gdybyś przyszedł pod drzwi pochmurnym porankiem

mokry od deszczu i zaprosił na spacer

z uśmiecham poszłabym jak kiedyś jak zawsze

w miłym milczeniu by słów pięknych nie tracić

 

bo widzisz kochany dziś wietrznie na dworze

szaleją… szaleją bursztynowe liście

ach… parasol… i wełniany płaszcz założę

ten w jodełkę… i kalosze… oczywiście

 

gdybyś dodał jeszcze szepcząc mi do ucha

– kocham cię jak dawniej – przełamując ciszę

to nie straszna nam ze sobą żadna plucha

miłości nutę – mimo deszczu – usłyszę

Zofia Szydzik

Elbląg, 26.10.2018