RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ SZAFY
Na okładce tego
winylowego krążka widzimy siedzącego pod drzewem minstrela grającego swe piękne
utwory dla pięknej i nieznajomej nimfy. A w tle piękna panorama z lasami i drogą
prowadzącą aż za horyzont.
Był rok 1977. To rok, w którym ukazało się wiele pięknych i
jakże ważnych dla muzyki rockowej płyt. I to jest jedna z nich. Choć nazwanie
tej płyty płytą rockową to chyba lekkie nadużycie. Bo dźwięki z niej płynące to
raczej delikatność i subtelność. I pomimo mijających w marcu 2017 roku
czterdziestu lat od jej wydania, to nadal jedna z najznakomitszych i chyba
najbardziej malowniczych i plastycznych płyt, jakie kiedykolwiek się ukazały.
Anthony Phillips, były gitarzysta grupy Genesis, który nagrał
z zespołem raptem dwa albumy i poświęcił się karierze solowej. Ponoć przyczyną
odejścia z zespołu Genesis był fakt, że bardzo źle znosił występy na żywo. Dla
mnie to była pierwsza i bardzo istotna kadrowa strata dla tego zespołu. Ale to
już temat na zupełnie inne rozważania.
Anthony Philips opuścił grupę Genesis po nagraniu albumu
„Trespass” wydanego w 1970 roku. Aż siedem, a może raczej tylko siedem lat
przyszło nam poczekać na pierwsze solowe dokonanie tego artysty. Album „The
Geese & The Ghost” to debiutanckie wydawnictwo Anthony’ego. Harmonia,
harmonia i jeszcze raz harmonia. I ta subtelna gitara Philipsa. I właściwie na
tym opisie mógłbym zakończyć opis tego albumu. Ale nie zakończę, bo byłoby to
ogromne uproszczenie. Bo ten krążek niesie ze sobą wiele innych wątków. Choćby
przepiękny utwór „God If I Saw Her Now” w interpretacji Phila Collinsa i Viv
McCauliffe.
Tytułowe „The Geese & The Ghost”, część 1 i 2 bez
problemu mogłyby znaleźć się na którejś z kolejnych płyt Genesis. To takie
nuty, które nasze uszęta przyjmują z największą radością. Kończy ten uroczy album
tandem utworów „ Collections” i następujący po nim „Sleepfall: The Geese Fly
West”. Znakomite dwa nagrania, delikatne i zwiewne niczym powiew morskiej
bryzy.
Zastanawiam się jak to jest, że upływający czas dodaje nam
lat i odbiera zdrowie a tak pięknej muzyce dodaje świeżości i młodości.
Widocznie tak musi być, by w tym zwariowanym świecie nie przyszło nam zgłupieć
do reszty. Posłuchajmy więc przez blisko godzinę Anthony Philipsa. Na pohybel
całemu wariactwu tego świata.
Jacek Liersch