Książkę znajdziemy w dziale popularnonaukowym. Niektóre księgarnie
stawiają ją na półce „poradniki” i tu, czytelnik, który po nią sięgnie może
poczuć się rozczarowany, bowiem nie znajdzie prostej, krok, po kroku, instrukcji
jak to zrobić, czyli „Wylogować się do życia”.

Wiliam Powers na 535 stronach
przedstawia esej o współczesnej kulturze informatycznej. Prezentuje tezę nie
tyle błyskotliwą, co banalną, o uzależnieniu współczesnego człowieka od
elektronicznych narzędzi komunikacyjnych. Komputery, tablety i smartfony
uzależniają nas od Internetu, portali społecznościowych, komunikatorów, poczty
elektronicznej. Każdy z nas posiada komputer, tablet i smartfona i niczym
alkoholik uzależniony od wódki, nie wyobrażamy sobie życia bez newsletterów,
postów, facebooka. Kiedy jesteśmy pozbawieni dostępu do bieżących wiadomości
popadamy w frustracje, niepokój, czy przypadkiem nie przeoczyliśmy czegoś
ważnego.
„Dostępność” to najczęściej
wymieniany termin przez producentów elektronicznych gadżetów i dostawców usług
telekomunikacyjnych. Analogia trafna z alkoholizmem, bowiem branża, podobnie
jak producenci używek z jednej strony reklamują swoje produkty podnosząc walory
smakowe, wygodę, przyjemności związane z używkami, a jednocześnie przestrzegają
przed zgubnymi skutkami nadużywania, proponując w trosce o klienta nowe,
wyrafinowane narzędzia do radzenia sobie z nadmiarem bodźców, informacji.
Oczywiście najlepszym rozwiązaniem byłaby abstynencja, nie koniecznie stała,
ale czasowa. Na to zapotrzebowanie walki z nałogiem, odpowiadają agencje
turystyczne, reklamując wczasy w egzotycznych miejscach, gdzie nie ma zasięgu.
Oczywiście to czysta iluzja, bo w tej chwili już takich miejsc na ziemi nie ma.
Zresztą czerwony krzyżyk na ikonce sieciowej u posiadacza smartfona budzi
jedynie frustracje, o ile wręcz nie agresje. Podobny objaw do odstawienia w
przypadku nałogu alkoholowego. Wydawałoby się, że rozsądną propozycją byłyby
turnusy terapeutyczne, kiedy uczestnik dobrowolnie decyduje się przed wczasami
oddać do depozytu wszelkie urządzenia komunikacyjne, ale i komputery i konsole,
bo przecież są jeszcze filmy i gry. Niestety to nie działa, bo po chwilowym
odpoczynku, wracamy z większą intensywnością do poprzedniego stanu. Przecież
długo nas nie było i skrzynka zapełniona pocztą, trzeba odpisać, zareagować na
facebooku, potwierdzić swoją obecność w świecie. Jak nie zareagujemy, nie odpiszemy,
to znaczy, nie żyjemy, ale w świecie wirtualnym, a w realnym coś tracimy.
Autor zadaje retoryczne pytanie,
co właściwie tracimy, wszak sam przyznaje, że bez smartfona nie wyobraża sobie
na przykład funkcjonowania zawodowego. W gruncie rzeczy są to pożyteczne
narzędzia pracy, ułatwiające, uzupełniające i nie koniecznie muszą prowadzić do
zgubnych w skutkach zachowań. Realnym problemem nie są same gadżety, ale to co
przynoszą, zalewają nas nadmiarem informacji z którym nie potrafimy sobie
poradzić. Pewnym wyjściem może być swoista kontestacja i selekcja informacji
„of-line”, czyli jak praktykuje autor, sporządzanie bieżących notatek w
kieszonkowym notesie, a następnie elektroniczne archiwizowanie tych, które będą
nam przydatne dłużej. To rozwiązanie problemu nadmiaru informacji przez nas
samych produkowanych, ale co zrobić z tym, co otrzymujemy od innych?
