Jest taka cisza co
zda się dzwonkiem podzwania
pozornie bezdźwięczna
jakby zrodzona z prochów
i pełna krzyku w
piersi po sam skraj wezbrana
i ta we łzach płynąca
od szlochu do szlochu
i taka z podcienia
klasztornego krużganka
i sprawiedliwego z
niezmąconym sumieniem
i z oddechu
enigmatycznego kochanka
co dawno już odszedł
jak w wodę… kamieniem…
lubię taką cieszę –
najcichszą ze wszystkich cisz
z twarzą kamienną
rzeźby Antonia Canovy
w zgiełku narzędzi
stworzył dzieło- rzeźbiarski Mistrz
przed jej białym
obliczem zastygam bez słowa
jak ten dzwon…
co zadławił się
dźwiękiem i…
zamilkł.
Zofia Szydzik