Film Jana P.
Matuszyńskiego opowiada o niezwykłej rodzinie Beksińskich. Zdzisław to ceniony
malarz, Tomasz był kultowym dziennikarzem muzycznym i tłumaczem filmów. I
właśnie jego fani, którzy tak bardzo czekali na ten film, wychodzą z kina
najbardziej zawiedzeni.

Film opowiada o losach rodziny Beksińskich na przestrzeni 28
lat życia w Warszawie. Akcja rozpoczyna się w 1977 roku, gdy Tomek Beksiński
wprowadza się do swojego mieszkania. Jego rodzice mieszkają niedaleko, na tym
samym osiedlu, dzięki czemu mogą się często spotykać. Nadwrażliwa Tomka
sprawia, że matka – Zofia, wciąż martwi się o syna. W tym czasie Zdzisław
Beksiński całkowicie koncentruje się na sztuce. Po pierwszej nieudanej próbie
samobójczej Tomka Zdzisław i Zofia podejmują walkę o syna, ale także o
przywrócenie kontroli nad własnym życiem. Gdy Zdzisław podpisuje umowę z
mieszkającym we Francji marszandem Piotrem Dmochowskim, a Tomek rozpoczyna
pracę w Polskim Radiu, wydaje się, że kłopoty rodziny skończą się. Jednak seria
dziwnych, naznaczonych fatum wydarzeń, dopiero nadejdzie…
Film Jana P. Matuszyńskiego trwa 124 minuty. Zdjęcia do „Ostatniej
rodziny” kręcono od 28 września do 25 listopada 2015 roku w Warszawie. Premiera
obrazu odbyła się 5 sierpnia 2016 roku.
Obsada
Andrzej Seweryn jako Zdzisław Beksiński
Dawid Ogrodnik jako Tomasz Beksiński
Aleksandra Konieczna jako Zofia Beksińska
Andrzej Chyra jako Piotr Dmochowski
Danuta Nagórna jako Stanisława Stankiewicz
Alicja Karluk jako Patrycja
Magdalena Boczarska jako Ewa
Głównym zarzutem pod adresem „Ostatniej rodziny” jest to
reżyser wyeksponował bardziej komercyjną sensację kosztem prozy życia, że
wyolbrzymia ekscentryczność bohaterów – szczególnie Tomka Beksińskiego –
kosztem ich mniej „filmowych” cech, czyli inteligencji, sympatyczności czy
charyzmy. Samą historię rodziny Beksińskich oglądamy w biograficznym skrócie,
swoistym „the best of”. Dziwactwa i natręctwa Zdzisława są po filmowemu
wzmocnione, ale nie zostały przesadzone. Seweryn jest z jednej strony komicznie
przerysowany; mnoży kolejne „beksizmy”: „proszę ja ciebie” i „drogi kolego”, a
z drugiej – pozostaje skupiony i wyciszony. Zofia Beksińska w bezbłędnej
interpretacji Aleksandry Koniecznej jest stonowana, wycofana, oddana macierzyńskiej
i małżeńskiej miłości. Być może to najciekawsza postać filmu – współczująca i
budząca współczucie. Zupełnie inaczej jest w przypadku Tomka, którego przedstawiono
wręcz karykaturalnie.
Chyba jako jeden z
nielicznych byłem (i nadal jestem) zniesmaczony książką Magdaleny
Grzebałkowskiej „Beksińscy – portret podwójny”
(na podstawie której powstał
film – przypis M.S.). Autorka
przedstawiła Tomka jako chama, furiata, szaleńca. Nakreśliła sylwetkę takiego
Tomka, jakiego nigdy nie widziałem i nie słyszałem. Irytowało mnie zatem
zafascynowanie tym wydawnictwem, które niestety większość niewtajemniczonych
czytelników potraktowało sensacyjnie. Pani Grzebałkowska na pewno nie była
miłośniczką Tomka, tak więc lekką ręką, i na zimno, postanowiła go sportretować
na podstawie pozyskanych materiałów, które sobie przeanalizowała w potrzebnym
do tego czasie. Wykoślawiła postać mojego ulubionego radiowca wszech czasów,
ukazując go w krzywym zwierciadle. (…) Mój egzemplarz Portretu Podwójnego
pożyczyłem wielu ludziom, i niestety większość z nich wyraziła ogólny zachwyt.