Według Powersa podobny szok
cywilizacyjny przeżyli Europejczycy po wynalazku Gutenberga. Sam wynalazca
druku nie wyobrażał sobie jakie to będzie miało konsekwencje. W roku 1517
Marcin Luter ogłosił swoje tezy, a najważniejszym postulatem było sięgnięcie do
„Biblii”. Druk umożliwił jej upowszechnienie, ale o masowości czytelnictwa
miały przesądzić przekłady „Pisma Świętego” na języki narodowe. Bez druku nie
byłoby też Shakespeare`a. Druk książek, broszur i gazet w sposób nieoczekiwany
przyczynił się też do rozruchów w Londynie epoki elżbietańskiej. Biedni
analfabeci odkryli, że brak umiejętności czytania i pisania dyskryminuje ich i
wyklucza; ogranicza dostęp do sądów, uniemożliwia dochodzenia swoich praw, o
których z powodu analfabetyzmu nawet nie wiedzą.
Ta analogia tylko do pewnego
momentu jest przekonująca. Podobnie jak pięćset lat temu i dziś chodzi o
dostępność, ale dawniej oznaczała ona brak informacji, dziś wręcz przeciwnie,
jej nadmiar. Wspólny jest może problem wykluczenia, kiedyś z powodu analfabetyzmu,
a dziś za wykluczonego uważany jest ten, kto nie ma „dostępu” z powodu
nieposiadania, lub nie używania nowoczesnych technologii w komunikowaniu się.
Współczesny człowiek w ciągu doby nawiązuje tyle kontaktów, co jego przodek
sprzed pięciu stuleci w ciągu całego życia. Owszem, umie czytać i pisać, ale
czy radzi sobie z tymi narzędziami współczesnego Internetu. Obawiam się, że
jest równie bezbronny jak jego przodek analfabeta wobec druku. Postulat
Powersa, aby znaleźć właściwe miejsce dla elektronicznych gadżetów w naszym
życiu, może być spełniony pod warunkiem uzyskania przez użytkowników nowych
kompetencji.
Gutenberg nie zdawał sobie sprawy
z tego, że jego wynalazek zaowocuje protestantyzmem. Kiedy powstawał Internet,
nikt nie spodziewał się, że zawładnie nim Google. Lud nie rozumiał dogmatów
nowej wiary, musiał odwołać się do autorytetów kapłanów. Internet osacza nas
informacjami i dostarcza nam pozornie oczekiwane treści, dzięki obserwacji
naszych poszukiwań w sieci.
Skutkiem ubocznym rozwoju sieci jest
alienacja. Pozornie cały czas jesteśmy w kontakcie z wieloma ludźmi, ale
skupieni na śledzeniu tego, co się dzieje na ekranach naszych osobistych
urządzeń. Poruszamy się w tłumie użytkowników, ale bez osobistego kontaktu. Nim
pojawił się druk, lektura manuskryptów odbywała się w zbiorowości, ktoś czytał
na głos. Kiedy pojawiła się książka, lektura możliwa była w relacji intymnej.
Książka mogła nam towarzyszyć niemal wszędzie, jak dziś smartfon. Dziś
naturalnym pytaniem nie jest jaką wybrać lekturę, ale jak zapanować nad ilością
informacji, im więcej jej przyjmujemy, tym mniej wiemy o otaczającym nas
świecie. W dodatku oduczyliśmy się komunikowania osobistego, przebywania ze
sobą, rozmowy. Żeby poznać i zrozumieć drugiego człowieka musimy wylogować się
do życia. Pozostaje tylko pytanie, jak to zrobić?
Wiliam Powers nie udzieli nam
odpowiedzi. Praktyczne rozwiązanie powinniśmy znaleźć sami.
Wiliam Powers „Wyloguj się do
życia”, PWN
Andrzej Wilowski