Jest taki Konkurs Polskiej Piosenki Autorskiej,
który nazywa się „Natchnienie”. Zdobywcą Nagrody Publiczności – czyli nagrania
singla – w jego edycji nr 1 jest Darek Maćczak, a kulturalni czytelnicy dobrze
o tym wiedzą, gdyż „Kulturalnik Poznański” patronuje temu Konkursowi i
wielokrotnie o nim wspominał. Dziś z Darkiem Maćczakiem porozmawiamy – niech
zwycięzca powie nam parę słów o sobie.
Twórcą „Natchnienia” jest
poznaniak, drugi Darek – Darków ci u nas multum! – Darek Rogers. Jest to
profesjonalny muzyk po studiach prawniczych, zatem zupełnie niewykształcony
muzycznie. W rozmowie okaże się, że
nasz zwycięzca – Darek Maćczak – idzie w jego ślady.
Natalia Mikołajska: Wygrał pan Konkurs
„Natchnienie” – otrzymał Nagrodę Publiczności – jak się pan z tym czuje?
Darek Maćczak: Bardzo
dobrze, oczywiście. Tym bardziej, że nagroda publiczności jest szczególnym wyróżnieniem,
bo pochodzi od ludzi, którzy na koncert przyszli i którym spodobało się to co
im zaprezentowałem. Jest to dla mnie bardzo budujące, bowiem muzycznie ja
staram się działać właśnie oddolnie, wychodzę do ludzi i gram własne
kompozycje. Czasami na ulicy. Bardzo się więc cieszę, że publiczność docenia tę
pracę.
Wie pan, że w drugiej edycji nie ma już Nagrody
Publiczności? Za to są pierwsza, druga i trzecia.
Wiem o tym i
przedsięwziąłem już pewne kroki w związku z tym.
Czyli?
Myślimy o tym, żeby zgłosić
się znowu do „Natchnienia”. Mówię myślimy, bo staram się skompletować cały
skład, który grałby moje piosenki, bo sama gitara oczywiście brzmi dobrze, ale
byłoby o niebo lepiej z całym zespołem – gdyby można było tam usłyszeć też
perkusję, bas, drugą gitarę i może jeszcze inne instrumenty. Także szukam
składu i mam nawet już paru znajomych, którzy wyrażają chęć współpracy. W
drugiej edycji możemy więc pokazać jeszcze więcej i może z tego wyjść  coś ciekawego.
EDUKACYJNIE
Jak zareagowali na pańską wygraną pańscy
wykładowcy? Studiuje pan ekonomię i
kognitywistykę.
Jeśli
chodzi o kognitywistykę to, z racji urlopu dziekańskiego, dawno nie pojawiałem
się na wydziale, więc nie jestem pewien, czy ktokolwiek, poza znajomymi, o tym
wie. Natomiast, jeśli o ekonomię chodzi, to ona raczej daleka jest od muzyki.
Właśnie, ekonomia z muzyką
niewiele mają wspólnego.
I
dlatego wśród wykładowców raczej się nie chwaliłem. Wykładowcy i ja mamy raczej
formalne stosunki – tak bym to ujął – a więc, kolokwialnie mówiąc, nie biegam z
płytami pośród grona profesorskiego. Wiem natomiast o moich nauczycielach z
liceum, czy gimnazjum, a miałem z nimi bardzo dobry kontakt, że mówią o tym.
Cieszy mnie to bardzo.
Czy rodzicom ta nagroda też
się podoba?
Tak. Są zadowoleni i
dumni. W końcu jest to jakieś osiągniecie. Nie powiem co prawda, że to szczyt
moich marzeń, ale ja osobiście – powtarzając się – także z tej nagrody się
cieszę. Bardzo.
A wytłumaczy nam pan,
proszę, co to jest ta kognitywistyka, bo nie wszyscy wiedzą – ja np. musiałam
sprawdzać w Wikipedii co to takiego i z czym to się je.
Kognitywistyka
to nauka o procesach poznawczych, o mózgu. Jest w tym również trochę biologii.
Uczymy się jak funkcjonuje nasz umysł i nasze zmysły w trakcie wykonywania
przeróżnych czynności. Jest to nauka multidyscyplinarna, bo składa się na nią
logika, filozofia, psychologia, elementy programowania…
Programowania?
