JACEK LIERSCH PRZYPOMINA
To artystka, o której w
latach siedemdziesiątych poprzedniego wieku usłyszeliśmy dzięki pięknej
piosence „Angie Baby”. I właściwie na tym jednym utworze moglibyśmy zakończyć
omawiać historię jej muzycznych dokonań na naszym kontynencie.
Helen Reddy, bo to ona jest bohaterką dzisiejszych muzycznych
rozważań, zaistniała na brytyjskiej liście przebojów tylko dzięki tej jednej,
jakże urzekającej piosence. I nie dziwi to, bo dość rzadko zdarzało się, aby
muzyczne gusta rodem z USA czy z dalekich Antypodów (stamtąd pochodziła ta
artystka) zachwycały słuchaczy w Europie. Zresztą działało to i w drugą stronę.
Helen Reddy w Europie kariery nie zrobiła. Wspomniany wyżej
utwór posiedział dłuższą chwilę na listach przebojów w kilku europejskich
krajach, w Zjednoczonym Królestwie dotarł nawet do piątego miejsca i tyle go
widziano. A i o Helen szybciuteńko w Europie zapomniano. Za to listy przebojów
Australii, Kanady i Stanów Zjednoczonych z nawiązką wynagrodziły artystce małą
popularność na naszym kontynencie.
Blisko trzydzieści wydanych albumów, zarówno studyjnych,
kompilacyjnych i koncertowych to płytowy dorobek tej pochodzącej z
australijskiego Melbourne artystki. A takie piosenki jak „I Am Woman”, „Delta
Dawn”, „Leave Me Alone (Ruby Red Dress)” czy wspomniana już wyżej „Angie Baby”
to takie znaki rozpoznawcze tej piosenkarki i aktorki.

Studyjne albumy Helen Reddy ukazywały się dość regularnie do
roku 1983. Praktycznie od roku 1971, co rok ukazywało się jej nowe wydawnictwo.
Zmieniające się trendy muzyczne przyhamowały i jej karierę. Świat potrzebował
już innych dźwięków. Oczywiście nieuczciwym byłoby spłycenie jej kariery
wyłącznie do piosenkarskich i estradowych dokonań. Helen Reddy to także
aktorka. Jej aktorskie dokonania, może nie najwyższych lotów, to także bogata
księga, że wspomnę choćby takie tytuły jak „The Muppet Show”, „The Bobby Darin
Show” czy „The Carol Burnett Show”. Była też nominowana do nagrody Oscara za
piosenkę „Candle on the Water”.
Ale tak sobie myślę, że chyba najwyżej sobie ceni nieformalny
tytuł jaki jej przyznano w latach siedemdziesiątych poprzedniego wieku: „Queen
of ’70s Pop”. Któż bowiem nie chciałby być królową lub królem, nieprawdaż?
 
Jacek Liersch