Siedemdziesiąt dwa lata to piękny wiek. Można wtedy mówić o sporym doświadczeniu życiowym, ale też – jak w przypadku mojego rozmówcy – o doświadczeniu „kulturalnym”. O muzyce – i nie tylko – rozmawiam z Krzysztofem Wodniczakiem.

Michał Sobkowiak: Bywasz nazwany człowiekiem instytucją z powodu aktywności na różnych polach. Przez lata nazbierało się trochę. Przypomnij naszym czytelnikom swoje najważniejsze funkcje.

Krzysztof Wodniczak: Wymieniając wszystkie etaty, półetaty, funkcje i czynności nie dotarlibyśmy do drugiego pytania. Może powiem tylko o początkach muzyki w Ostrowie Wielkopolskim. Na początku grałem na kontrabasie w dixielandowym bandzie Wyspa, potem zostałem gitarzystą basowym z grupie Trampy (jest ślad w Spichlerzu Rocka w Jarocinie). Po przyjeździe do Poznania w 1968 roku pierwsze kroki skierowałem do RO ZSP i tam trafiłem najpierw do Klubu Dziennikarzy Studenckich, potem do klubu Od Nowa przy ul. Wielkiej, aby uczestniczyć we wspólnym muzykowaniu na jam sessions.

Fot. z archiwum Krzysztofa Wodniczaka

Moja aktywność wzbudziła uznanie zarówno w ZSP jak i ZMS. Z tą organizacją organizowałem od lat siedemdziesiątych Poznańskie Muzykalia, dzięki którym udało nam się wprowadzić jazz do filharmonii. W tym czasie także w Magazynie Gazety Poznańskiej, który miał nakład… 500 tysięcy egzemplarzy, pisałem o muzyce niepoważnej, redagując rubryki muzyczne w Nowościach Muzyki Młodzieżowej, Kamerton, Grające krążki, Akordy.

Później etatowo związałem się z Estradą Poznańską, gdzie w ramach Międzynarodowej Wiosny Estradowej wydawaliśmy longplaye oraz ze Stowarzyszeniem Muzyki Estradowej w Łodzi, gdzie powołałem Klub Publicystów Estradowych.

A jak było z Jarocinem i Wielkopolskimi Rytmami Młodych?

W latach 1968 i 1969 w Kaliszu odbywały się Festiwale Awangardy Beatowej oraz także lokalne Rytmy nad Prosną. W Jarocinie naczelnikiem miasta został najmłodszy włodarz w Polsce 28 letni Czesław Molczyk, a Jego brat Marek był przewodniczącym ZMS. Zgadaliśmy się i w klubie Olimp był dobry klimat do muzyki i słowa (Kabaret Gzik) i pomysł na muzyczne konfrontacje spotkał się z akceptacją władz. Ja zorganizowałem dziesięć edycji tych Rytmów.

Czy po przemienieniu się na Festiwal Muzyków Rockowych także włączałeś się w jakiś sposób w organizację koncertów?

Nie, po raz pierwszy pojechałem do Jarocina w 1987 roku kiedy to po Turbo, a przed Armią zaśpiewał Czesław Niemen Wydrzycki.

Prywatnie jakiej muzyki słuchasz?

Jeśli można rozszyfrować określenie eklektyzm, to właśnie takiej. Nie mam ulubionej tendencji czy stylu. Nie jestem też poszukiwaczem czegoś oryginalnego. W moim pakiecie jest blues, rock and roll, etno i jazz, El muzyka, muzyka filmowa i ilustracyjna.

Ukończyłeś Średnią Szkołę Muzyczną, czy nadal grasz?

Grałem na kontrabasie, gitarze basowej i na gitarze podczas Akademii Gitary.

Angażujesz się w sprawy społeczne. Może przybliżysz ten wątek swojej działalności?

Od 7 lat pracuję dla dobra seniorów, w drugiej kadencji byłem przewodniczącym Miejskiej Rady Seniorów w Poznaniu. To wszystko ma nie tylko walor poznawczy, ale i twórczy. Twórczość artystyczna tak mi bliska od pół wieku jest jednym z wielu istotnych narzędzi, które pozwalają osobom starszym na pełniejszą integrację społeczną.

W życiu seniora hobby, pasja i możliwość rozwijania na pełniejszą integrację społeczną to ważny przyczynek do pogłębionej analizy. Rozwijanie własnych zainteresowań stanowi niejednokrotnie sens ich życia. Twórczość pozwala aktywnie w sposób niewymuszony i dobrowolny podejmować ten twórczy wysiłek. Dlatego też wspólnie z Polskim Towarzystwem Artystów, Autorów, Animatorów Kultury PTAAAK stworzyłem Festiwal Twórczości Filmowej Osób Dojrzałych 60+ pod nazwą Wyścig Jaszczurów, który w tym roku odbędzie się po raz dziewiąty. Mogę też wymienić moje autorskie projekty m.in. Senioralne Spotkania z Muzyką, koncerty wyjazdowe w ramach festiwalu Akademia Gitary, cykl Lista Nieobecnych przypominający zmarłych artystów np. Annę German, Irenę Jarocką, Krzysztofa Klenczona, Elvisa Presleya czy Czesława Niemena Wydrzyckiego. Ważnym projektem dla wyrobionych melomanów są koncerty Posnania Sound.

