SEANS NA WEEKEND
W poprzednim „Seansie…”
przedstawiliśmy historią opartą na faktach. W tym tygodniu będzie podobnie,
jednak interpretacja faktów będzie dużo swobodniejsza. Dzisiaj polecamy film
poświęcony Jimiemu Morrisonowi, a zatytułowany „The Doors”.
Film opowiada o Jimie Morrisonie, liderze grupy The Doors,
uznanym poecie i wokaliście. To opowieść o człowieku opętanym śmiercią, nie
tylko gloryfikującym ją w swoich wierszach, ale również rozpaczliwie jej
poszukującym. Morrison pozostawił po sobie poezję, biografię pełną skandali,
alkoholu i narkotyków, a przede wszystkim wspaniałą, niezapomnianą muzykę.
Tytuł filmu nie jest do końca trafiony, ponieważ obraz skupia
się głównie na wokaliście, a pozostali muzycy The Doors są praktycznie tylko
tłem dla historii o Morrisonie.
Fabuła
Historia, którą oglądamy na ekranie rozpoczyna się w połowie
lat sześćdziesiątych XX wieku. Jim i jego kolega ze studiów, Ray Manzarek,
postanawiają założyć zespół rockowy. Śledzimy ich karierę od początku powstania
grupy aż do 3 lipca 1971 roku, kiedy to 27-letni Jim Morrison zmarł w Paryżu na
atak serca. Widzimy, jak Jim oczarowuje tłumy, jednocześnie popadając w alkoholizm
i zażywając coraz więcej i coraz mocniejszych narkotyków. Jesteśmy świadkami
m.in. procesu nagrywania płyt przez The Doors, niezapomnianych koncertów, ale i
ekscentrycznego trybu życia Jima, w końcu pierwszego aresztowania i słynnego „Miami
Flash”, za który otrzymał wyrok. Poznamy bliżej także fragmenty z jego życia
osobistego, poznanie Pameli Courson i demonicznej Patricii Kennealy, seksualne
ekscesy, stopniowe niszczenie siebie.
Film nie tylko opowiada historię The Doors i Jima Morrisona,
ale także przedstawia czasy, w jakich przyszło żyć muzykom. Było to okres
rewolucji kulturalnej i seksualnej, narodziny dzieci kwiatów i fascynacji
narkotykami mającymi być środkiem pozwalającym na dotarcie w głąb własnej
świadomości.
W takich właśnie okolicznościach rozgrywa się historia
krótkiego, ale burzliwego życia człowieka, który stał się obok Jimiego Hendrixa
i Janis Joplin, symbolem swoich czasów, którego zniszczyło bycie „gwiazdą”. Nie
radząc sobie z presją psychiczną, Morrison szukał pocieszenia w alkoholu i
narkotykach, a kiedy się opamiętał było już za późno.
 

Kadr z filmu

Film „The Doors” trwa 140 minut i został wyreżyserowany przez
Olivera Stone’a. Scenariusz doń napisali Oliver Stone oraz Randall Jahnson.
Zdjęcia do filmu kręcono od 19 marca do 20 czerwca 1990 roku w USA, w stanach
Kalifornia i Nowy Jork, oraz w Paryżu (Francja). Wyróżnić można tu sceny zrealizowane
na pustyni, które zostały nakręcone w Parku Narodowym Doliny Śmierci oraz
Mojave w Kalifornii. Natomiast scena koncertu w New Haven została nakręcona w „Teatrze
Orpheum” w Los Angeles. Inna godna wyróżnienia scena, w której muzycy zespołu
The Doors zostali ukazani podczas twórczego komponowania muzyki i pisania
tekstów piosenek, powstała przy plaży w Venice (także Los Angeles w stanie
Kalifornia). Premiera obrazu odbyła się 23 lutego 1991 roku. Natomiast na
ekrany polskich kin obraz wszedł 31 grudnia 1991.
Obsada
Val Kilmer
jako Jim Morrison
Kyle
MacLachlan jako Ray Manzarek
Kevin Dillon
jako John Densmore
Frank Whaley
jako Robby Krieger
Meg Ryan jako
Pamela Courson
Kathleen
Quinlan jako Patricia Kennealy
Michael
Wincott jako Paul Rothchild
Michael Madsen jako Tom Baker
 

