„Asymilacja” w reżyserii Piotra Kruszczyńskiego, czyli przedstawienie oparte na motywach sztuki Radosława Paczochy zatytułowanej „Powstaniec Thiel”, okiem Andrzeja Górnego.

Powstanie Wielkopolskie w ostatecznym rachunku dopełniło upragnionego celu. Historia zapisała bieg wydarzeń, co społeczeństwo dokumentuje wiernością swej pamięci w kolejnych rocznicach, aż po obecną stuletnią. Kiedy o Powstanie pyta teatr dzisiaj, rodzi się od razu nieuchronne pytanie o człowieka, którego widzimy przede wszystkim w tym znaczącym szczególnie dużo przybliżeniu jakie daje scena, pamiętając jednocześnie o czasie, a więc o potędze historii, żłobiącej jakby swoje konieczności w życiu zresztą każdego z nas, tyle że w bardzo różnym stopniu. W fazie wstępnej powstaniec w dużym stopniu kreuje swoją rolę, i można by nawet powiedzieć wręcz, że wybiera sobie przeznaczenie na dobre, i na złe nieświadomie, bo dopiero bieg czasu pozwala to ujawnić. Dodajmy, że w przypadku wojny między państwami, wiadomo, podziały są oczywiste, nie do przełamania, a jeśli – to krzyczymy zaraz: zdrada! W przypadku Wielkopolski i jej powstania pamiętamy o sąsiedztwie niemieckim przez wieki, które miało bardzo róże oblicza, w dużej części pokojowe, przynoszące wtedy korzyści obu stronom. Nawet w czasie wiekowego panowania Prus także w bardzo różny sposób i w zmiennym natężeniu, nie zawsze wrogim, żywioł niemiecki powoli wrastał także w polską społeczność, nie tylko z nią sąsiadując, jak się to mówiło dawniej, o miedzę, kiedy te związki w różnych formach i treści się zawiązywały. Pamiętajmy też o zasiadających, nawet w parlamencie pruskim w Berlinie, polskich arystokratach mądrze gospodarujących w swoich ziemskich majątkach. Inaczej mówiąc Powstanie, w sytuacji jaka istniała w Wielkopolsce, wcale nie przebiegało w warunkach zawsze sobie absolutnie wrogich obu żywiołów: Polskiego i Niemieckiego. Stąd reżyser, Piotr Kruszczyński, ten szczególny problem przenikania, wzajemnego oddziaływania, jako konsekwencji wielowiekowego obcowania ze sobą obu żywiołów, zawarł od razu w krótkim istotnym tytule przedstawienia: „Asymilacja”.

Fot. Jakub Wittchen / Teatr Nowy

Zanim jednak znaczenie asymilacji zdołało się nam ujawnić w pełni i to z różnymi skutkami, zaczyna się jednak od tego pierwszego typowego impulsu, tej niecierpliwości młodych, jak ongiś oficerów w Powstaniu Listopadowym, jak i w Powstaniu Warszawskim z 1944 roku. – Więc i my mamy przed sobą na scenie najpierw to oczekiwanie młodych, krótką lekką rozgrzewkę gimnastyczną niecierpliwych, tak że nie do końca wiadomo, czy to jeszcze przygotowanie do przedstawienia, bo kurtyny zabrakło – czy już do powstania, bracia! Bo potrzeba, żeby działać, jak zawsze, znowu naciska, nie tylko jak w minionych wiekach. Więc i na widowni naszej napięcie oczekiwania od razu – czyli taka dobra pierwsza zagrywka z nami, widzami Reżysera, pełna uroczej lekkości, kiedy oto młodość ochoczo na naszych oczach chce iść w życie!