Problem jednak polegał na tym, iż żadna z tych osób nie była emocjonalnie
zaangażowana w samego Tomka. Nie słuchali audycji, nie czytali felietonów,
recenzji… Beksiu był zatem dla nich postacią obojętną, którą „szanowali” za
sprawą zasłużonych filmowych tłumaczeń. Bowiem przynajmniej za ich sprawą nie
mogli myśleć inaczej. Pod tym względem wszystkie media przez lata wyrobiły o
nim należyty obraz
– uważa znany poznański dziennikarz muzyczny Andrzej
Masłowski.
Warto tu także przytoczyć słowa Wiesława Weissa –
dziennikarza, pisarza, felietonisty, encyklopedysty, a przede wszystkim
redakcyjnego kolegi Tomasza Beksińskiego:
Słów kilka o filmie „Ostatnia rodzina”
Tomek Beksiński w
ostatnim mailu, jaki napisał w życiu, 24 grudnia 1999 roku, przywołał słowa
bohatera pięknego westernu Sama Peckinpaha, Cable’a Hogue’a, który twierdził,
że umieranie nie jest tak straszne, jak obawa przed tym, co powiedzą o
człowieku po jego śmierci.
W tym samym liście,
adresowanym do przyjaciela, George’a Sliwy, Tomek dodał: „NIE pozwolę, żeby
jakiś skurwiel ukradł choćby cząstkę mnie i wykorzystał, zaśmiewając się,
przeciwko mnie”.
Tomek odszedł i
oczywiście nie może już na nic nie pozwolić. Odeszli także jego rodzice i oni
również nie mogą protestować, kiedy ktoś bezcześci jego grób. Żyje jednak
dalsza rodzina, żyją przyjaciele i przyjaciółki, koledzy i koleżanki, a także
nadal liczni wielbiciele i wielbicielki Tomkowych audycji i Tomkowych
tłumaczeń. Mam nadzieję, że zabiorą głos po obejrzeniu filmu „Ostatnia rodzina”.
Ja zabieram go już teraz, bo skoro go widziałem, czułbym się parszywie, gdybym
milczał.
Powiem tak: znałem
Tomka dwadzieścia lat, ale nigdy nie widziałem takiego Tomka, jakiego pokazali
scenarzysta Robert Bolesto, reżyser Jan P. Matuszyński i aktor Dawid Ogrodnik.
NIGDY! Tomek nie wyrzucał telewizorów przez okno, nie rozwalał szafek
kuchennych, nie rozbijał butelek o ściany. Tomek nie bił nikogo pejczem i sam
nie był przez nikogo bity pejczem. Tomek nie był żałosnym samotnikiem skazanym
tylko na rodziców i przypadkowe panny, których nie potrafił zadowolić. Tomek
nie był człowiekiem jednowymiarowym, którego można zagrać na jednej nucie.
Tomek nie był świrem i półgłówkiem, a taką postać WYMYŚLILI panowie Bolesto,
Matuszyński i Ogrodnik i nazwali ją Tomasz Beksiński. Bo co? Bo jeśli ktoś nie
żyje, można wszystko? Można wskoczyć na jego grób i wykonać na nim taniec
huculski z przytupem?
Ile pychy i podłości
trzeba mieć w sobie, żeby tak wykrzywić czyjś obraz i zaprezentować go światu!
Ile pogardy dla osób, które tego kogoś znały, lubiły, kochały!
