RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ SZAFY
Z jego ogromnej
dyskografii wybrałem ten krążek. I choć nie ma nim spektakularnych przebojów,
to jednak jest to płyta wyjątkowa. Dlaczego? Przynajmniej z dwóch powodów. Po
pierwsze to album, który jako pierwszy w jego dorobku dotarł do pierwszego
miejsca UK Album Chart. A po drugie, ten jego piąty w dorobku studyjny album,
ukazał się dokładnie w jego dwudzieste pierwsze urodziny. Ot taki marketingowy
chwyt. Całkiem udany zresztą.
A kto jest tym artystą stojącym za tym muzycznym materiałem?
To Cliff Richard i płyta zatytułowana „21 Today”. Młody piosenkarz
współpracujący wówczas z zespołem The Shadows. Mix szesnastu pretensjonalnych
piosenek, zaśpiewanych z charakterystyczną dla Cliffa Richarda lekkością. W tle
znakomici instrumentaliści grupy The Shadows, czyli Hank Marvin, Bruce Welch,
Jet Harris i Tony Meehan. Skład iście gwiazdorski, choć po ich wykonawstwie
nigdy nie było nam tego odczuć.
Gwoli ścisłości trzeba dodać, że w pięciu z szesnastu utworów
artyście towarzyszy „Norrie Paramor And His Orchestra”. Album wydany w 1961
roku dziś może trąci myszką, ale to wciąż znakomity przykład tego jak grało się
i śpiewało w tamtych latach. Dla Cliffa Richarda najlepsze czasy miały dopiero
nadejść.
Album „21 Today” furory nie zrobił. Właściwie tylko nagranie
„Catch Me” zaistniało na australijskiej liście przebojów. Ale było tam tylko
przelotem. Reszta piosenek przeszła właściwie bez echa. I to zarówno w Europie,
jak i za wielką wodą, gdzie zresztą jego twórczość nigdy nie powalała Jankesów
na kolana. Nawet w okresie największej artystycznej chwały.
Cliff Richard krążkiem „21 Today” dopiero co budował swoją
popularność, która miała nadejść lada chwila. Był to jeden z kolejnych kroków
do wielkiej popularności i kariery.
Jacek Liersch