Fot. Jakub Wittchen / Teatr Nowy

Słuchamy później wywodu na poły publicystycznego czy nieomal naukowego o kartoflach, takiego świadectwa bardzo realnych, przyziemnych związków, pozornie uświadamiających nam jedynie wiedzę o konkretnych zaletach i korzyściach wynikających w przypadku nabycia tychże kartofli. Nie daje to jeszcze przełożenia wprost na wartości stanowiące o ludzkiej wzajemnej bliskości, ale stanowi niewątpliwie dobre podglebie tego, co może się wyłonić w człowieku jako bardziej już osobiste związanie, i co może budować się między ludźmi, tym bardziej kiedy wywodzą się z różnych społeczności państwowych, czy wręcz narodowych. Te ludzkie relacje zaangażowania, w tym wypadku związanych z walką powstańczą, aby uchwycić ich zawiązywanie i rozwijanie, Reżyser korzysta z różnych form, chwilami z pozoru wydawałoby się nawet mało teatralnych. Choć w tym przypadku czyni, przedstawienie właśnie intrygującym, dającym dużo do myślenia choć sam temat, Powstania, jak pisałem powtarzany jest przy kolejnych rocznicach. Ale my w przedstawieniu widzimy od razu naukę obsługi niemieckiego pistoletu Mauser dla przyszłych powstańców utajnianą pozorami sali przystosowanej do ćwiczeń sportowych. A potem incydent z policjantami niemieckimi, wkraczającymi do sali z pytaniami co się tu dzieje, bo usłyszeli wystrzał, i nagle cały ciężar odpowiedzialności za tajemnicę dopadł jedynego akurat w sali Thiela (przekonywujący aktorsko Dawid Ptak); a przede wszystkim jego świadomość, bo ma sympatię do Polski po części dzięki matce Polce, ale wtedy, w tym przypadkowym przesłuchaniu zostaje gwałtownie ta jego polskość – choć w nim samym jeszcze do końca niedopełniona – przywołana do egzaminu, bo on musi zataić prawdę, musi po prostu skłamać, w imię tego kim naprawdę ostatecznie się czuje. I musi nagle głośno, przekonująco odpowiedzieć, aby to jego kłamstwo wobec czujnie go przesłuchujących zabrzmiało prawdziwie. Potem drugi stempel prawdy określający jego polskie życie, kładzie była pielęgniarka (Marta Herman, wyciszona, oszczędna i tym tak szczególnie przekonuje), która swego czasu brała udział w ratowaniu go przed zaciągiem do pruskiej armii, a teraz w ich rozmowie, kiedy kończą wspominanie, ona mówi nagle prosto, jasno, a jednocześnie właściwie w dyskrecji, jakby tylko przez nich obojga miało być zrozumiane, bo to tylko do niego – i rozstrzyga wprost, że na kawę… – a my już wiemy, że on jest przyjęty, i w swej polskości tym samym też utwierdzany.

Fot. Jakub Wittchen / Teatr Nowy

Asymilację można też wykorzystać świadomie w nieco przewrotny sposób, aby przygotować się do powstania. Ale trzeba do tego jak się okazuje pomysłu mądrego wielkopolskiego chłopa, który planuje wykorzystać skutki asymilacji w sposób dość nietypowy, ale w interesie Polaków. Bo obmyślił Paluch chytry bardzo plan (Łukasz Chrzuszcz daje nam postać z mentalnością chłopa prawie jak na dotyk!), aby wykorzystać nie tylko Thiela, ale również innych Niemców wielkopolskich czujących się już Polakami, aby to oni się zgłaszali, że będą tymi żołnierzami co popilnują interesu Niemiec w Wielkopolsce, kiedy rozejm na froncie zachodnim już jest, ale jeszcze pokój nie zawarty, i różnie może być. Tym bardziej, że Prusy chciały zachować jednak za wszelka cenę Wielkopolskę dla siebie, ale co może dalekich Bawarczyków obchodzić Wielkopolska, pada dodatkowy argument na to, że pomysł Palucha miałby szanse.

Fot. Jakub Wittchen / Teatr Nowy

Ale musi też przyjść chwila, kiedy mądre i chytre kalkulacje, ani nawet powstańcze zwycięstwa zapisane w historii nie wystarczą. I przychodzi – kiedy zostaje przed nami jeszcze sam człowiek, ze swym ciałem i nogami, których już nie ma, jak w przypadku Kijaka, też chłopa z Wielkopolski (Łukasz Schmidt), przyjaciela Thiela, i słuchamy jego długiego monologu, jak skargi odwiecznego losu człowieka, a my sami wpieramy się w teatralny fotel, bo i to się też nam należy, nie tylko słuchać o zwycięstwie i chwale i puszyć się przy okazji. Przypuszczam, że Reżyser chciał być temu wierny. Bo przecie nie wolno tego nie pamiętać –co przyjdzie również i do Thiela, i zapyta go pewno jeszcze raz, kim jest, chociaż dopiero po latach to będzie, bo w roku 194O w Polsce. I taką zupełnie niezwykłą teatralnie scenę dał nam Reżyser na zakończenie przedstawienia – scena jak błysk, może i dlatego, żeby nie do zrozumienia ludzkiego to było, bo taka sama w sobie zamknięta, dokładnie tak jak cały ten czas należący do Hitlera, bo on trwał kilka strasznych lat. I widzimy tylko Thiela przypartego do drabinki w sali gimnastycznej i ten błyskawiczny ruch przesuwania czegoś mocno po szczebelkach drabinki, jak mgnienie. I słychać, że to nic innego, chyba terkot karabinu maszynowego – bo czy w tamtym roku w Polsce, mógł taki terkot z czym innym się kojarzyć? Jako bardzo wtedy młody chłopak z tamtych lat mogę śmiało teraz powiedzieć – że nie! Że to koniec absolutny asymilacji, że to na kilka długich, strasznych lat stało się wtedy zdradą. I tym samym koniec rzeczywiście przedstawienia. Reżyser świetnie wiedział, kiedy skończyć.

 

Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu

„Asymilacja” na motywach sztuki Radosława Paczochy p.t. „Powstaniec Thiel”

Reżyseria i opracowanie tekstu: Piotr Kruszczyński

Dramaturgia: Michał Pabian

Scenografia, kostiumy, reżyseria świateł: Justyna Ładowska

Opracowanie muzyczne: Jan Romanowski

Premiera: 21 grudnia 2018r. (Duża Scena)

Andrzej Górny