Kadr z filmu

Do nakręcenia filmu przygotowywano się blisko 20 lat. W tym
czasie do obsadzenia w roli Morrisona rozważano m.in. kandydatury Toma
Cruise’a, Johna Travolty, Keanu Reevesa, Billa Paxtona, Richarda Gere’a,
Michaela Madsena, Bono, Johnny Deppa, a nawet Kevina Costnera (matka Jima
podpowiadała wybór tego aktora, twierdząc, że jest bardzo podobny do jej syna).
Rolą był zainteresowany także Billy Idol, któremu przyjęcie angażu uniemożliwił
niedawny wypadek motocyklowy. Ostatecznie wybór padł na Vala Kilmera.
Błędy i ciekawostki
produkcyjne
Podczas kręcenia sceny sesji zdjęciowej Jim zaczyna biegać po
atelier, a za nim fotograf. Widzimy wtedy błysk flesza, mimo że nie jest
przyczepiony do aparatu, lecz pozostał na statywie.
Jim pije w barze piwo Miller Genuine Draft, które pojawiło
się dopiero w późnych latach 80.
Kiedy Morrison siedzi na parapecie, w tle widać billboard z
filmu „Następne 48 godzin” z 1990 roku, choć akcja tej sceny dzieje się w 1971.
W scenie, w której Jim Morrison idzie chodnikiem za Pamelą,
czujne oko widzów dojrzy większość ekipy filmowej jako odbicie w oknach sklepu.
W jednej ze scen filmu Jim krzyczy: „Wszyscy jesteście bandą
niewolników”. W rzeczywistości wokalista krzyczał: „Wszyscy jesteście bandą
idiotów”.
W przeciwieństwie do informacji, których możemy się
dowiedzieć z filmu, Jim ukończył szkołę aktorską, a nie został z niej wydalony.
 

Kadr z filmu

W scenie, gdy muzycy The Doors po raz pierwszy wykonują utwór
„Light My Fire”, Robby gra fragment „Wish You Were Here” zespołu Pink Floyd. W
rzeczywistości utwór ten został wydany długo po tym, jak „Light My Fire” stało
się popularne. Natomiast, gdy w barze „Whiskey a Go Go” zespół gra „The End”,
perkusista nie nadąża z rytmem.
Podczas koncertu w Miami, fan zespołu The Doors daje Jimowi
kapelusz, na przodzie którego umieszczona jest srebrna czaszka. Po fantazji z
szamanem oko kamery najeżdża na głowę Jima, jednak na kapeluszu nie ma czaszki.
Po chwili, w następnym ujęciu srebrna czaszka powraca na swoje miejsce.
Jeszcze za życia Jima Morrisona, Oliver Stone planował
nakręcenie o nim filmu. Przedstawił mu nawet szkic scenariusza, jednak dopiero
po sukcesach „Plutonu” i „Salwadoru” reżyser mógł zrealizować projekt.
Pierwowzory postaci przedstawionych w filmie, zagrały tu
epizody. I tak – po pierwszym, publicznym wykonaniu piosenki „Break on Through”
w barze London Fog, gdy filmowy zespół rozmawia na korytarzu z menadżerem,
można dostrzec prawdziwego gitarzystę The Doors – Robby’ego Kriegera. Natomiast
w początkowej scenie, kiedy Jim recytuje swoją poezję w studiu nagraniowym,
widzimy prawdziwego perkusistę zespołu The Doors, Johna Densmore’a,
wcielającego się w rolę dźwiękowca. Również prawdziwa dziewczyna Jima Morrisona
– Patricia Kennealy zagrała w filmie – występuje jako czarownica, która
udzielała ślubu filmowym Morrisonowi i Kennealy.
Jim Morrison był nieco niższy niż jego odtwórca – miał
niespełna 180 cm wzrostu, tymczasem Val Kilmer mierzy 192cm.
Billy Idol pierwotnie miał zagrać bardziej rozbudowaną rolę,
jednak wskutek wypadku motocyklowego muzyk miał poważne problemy z chodzeniem. Z
tego powodu jego postać w filmie albo siedzi, albo leży.
 

