Towarzystwo im. Hipolita Cegielskiego ma w swoich szeregach oddanych animatorów kultury i sztuki wysokiej. Podczas Gali wręczania swoich znaczących nagród zawsze w program wplata akcenty muzyczne, budzące w melomanach ożywienie.

Fot. Jędrzej Stefan Oksza-Płaczkowski

Tak było i tym razem  w Auli Lubrańskiego UAM, kiedy przy wręczaniu Złotych Hipolitów finał należał do wybitnego tenora młodego pokolenia Dionizego Wincentego Płaczkowskiego. Nie słyszałem na żywo Dionizego bodaj dwadzieścia lat, dlatego z oczekiwaniem i wzmocnioną uwagą przyjąłem wokalno – muzyczną prezentację duetu Płaczkowski – Alicja Kosznik przy fortepianie.

A złożyły się na ten niepowtarzalny nimi recital kompozycje Gaetano Pennino pieśń neapolitanska „Pecche”, Giacomo Puccini „Canzonetta Sole e Amore” oraz Ernesto de Curtis pieśń neaolitanska „Tu ca Nun Chiagne”.

Te wykonania były wręcz zjawiskowe. Dionizy Wincenty Płaczkowski przykuwa uwagę od pierwszych dźwięków, prawie od pierwszego oddechu zrównoważonego na przeponie. Mimo, że posiada umiejętności wykraczające poza typowe belcanto, nie epatuje swą wieloróżnorodnością, a skupia się na intonacji swobodnym odczytywaniu zapisu nutowego, bez uszczerbku wokalnego, acz dostrzec można wędrówki po różnych skalach.

Przekaz jaki nam zaserwował pozwolił nas jednocześnie zabrać do świata piękna i delikatności, do zakamarków naszej muzycznej duszy. To taka podróż w głąb siebie ze wspaniałym przewodnikiem, nadzwyczajnym cicerone w roli głównej Dionizy Wincenty Płaczkowski.

Te dwie pieśni neapolitańskie przypomniały mi, że podobne songi nagrał i wydał na longplayu Elvis Presley. Podpowiedź od suflera Wodniczaka, żeby ten wspaniały poznański tenor przebywający na obczyźnie w Warszawie, próbował sięgnąć po popularne pieśni z owego presleyowskiego longplaya. W ten sposób poszerzy swój repertuar, który stanie się na tyle uniwersalny, że da mu większe możliwości koncertowania.

Krzysztof Wodniczak