pamięta uściski
niejednego rozstania
nadgryzione zębami
czasu sztachet drewno
skrzypieniem rdzawi
zawias u zamocowania
i z omszenia
samotnością zawodzi śpiewnie
spowita w kwiat
powoju co sam się przytroczył
a nad nią dzikie wino
i cieniste klony
jeszcze ciekawa  przechodnia co ku niej kroczy
poddana w uchylności
pod naporem dłoni
stojąc w wyrwie
parkanu po trosze murszeje
rozdzielając światy
między zgiełkiem a ciszą
starość rzeźbi
fakturę na drewnianym ciele
odwykła od pieszczot
dłoni – pukasz – nie słyszy.
Zofia Szydzik
Elbląg, sierpień 2013