Tak, wiem, pan Bolesto
powie, że niektóre dialogi wykorzystane w filmie wziął z taśm rodziny
Beksińskich. Że to prawdziwe rozmowy. Nie przeczę. Jest w Ostatniej rodzinie
dyskusja Tomka z rodzicami, która odbyła się naprawdę. Ale dyskusja ta została
przez scenarzystę wyrwana z kontekstu i przesunięta w czasie. Zmanipulowana! W
rzeczywistości odbyła się 20 lutego 1983 roku, kiedy Tomek po trzech pierwszych
audycjach w Trójce – a było to spełnienie jego marzeń – został z tej Trójki
właściwie spławiony (wrócił do niej po kilku miesiącach). I z tego ciosu, być
może największego, jakiego doświadczył do tamtej pory, zwierzał się rodzicom.
Owszem, wykrzykiwał, że ma wszystkiego dość i że ma wszystko gdzieś, ale cała
ta przykra rozmowa jest jedynie świadectwem stanu ducha potwornie zawiedzionego
dwudziestoczterolatka w konkretnej chwili. A nie czymś w rodzaju credo życiowego
Tomasza Beksińskiego, bo wyrwana z kontekstu, pozbawiona wstępnej części na
temat zakończenia współpracy z Trójką, i przesunięta w lata późniejsze taką
funkcję ma w filmie pełnić!
Poznałem Dawida
Ogrodnika, kiedy pracował nad Ostatnią rodziną. Opowiadał mi ciekawie, jak
zbierał informacje o Tomku. A w pewnej chwili zaczął nienachalnie go podgrywać,
co było naprawdę wzruszające. Zapewniał, że film pokaże go uczciwie. Kłamał.
Film nie pokazał go uczciwie. Także dlatego, że Dawid Ogrodnik nie zagrał w nim
Tomka. Nawet nie próbował w jakiś sposób zniuansować swojego bohatera. W
najbardziej prymitywny sposób go zmałpował. Przerysował jego gesty, tworząc
żałosną karykaturę. Gdyby to była komedia w stylu „Borata”, w porządku! Ale
zdaje się, że nie o komedię chodziło, prawda?
Ktoś powie: Tomek był
przecież cholerykiem. Wybuchał. Wściekał się. Owszem, ale naprawdę nie wybuchał
w tak malowniczy sposób. I nie składał się z prawie samych wybuchów – jak w
filmie „Ostatnia rodzina”. Był delikatnym, subtelnym, wrażliwym człowiekiem.
Ale żeby pokazać delikatnego, subtelnego, wrażliwego człowieka, trzeba samemu
mieć w sobie choć odrobinę wrażliwości.
Ostatnia rodzina to
nieuczciwy, nikczemny film. I nawet jeśli zbierze wyłącznie entuzjastyczne
recenzje oraz otrzyma nagrody na wszystkich festiwalach świata, nie wspominając
o Oscarze, pozostanie nieuczciwym, nikczemnym filmem. Niestety.
Wiesław Weiss

Dawid Ogrodnik
napracował się, to widać, lecz niestety daleko mu do wiarygodności. Kiepsko
odtworzył Tomka jako radiowca. Beksiu się nie jąkał, nie stosował nadmiernej
ilości pauz, nie grymasił twarzą, niczym gość niezrównoważony psychicznie.
Wreszcie, nie był posiadaczem zespołu nadpobudliwości psychoruchowej. A takiego
Tomka pokazali twórcy tego filmu. Gdy ja osobiście rozmawiałem z Nosferatu w
cztery oczy, to ten stał spokojnie, ładnie mówił, wyraźnie akcentował, i jakoś
nie widziałem w nim żadnego frustrata, oszołoma, niezrównoważonego pajaca,
który jest wyjątkowo obskurny dla całego otoczenia. A już jakoś szczególniej dla
wszystkich mu najbliższych. (…) W filmie trudno znaleźć choćby jedną scenę z
odtwarzającym jego postać, Dawidem Ogrodnikiem, w której Tomek by czegoś nie
roztrzaskał, kogoś nie obraził, bądź się nie zachował wulgarnie. Od pewnego
momentu bałem się już oglądać dalej wszelakich scen Tomkowych. By po raz
kolejny nie rozbiło się szkło lub szafki kuchenne roztrzaskały w drobny mak.
