Wpełza niczym płaz
bezszelestnie
w poszarpanym łachu
na wietrze
wciska się między
senne nici wątków
penetrując moją
podświadomość
stara siwa wariatka
o zatartych rysach
twarzy
szepcze wciąż o
złotym wieku
bez skazy – podnoszę
głowę – wzrokiem
trafiam w ciemność i
snu przeźrocza
przesuwam w
zdumieniu… potem płacę
bezsennością za
wyparcie by zeszła mi z drogi
nie znam jej i nie
wiem gdzie mieszka
co ona wie o mnie
o mojej cielesnej
tęsknocie którą chowam
w pamięci jeszcze
skrzętnie i pieszczę
w porannej ciszy
stojąc przed lustrem
w otoczeniu
przenikliwego chłodu
dla ocieplenia
mówię do niej – WITAJ
siwa… wariatko!
Zofia Szydzik
Elbląg, kwiecień 2010