Kadr z filmu

Chcąc się dobrze wczuć w odgrywaną postać, na rok przed
rozpoczęciem zdjęć do filmu Val Kilmer zaczął żył jak Jim Morrison. Przez ten
czas chodził w jego ubraniach i odwiedzał miejsca z młodości Morrisona.
Gdy kręcono skok ze sceny, Val Kilmer złamał sobie rękę.
Natomiast w scenach, w których Jim Morrison był pod wpływem narkotyków, jego
odtwórca nosił specjalne soczewki, dzięki którym jego źrenice były rozszerzone.
W krótszych występach wokalnych filmowego Morrisona słyszymy
głos Vala Kilmera. Lecz podczas dłuższych fragmentów z muzyką The Doors
wykorzystano głos prawdziwego Jima.
Wiersz, który Jim czyta na początku filmu, został
opublikowany w jego tomiku poezji „An American Prayer”, który Morrison wręcza
kolegom z zespołu pod koniec filmu.
W końcowej scenie filmu widzimy prawdziwy grób Jima
Morrisona, który znajduje się na paryskim cmentarzu Père-Lachaise. Krótko po nakręceniu
filmu popiersie Morrisona zostało skradzione.
Scena, w której Morrison rozbija telewizor w studiu
nagraniowym nigdy nie miała miejsca, została wymyślona przez twórców filmu. „Jim Morrison nigdy by tak nie postąpił
– stwierdził Ray Manzarek.
Kiedy Morrison przebywa w limuzynie otoczonej przez krzyczące
dziewczyny, to w pewnym momencie kręci pałeczką do perkusji. Val Kilmer obraca
nią podobnie jak robił to z piórem w filmie „Top Gun”, czy z dwiema ćwiartkami
dolara w filmie „Prawdziwy geniusz”.
 

Kadr z filmu

Oliver Stone przedstawił sześcioletnią historię w ramach
dwugodzinnego filmu. Jego obraz, mimo przeskoków w czasie, jest uporządkowany. Oglądamy
najważniejsze epizody z życia Jima i zespołu opowiedziane sposób wciągający. Jednak
obraz Jima różni się od tego, jak zapamiętali go przyjaciele.
Jim był uśmiechniętym
człowiekiem. Grając w Doors mieliśmy kupę zabawy. W filmie Stone’a tego nie ma.
Mimo że „The Doors” to opowieść rozgrywająca się w czasach radości, to obraz
wręcz dołujący. Ciężko znaleźć pozytywne cechy u filmowego Morrisona. Jest
pijany lub naćpany w większości scen, ciągle wystawia na cierpliwość Pamelę lub
członków zespołu, nagminnie zdradza swoją partnerkę – generalnie nie jest to
pozytywna postać. Stone skupił się zwłaszcza na negatywnych stronach charakteru
Jima, co niestety zaciemnia i wypacza wizerunek, który pozostał w pamięci The
Doors i znających go ludzi – inteligentnego, wrażliwego i przede wszystkim
zabawnego człowieka
– twierdzi Ray Manzarek, posiadacz dyplomu magistra
szkoły filmowej, który chciał być bezpośrednio zaangażowany w produkcję, jednak
ze względu na rozbieżne pomysły na film jego i Stone’a, ta współpraca nie
doszła do skutku.
Filmowy Jim nie byłby tak przekonujący, gdyby nie Val Kilmer,
który dał brawurowy popis sztuki aktorskiej. Oprócz wyglądu (niemal kopia
Morrisona), Kilmer zaskoczył wszystkich swoimi możliwościami wokalnymi, w wielu
fragmentach filmu śpiewa i wychodzi mu to doprawdy znakomicie. Świetnie gra Jima
odurzonego używkami i nie bał się przytyć kilkanaście kilogramów, żeby jeszcze
bardziej wiarygodnie odtworzyć postać Morrisona. Choreografię indiańskiego
tańca, zachowanie na scenie, mimikę, język i sposób wypowiedzi – to wszystko
Kilmer dopracował do czystej perfekcji, dzięki temu w „The Doors” stworzył
najlepszą kreację w swojej karierze. Dziwić może brak znaczącej nagrody za tę
rolę, ale też brak dobrych ról, na który obecnie Kilmer cierpi.
W filmie dobrze prezentują się zdjęcia Roberta Richardsona, a
zwłaszcza niemal surrealistyczne ujęcia zamroczonego Jima i psychodeliczne
sceny (choćby ta na pustyni), które połączone świetnym montażem robią kapitalne
wrażenie.
 

Kadr z filmu

„The Doors” to świetny film muzyczny z doskonałą
pierwszoplanową rolą Vala Kilmera, dobrze zrealizowany i okraszony świetną muzyką.
Dzięki temu obraz wciąga, hipnotyzuje i intryguje jak sam Jim Morrison. Nawet
jeśli nie jest się fanem The Doors, warto go obejrzeć.
Michał Sobkowiak