczeniem!!!”. I to był cały Zbyszek.
Jednak najbardziej „szczęśliwą” osobą w obozie była Wacka Kurc. Zbyszek tak mocno, zupełnie jak w filmie, całował Wackę, że był taki moment jakby się zapomnieli i robili to na poważnie. Długo jeszcze żartowaliśmy sobie z Wacki, pytając: – „Waciu czy ty już się myłaś po pocałunku Zbyszka Cybulskiego?”. Spotkanie ze Zbyszkiem Cybulskim na zawsze pozostanie w mej pamięci. Wielu sławnych ludzi miałem okazję w życiu poznać, czy to ze świata filmu, muzyki, polityki czy literatury, ale faceta na takim luzie, swobodnego, dowcipnego, a co najważniejsze, do bólu szczerego, spotkałem po raz pierwszy. W sumie tylko około 3,5 godziny przebywał wśród nas, obozowiczów, a zostawił po sobie ślad na całe moje życie.
Mówię o nim i piszę po 45 latach od spotkania w Sławie i po 42 latach po jego śmierci. Kochałem i nadal kocham Zbyszka, za wielkie aktorstwo, za wielką osobowość, za osobistą wolność jaka emanowała z Jego wnętrza i wreszcie za postacie, role jakie stworzył w swojej krótkiej karierze. Dla mojego pokolenia był wielkim objawieniem w tak trudnym okresie dla państwa, dla narodu. Dziś gdy usłyszę słowo Sława Śląska od razu kojarzą mi się trzy wydarzenia z mego życia: pierwszy i jedyny w moim życiu obóz żeglarski, występy zespołu z Tomaszowa w kawiarni „Szklanka” oraz obozowe spotkanie z najwybitniejszym aktorem mojego pokolenia, ikoną światowej, nie tylko polskiej, kinematografii, z nieodłącznym rekwizytem jaki po sobie pozostawił – ciemne okulary. Żegnaj Zbyszku. Żegnaj Sławo…
Antoni Malewski