Tak,
bo mamy tu np. naukę o sztucznej inteligencji. Wszystko to jest bardzo ciekawe,
a ja wybrałem te studia jako te, na których na pewno nie będę się nudził.
To co, na ekonomii jest
nudno?
Tak
bym tego nie ujął. Ekonomia jest bardzo konkretna, a mnie najbardziej pociąga w
niej chęć zrozumienia procesów ekonomicznych zachodzących na świecie. A to
wszystko dlatego, żebym nie musiał wierzyć na słowo ludziom z telewizyjnych
ekranów.
MUZYCZNIE
Wróćmy jednak znowu do muzyki – zamierza pan
zostać profesjonalnym muzykiem i tylko temu poświęcić życie, jak np. Darek
Rogers?
Jeśli przyjmiemy, że profesjonalny
muzyk to ktoś kto się z tego utrzymuje, to tak. Chciałbym oczywiście zarabiać i
móc utrzymać się tylko z grania. To moje największe marzenie. Chciałbym mieć
bezpieczeństwo finansowe robiąc to co lubię, czyli komponując po prostu kolejne
utwory, pisząc do nich teksty i prezentując to wszystko zainteresowanej
publiczności.
Po co wiec pan studiuje? Takie skomplikowane,
zawiłe kierunki? Dlaczego nie poszedł pan na Akademię Muzyczną?
Nie mam potrzeby zdobywania solidnego
wykształcenia muzycznego ani niespecjalnie pociąga mnie teoria – muszę
przyznać, że trochę mnie to nudzi. To co w muzyce pociąga mnie najbardziej to
samo tworzenie, komponowanie, zamienianie swoich pomysłów w gotowe utwory.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wykształcenie muzyczne pomaga w tworzeniu,
ale wszystkiego mieć przecież nie można. 
Da się grać bez ukończenia Akademii Muzycznej i uważam po prostu, że
jest mi to niepotrzebne.
Wiem, że  u
Darka Rogersa uczył się pan śpiewać i chyba pisać teksty piosenek… do swojego
pierwszego singla. Ponoć dobrze ta nauka panu wychodziła…
To trochę za dużo
powiedziane. Darek pomagał mi, do pewnego stopnia, z aranżacją i ogólną wizją
utworów. Ale, co bardzo w nim cenię, starał się w ogóle nie ingerować i nie
oceniać tekstów i melodii. Także to nadal są w stu procentach moje kompozycje,
z tym, że wzbogacone o propozycje i opinie bardziej doświadczonego muzyka.
Zawsze chętnie słucham opinii innych, bo przecież dla nich gram i to oni
decydują o ewentualnym sukcesie.
KOMPOZYCYJNIE
Jest pan w 100% autorem swoich piosenek. Co dla
pana jest trudniejsze – komponowanie czy pisanie tekstów?
Komponowanie przychodzi
mi dosyć łatwo. Czasem aż nie wiem od czego zacząć, kiedy chcę przekształcić
całą tę symfonię w mojej głowie na gotowy utwór. Natomiast wcale nie uważam się
za dobrego tekściarza i pisanie tekstów jest dla mnie znacznie trudniejsze. To
jest tak, że czasami napisze się tekst w pół godziny, a czasami człowiek męczy
się kilka dni. Potem zarzuca taki tekst i z tych kilku dni robią się miesiące.
Naprawdę, bywa ciężko. Ale jeżeli już coś napiszę, wychodzi to prosto z serca.
Nie lubię o tym myśleć, jako o zwykłym rzemiośle.
Czyli łatwiej jest komponować.
Zdecydowanie! Zresztą ja
pisałem swoje rzeczy właściwie od zawsze – co prawda, mniej lub bardziej mądre
to było. Bardzo lubię również komponować utwory instrumentalne czy też różne
podkłady – wcale mi nie przeszkadza, że tam nie ma słów. Jednak jest to tylko
część mojej działalności, na razie głównie skupiam się na pełnych piosenkach. Dodam
jeszcze, że zanim zgłosiłem się do „Natchnienia”, to trochę to zarzuciłem –
miałem studia, dużo zajęć i bardzo rzadko sięgałem po gitarę.
A myślał pan kiedyś o muzyce filmowej?
