Zmęczona
spacerem leśnymi ścieżkami,
wyciągnęła nogi
na miękkiej kanapie.
Oczy zasłoniła
powiek firanami,
zdawało się
słyszeć nawet kilka chrapnięć.
Dąb zaszumiał wrogo,
słyszy trzask gałęzi,
szaro-czarne
ptaki rozwieszają chmury.
Zieleń leśnych
igieł strzela dzikim pędem,
błyskawice
grzmotów otchłań nieba prują.
Niby chce
uciekać, ołów czuje w stopach,
ni kroku do
przodu, tak bardzo zmęczona.
Dwie latarki
widzi za choinką w krzakach,
może to wilk
jest groźny, lub sarna spłoszona.
Słysząc głos
znajomy, jakby pojaśniało,
ręką starła
czoło myśląc, że to rosa.
Syn ze zmiany
wrócił, odezwał się – mamo,
kładź się spać
do łóżka, twoja twarz jest mokra.
Prawie
nieprzytomna, nie wie co się dzieje,
gdy jasne
świetliki zabłysnęły w kloszach.
Postawiła nogi,
czując że są chwiejne,
– dobry wieczór
chłopcze, miałam senny koszmar.
Jutro ci opowiem
jeśli nie zapomnę,
sny gdzieś
ulatują, jakby w zapomnienie.
Teraz się
położę, odpocznę porządnie,
tylko mokry
jasiek, na suchy zamienię.

Aldona Latosik

19 VII 2013 (c)