Posnania Sound brzmi tajemniczo. Poznańskie brzmienia brzmi swojsko, ale co to takiego?

Najwyższa pora dać chociaż zarys tego, co było wyróżnikiem poznańskiej sceny muzycznej, czyli EL Muzyki (określenie wymyślone przez poznaniaka Marka Bilińskiego i Czesława Niemena). 29 września 1988 roku w Poznaniu zarejestrowano Stowarzyszenie Muzyki Elektronicznej. Prezesem honorowym zgodził się zostać Czesław Niemen Wydrzycki. EL Muzyka sekwencjonalna, wariacyjna, jest szczególnie predestynowana do tego, by wyrazić elan vital – pęd życia. Progresywny rock dał jej zamiłowanie do rozbudowanych suit, technologicznego filozofowania, podróży w wyobrażone światy albo w głąb własnych fantazji. Niekiedy z muzyki użytecznej wzięło się ilustracyjne traktowanie tematów i opisowe tytuły kierujące słuchacza w stronę określonych obrazów i emocji. Minęły lata, blisko trzy dekady, koniunktura na EL muzykę nieco zmalała, ale muzycy – Romuald Andrzejewski, Grzegorz Stróżniak, Ryszard Kniat, Zbigniew Łowżył, Krzysztof Jarmużek, Piotr Wiza, Krzysztof Kacperski, Bolesław Gryczyński, Marek Manowski, Andrzej Karpiński pozostali jej wierni. Bo EL muzyka dzisiaj na nowo rezonuje, a jej koryfeusze potrafili stworzyć pewien bastion muzyczny wyróżniający się na tle innych środowisk i ośrodków. Skojarzyli bowiem ze sobą różnorodne „silniki dźwiękowe”, współpracujące ze sobą oraz nowe, interakcyjne funkcje, które odzwierciedlają naturalny sposób gry konkretnego instrumentu. Potrafią „skusić” i ładną melodią, ale i zaskoczyć zupełnie współczesną, na poły eksperymentalną partią solową syntezatora czy psychodelicznym „skokiem w bok” innego instrumentu, a nawet w innym metrum, co prowadzi do nie bagatelnych rozwiązań. Senne słodko – gorzkie wizje, w których nostalgiczne wspomnienia przeszłości mieszają się z doświadczeniami codzienności – na wyższym poziomie – tu i teraz. Taka otwartość na różne brzmieniowe nowalijki charakteryzuje współczesną scenę EL Muzyki. Takie powinno być credo, tego się trzymajmy jako status quo szeroko pojmowanej muzyki elektronicznej.

Melomani poznańscy jeżeli dowiecie się o planowanych koncertach EL Muzyki to bez oporu dajcie się zabrać na muzyczną ucztę przyprawiona solidną dawką bitów zarówno tych „retro” i współczesnych, bo jest miejsce także na nową elektronikę .Melodie snują się na pograniczu jawy i snu oraz czystych przestrzeni brzmieniowych, wydestylowanych na poziomie grawitacji, gdzie mogą ci muzycy eksploatować nową przestrzeń muzyczną. Różnorakimi formami ekspresji wyrażają oni w kompozycjach niezwykłe piękno.

Opisana powyżej część teoretyczna, lub teoretyzująca stanowi wstęp do modelowego wręcz określenia posnania sound, czyli poznańskie brzmienia. Szkoda, że latach prosperity zaniedbano to określenie, nie znalazł się żaden teoretyk w Poznaniu, aby ten termin w należyty sposób wypromować. Przecież muzyka ilustracyjna, jako forma muzyki przestrzennej, żyje swoim życiem nie tylko w spektaklach teatralnych czy obrazach filmowych. Obecnie odbywają się liczne koncerty muzyki filmowej cieszące się wśród słuchaczy dużym, a nawet bardzo wielkim powodzeniem. Może po trzydziestu latach i aktywności niektórych z wymienionych wyżej muzyków uda się wprowadzić do leksykonu konwencji stylistycznych to brzmienie, w sposób niekonwencjonalny, po trosze nawet improwizacyjny, ale mający swój „ matecznik” w Grodzie Przemysła. Zacznie się era EL muzyki i Posanania Sound. Ponadto życie artystyczne Poznania w pełni zasługuje na określenie patriotyzm lokalny. I tego się trzymajmy, bo jak nie my, to kto?

 

 

Krzysztof Wodniczak urodził się w Ostrowie Wielkopolskim 29 września 1946 roku. To bardzo charakterystyczna postać, którą łatwo rozpoznać, gdy spaceruje ulicami Poznania lub korzysta z pojazdów MPK. Cechą charakterystyczną Krzysztofa jest wysoki wzrost, długie siwe włosy i taka sama broda, a także kapelusz. Dzięki brodzie i sympatycznemu wyrazowi twarzy, Krzysztof może być przez dzieci brany za Świętego Mikołaja. Z taką osobą przyjemnie się współpracuje, więc cieszę się, że miałem okazję poznać Krzysztofa Wodniczaka i mogę z nim współpracować. Dziękuję Krzysiu za to i życzę Ci stu lat w zdrowiu, radości i w otoczeniu dobrej sztuki.

Michał Sobkowiak