RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ SZAFY

Gdy po siedmiu latach przerwy od wspólnego grania znów postanowili być razem, węgierscy fani wręcz oszaleli z radości. Bo była to wręcz sensacyjna wiadomość. Gdy w roku 1987 roku grupa nagrała i wydawała trzynasty album zatytułowany „Babylon” wydawało się, że kończy się pewna epoka w historii europejskiego, a przede wszystkim węgierskiego rocka progresywnego. Raczej mało co wskazywało, że panowie spod nazwy „Omega” spotkają się jeszcze kiedyś w studiu czy też na muzycznym szlaku. A jednak.

Choć rozbrat od wspólnego grania trwał aż tak długo, to ich koncert z 3 września 1994 roku na budapeszteńskim Nepstadionie wypadł naprawdę imponująco. I to pomimo tak długiej przerwy. Siedemdziesiąt tysięcy widzów zgromadzonych na wypełnionych po brzegi trybunach oraz murawie tego stadionu, a na scenie oni. Legendarna już wtedy grupa Omega.

Scenariusz tego koncertu został dopełniony przez matkę naturę fundującą ulewny deszcz tego wieczoru. Było więc deszczowo i burzowo. Prawdziwa nawałnica nad Budapesztem i nad Nepstadionem (po naszemu „stadion ludowy”) tylko dodała smaczku temu wydarzeniu. Tłumy falujące w rytm muzyki zlane rzęsistym deszczem nie zważały bowiem na tak ekstremalne warunki pogodowe tego muzycznego święta. Wszak nie po to fani czekali tyle lat na kolejny koncert swych ulubieńców, aby teraz poddać się pogodzie. W ogóle trzeba wspomnieć, że grupa Omega miała szczęście do znakomitych koncertów uwiecznionych potem na płytach. Przypomnieć wypada choćby rok 1987, w którym Omega dała dwa koncerty jubileuszowe zatytułowane „25 lat Omegi” , oba zagrane na innym budapeszteńskim stadionie (Kisstadion), za każdym razem przed piętnastotysięczną publicznością. Te koncerty wydano później na podwójnym albumie.

Wracając jednak do deszczowego wieczoru trzeciego września 1994 roku trzeba wspomnieć jeszcze o innym ważnym fakcie. Otóż wszystkie koszty koncertu zespół postanowił wziąć na swoje barki. Było to ogromne finansowe wyzwanie i ryzyko. Jak się potem okazało koszty całego przedsięwzięcia przewyższyły dochód ze sprzedaży biletów. Niewielki zysk z tego jakże znakomitego koncertu dała tylko sprzedaż płyty CD i kaset video. Nie chce się w to aż wierzyć.

Cały koncert został zarejestrowany na dwóch oddzielnych płytach. Podtytuł pierwszej od razu sugeruje warunki, w jakich muzykom przyszło grać i śpiewać, a fanom cieszyć się muzyką. „Blok wodny”, czyli właściwie wszystko jasne znając pogodową sytuację podczas tamtego koncertowego wieczoru. Z kolei druga płyta ma podtytuł nawiązujący do wiatru przybierającego na sile. To też zapewne aluzja do warunków pogodowych podczas drugiej części koncertu. Ale nie tylko. Bowiem w tej części grania gościnnie wystąpili Rudolf Schenker i Klaus Meine z grupy Scorpions. Wykonali oczywiście, bo jakże w tamtych latach mogło być inaczej, ponadczasowy song „Wind Of Change”. Oprócz nich na budapeszteńskim Nepstadionie gościnnie wystąpili także Tomas Somló, Gábor Presser i Tomas Szekeres, bez których trudno byłoby sobie wyobrazić to muzyczne spotkanie. Wszak to ludzie, którzy przez kilka lat tworzyli potęgę tej muzycznej formacji. A wśród stałego składu Omegi z tamtych lat zaprezentowali się László Benkő, János Kóbor, Ferenc Debreczeni, Tamás Mihály i György Molnár. W tym jakże mocnym składzie, wzmocnionym jeszcze żeńskim chórkiem, zespół dał dwugodzinny koncert, w którym zaprezentował wszystko, co najlepsze stworzył przez 25 lat swego istnienia. Były więc „Gammapolis”, „1958-as boogie-woogie klubban”, „Petróleum lampa” czy kultowe nagranie „Gyöngyhajú lany” czyli „Dziewczyna o perłowych włosach”.

Na dwóch albumach mamy aż dwadzieścia cztery utwory. To naprawdę spora dawka muzyki tej jednej z najciekawszych grup węgierskiego rocka progresywnego. Najciekawszej, jeśli nie najlepszej. To muzyczne wydarzenie warto też obejrzeć. Z dwóch powodów. Po pierwsze jak już wyżej wspomniałem ze względu na niesamowitą scenografię tego muzycznego wieczoru z Omegą, jaką sprawiła aura. A po drugie, sam obraz niesamowicie ubogaca ten wyjątkowy koncert. Nagle stajemy się uczestnikami tego deszczowego show, zdajemy sobie też sprawę jak wiele utworów Omegi jest nam znanych, pomimo olbrzymiej granicy jaką jest język. Ale muzyka niweluje tu wszelkie granice a te językowe przede wszystkim. W przypadku tej węgierskiej grupy jest to rock na najwyższym światowym poziomie.

Oglądając wideo z ich koncertu sprzed bodaj półtora roku, na którym ponad siedemdziesięcioletni muzycy śmigali na scenie niczym młodzieńcy, można być pewnym, że to fachowcy z górnej muzycznej półki. Po prostu Omega.

Jacek Liersch