Wychodzi z nas Malowany ptak; w każdym z nas jest jego cząstka, każda grupa ma go w swoim gronie – refleksja po spektaklu „Malowany ptak” w Teatrze Polskim w Poznaniu.
Spektakl „Malowany ptak” na motywach powieści Jerzego Kosińskiego, to dla mnie niesamowicie interaktywna opowieść, która oddziałuje na widzów, pobudza do refleksji, ale też do działania wobec tego, co się dzieje w naszym otoczeniu.
Twórcy „Malowanego ptaka” zdecydowali się na stworzenie teatralnego dziania się w przestrzeni przenikania się dwóch Teatrów oraz szczególnego odziaływania aktorów względem widzów. Tak więc nie jest linearnym odbiciem zdarzeń z powieści, lecz tylko luźnym nawiązaniem do niej, dzięki czemu pobudzeń do dyskusji było wiele i różnej natury.
Treść utworu Jerzego Kosińskiego ma tu znaczenie w kreowaniu rzeczywistości o tyle, o ile staje się pretekstem do wymiany poglądów i zbadania „sprawy” z o wiele szerszej perspektywy. Już w pierwszej części autorzy spektaklu zapraszają nas widzów na panel dyskusyjny o stosunkach polsko-żydowskich, o odpowiedzialności jednostkowej i narodowej Polaków za zbrodnie wobec Żydów podczas II wojny światowej. Ale czy tylko?
Dyskusję rozpoczyna – opowiadając o sobie – Polski Żyd, (Henryk Rajfer, aktor Teatru Żydowskiego w Warszawie). Z ust aktorów padają liczne wypowiedzi – cytaty, ekspertów w tym temacie, między innymi: Jana Błońskiego, Joanny Krakowskiej, Kazimierza Wyki, Jana Tomasza Grossa, Anny Bikont czy samego Jerzego Kosińskiego (nazwiska autorów kwestii wyświetlane są na ekranie). Różne słowa, opinie, deklaracje, porady są jednak tylko teoretycznymi wywodami, które być może pobudzą widzów do myślenia lub nawet działania; same jednak niewiele mogą zmienić, naprawić. W przedstawieniu dyskutanci zacietrzewieni są w swoich racjach na tyle, że nawet z ich fizyczności odczytać można to pewnego rodzaju osobiste zamknięcie na zdania i opinie innych. A ten „Inny” w tym spektaklu, jest głównym bohaterem – ja to tak odczytuję. Niekonwencjonalne pozy znudzonych prelegentów, już na początku wskazują, że przedstawienie nie będzie o tym, co jasne i łatwe do odczytania – ale o tym, co jest w nas tajemnicą, którą niekoniecznie chcemy pokazać komuś innemu.
Interaktywność, wykorzystanie obrazów filmowych, narracja „komentatora” w postaci granej przez Teresę Kwiatkowską oraz wszystko to, co wpływa na zmysły nas – odbiorców, czyli także muzyka grana przez z Orkiestrę Antraktową Teatru Polskiego umieszczoną na najwyższym balkonie; zapachy unoszące się podczas niektórych scen – to wszystko niezwykle silnie oddziałuje na widza. I sprawia, że świat przedstawiony, staje się coraz bardziej dla nas światem rzeczywistym. Aktorzy już nie tylko grają – ich przeżywanie ma ciężar przeżywania z realnego życia (ogromne uznanie dla wszystkich artystów – Joanny Drozdy, Kayi Kołodziejczyk, Teresy Kwiatkowskiej, Małgorzaty Peczyńskiej, Katarzyny Węglickiej, Konrada Cichonia, Piotra B. Dąbrowskiego, Michała Kalety, Jerzego Walczaka, Henryka Rajfera, Andrzeja Szubskiego, Wiesława Zanowicza – za to, że udało im się połączyć tę realność z grą sceniczną). I tak zaczyna się dla mnie opowieść o „malowanym ptaku”. Ptaku, którego pomalowany wizerunek, upiększony lub totalnie obrzydzony, staje się powodem do tego, by go „zadziobać” – zniszczyć. I tak jak w przyrodzie, zwierzęta odrzucają a nawet zabijają osobników ze swojego gatunku, które różnią się chociażby wyglądem; tak my ludzie niszczymy innych, różnych od siebie.
Podczas II wojny światowej „Innym” był Żyd, ze względu na pochodzenie, religię, wygląd, obyczaje. Malowany ptak przewożony na stracenie, wobec którego ludzie najczęściej stali odrętwiali, nie wyciągali do niego pomocnej dłoni w obawie o własne życie. A ten Malowany ptak, czasem był dla nich kimś bliskim, sąsiadem, kimś kto wykonując jakieś usługi ułatwiał im życie: sprzątał, opiekował się dziećmi, golił, karmił, pożyczał pieniądze, itp. Ktoś taki, komu sami przypinamy łatki; ustawiamy w szeregu innych, gorszych od nas; ubieramy w nasze wyobrażenia; również we współczesnej walce o przetrwanie. Bo Malowany ptak pojawia się przez stulecia w kulturze i w każdym czasie jest kimś „innym”, kimś kto zostaje odrzucony. Ten ptak przystrojony w swoją inność; oszpecony zarzuconymi łachmanami w konwulsyjnym drżeniu wchodzi na widownię – w nasz świat. I nam widzom, brakuje odwagi, by go dotknąć, ochronić. Przypatrujemy się tylko w zaskoczeniu, przyzwyczajeniu „właściwego” zachowania. Ptak ulatuje – ja zdaję sobie sprawę, że też nie podałam mu ręki. Potem zastygam w odrętwieniu fizycznym, z kotłującymi się we mnie myślami.
To nasze zachowanie wobec tego, co się dzieje w Teatrze, jest jedynie odbiciem (scenografia z lustrem staje się czytelnym odniesieniem) do tego, co się dzieje na scenie naszego życia politycznego, finansowego, zawodowego; w temacie obyczajowości seksualnej, aborcji, uchodźctwa… Wykluczamy, milczymy, zabijamy. A co robimy sami sobie? I tutaj znaczące stają się słowa, że ten, kto jest jedynie milczącym obserwatorem, też ponosi odpowiedzialność.
Ta opowieść nie kończy się w Teatrze, ta opowieść trwa i będzie trwała…
Spektakl w koprodukcji Teatru Polskiego w Poznaniu oraz Teatru Żydowskiego im. Estery Rachel i Idy Kamińskich. Reżyseria: Maja Kleczewska; dramaturgia: Łukasz Chotkowski; scenariusz sceniczny: Maja Kleczewska, Łukasz Chotkowski; współpraca dramaturgiczna: Paulina Skorupska; choreografia: Kaya Kołodziejczyk; kostiumy: Konrad Parol; muzyka: Cezary Duchnowski; scenografia/instalacja (Duża Scena)//scenografia filmowa/instalacja (foyer): Wojciech Puś//Marcin Chlanda; flm//montaż: Kacper Fertacz//Przemysław Chruścielewski; światło: Wojciech Puś; premiera: 26.03.2017.
Elwira Białek-Kaźmierczak