Przeciętny, niezorientowany widz odbierze Beksia jako niezrównoważonego
psychicznie osobnika
– dodaje Andrzej Masłowski.
Nie chcę narzucać nikomu obrazu Tomka Beksińskiego, bowiem każdy
ma prawo do własnej oceny, jednak skoro film mocno wypacza sylwetkę Beksia, uważam,
iż należy odbić piłeczkę. Żeby było sprawiedliwie. Niestety, większość ludzi
uważa, że skoro kogoś tak przedstawiono w książce czy w filmie, to znaczy, że tak
było i już. W ten sposób powstają mity, nieprawdziwe historie – bo skoro ktoś
coś zapisał, to musi być prawdą. Najgorsze jest to, że taki obraz Tomasza
Beksińskiego trafia do młodego pokolenia, które nie zna jego audycji czy
filmów, które przetłumaczył. Nie mówiąc już o międzynarodowej publice, do
której dotrze „Ostatnia rodzina”. Za chwilę dojdą argumenty, że skoro film obsypano
nagrodami, to musi super.
Jeśli ktoś chce poznać prawdziwy obraz Tomasz Beksińskiego, to
niech obejrzy poniższe filmy, które przedstawiają prawdziwego Nosferatu. Nie
zobaczą tam Państwo Dawida Ogrodnika, który czka, często jąka się i nie potrafi
płynnie skonstruować zdania, nie dewastuje też mebli. Ponadto będzie można
dowiedzieć się czegoś o Jego audycjach, słuchaczach i poczuciu humoru, które to
wątki zostały w filmie zmarginalizowane. Z dokumentu „Dziennik zapowiedzianej
śmierci”, dowiedzą się Państwo również o tym, jak powstawały kultowe już
tłumaczenia list dialogowych. Dla wielu tłumaczenia Beksińskiego są
niedościgłym wzorem – dobre tłumaczenia, to nie tylko perfekcyjna znajomość
języka, ale i bystrość umysłu czy finezja, które pozwalają oddać tłumaczowi
wszystkie niuanse językowe. W książce Wiesława Weissa „Tomek Beksiński –
portret prawdziwy” można znaleźć wiele konkretnych przykładów, jak czynił to
On, a jak sprofanowano całe mnóstwo już po jego śmierci w nowych tłumaczeniach.
Wracając do „Ostatniej rodziny”… Niewątpliwym walorem filmu
jest ścieżka dźwiękowa pełna ikonicznych piosenek, z „Nights in White Satin”
czy „Song to the Siren” na czele. Utwory te pojawiają się w „Ostatniej rodzinie”
we właściwym miejscu, dzięki temu razem z Beksińskimi słuchamy kultowej dla
nich muzyki w ważnych dla nich chwilach. O tym jak ważna dla Niego była muzyka,
Tomek Beksiński napisał w jednym ze swoich felietonów: „Dawniej muzyka była dla mnie jak seks. Zaś współczesnemu graniu nawet
Viagra nie pomoże. Co tam, jest zbyteczna! Odtwarzacz kompaktowy sam staje
”.
Mimo, że sami Beksińscy zostali przekoloryzowani, to
największym atutem filmu pozostaje fakt, iż ta rodzina istniała naprawdę, a my
oglądamy jej tragiczne losy. Jednak fani Tomasza Beksińskiego, którzy tak
bardzo czekali na ten film, dziś woleliby, żeby nie powstał. Pozostaje jednak
nadzieja, iż ktoś kiedyś nakręci film o Tomku Beksińskim, który oparty będzie
na wspomnieniach przyjaciół, znajomych i fanów.
Michał Sobkowiak
PS. 18 października o godzinie 18-tej w poznańskim Empiku przy
ul. Ratajczaka 44 odbędzie się spotkanie z Wiesławem Weissem, autorem książki „Tomek
Beksiński – portret prawdziwy”. Warto się wybrać i zadać nurtujące pytania,
posłuchać ciekawych opowieści i anegdot…