Były takie chwile kiedy
myślałem o komponowaniu muzyki do gier albo do jakichś produkcji. Z tym że do
tego trzeba mieć dobry, profesjonalny sprzęt, bo większość takich muzyków
działa praktycznie na własną rękę. W tej chwili ja mam głównie tylko pomysły,
dużo pomysłów, w sumie moja głowa jest nimi wypełniona. Nie mam jednak studia
ani poważnego zaplecza.
Od dawna gra pan na gitarze?
Od kiedy pamiętam, a może
i jeszcze dłużej… A tak poważnie, to zacząłem grać na gitarze kiedy byłem w
szkole podstawowej, bo równocześnie robiłem szkołę muzyczną I stopnia. Grałem –
oczywiście – na gitarze i kiedy po szkole moi koledzy normalnie szli sobie do
domu albo na podwórko, ja szedłem do muzycznej na lekcje gitary.
A nie było panu za ciężko – inni odpoczywają, a
pan w drugiej szkole na nowych lekcjach?
Byłem do tego
przyzwyczajony, przecież zaczynałem od samego początku, od pierwszej klasy
podstawówki. Nie znałem innego sposobu uczenia się. Wiadomo, że były ciężkie
momenty, że moja mama czasem aż przymuszała mnie do ćwiczeń. Jednak potem byłem
jej – i wciąż jestem – za to bardzo wdzięczny. Czasem potrzebny jest impuls,
siła z zewnątrz, żeby przetrwać ciężki czas. Ale późniejsze owoce są tego
warte.  
Zawsze tej grze towarzyszyło śpiewanie?
Nie, nie. W szkole
muzycznej, do której chodziłem, uczyłem się grać na gitarze klasycznej. Dlatego
też grałem utwory z nut, kompozycje muzyków klasycznych, gdzie po prostu nie
było miejsca na śpiew. Pod koniec podstawówki zacząłem jednak pisać piosenki.
Potem nastąpił rozwój i w gimnazjum założyłem z kolegami zespół „The Idiots”,
który, z różnymi zmianami w składzie, przetrwał do końca liceum i miał na swoim
koncie parę mniejszych lub większych koncertów.
A jak trafił pan na „Natchnienie”?
To był moment. Zobaczyłem
baner i pomyślałem: dlaczego by nie spróbować, tak po prostu, zobaczymy co z
tego wyjdzie. Zebrałem swoje piosenki, bo jednak – tak sobie myślę teraz i
myślałem wtedy – trochę żal by mi było, żeby się one zmarnowały. Chciałem
zwyczajnie zobaczyć czy coś z tego wyjdzie. Gdyby nie to „Natchnienie”, nie
wiadomo czy by moje piosenki w ogóle ujrzały światło dzienne.
Odpuściłby pan?
Nie… Tak po
zastanowieniu stwierdzam, że chyba nie. Mam w głowie tyle pomysłów, tyle tych
pozaczynanych tylko piosenek, że zmarnowanie tego byłoby po prostu grzechem. Dlatego, z drugiej strony lubię
myśleć, że one same znalazłyby sobie inną drogę, żeby pokazać się światu i coś
bym pewnie z nimi zrobił. „Natchnienie” jednak bardzo mi w tym pomogło i
przyspieszyło cały ten proces – nigdy nie myślałem, że tak szybko wypuszczę
singiel, że będę się promować na Facebooku, że ruszy to w takim tempie.
FINALNIE
Ponoć pana głównym zainteresowaniem są kobiety.
Czy  śpiewanie zwiększa zainteresowanie
kobiet panem?
Nie wiem skąd ta
informacja się wzięła, ale z grzeczności nie zaprzeczę… Powiem tak – gitara
na mieście faktycznie wzbudza zainteresowanie płci przeciwnej. Nie twierdzę
jednak, że kiedy się z nią pojawiam na ulicach, to od razu robię jakąś furorę –
w końcu nikt jeszcze mnie nie zna. Ale generalnie gitara i śpiew na kobiety
działa.
A nagroda też?
Nie wiem, bo muszę
powiedzieć, że nie jestem człowiekiem, który wychodzi na miasto i witając się
mówi: „Cześć, jestem Darek, wygrałem „Natchnienie”, chcesz posłuchać moich
utworów?”. Ja nie lubię się chwalić i raczej nie ma czegoś takiego, że pokażę
statuetkę i od razu biegnie za mną cały wianuszek dziewczyn.
Natalia Mikoajska