RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ SZAFY
Jeśli lubicie ostre i
mocne granie z lat siedemdziesiątych poprzedniego wieku, to ten album jest jak
najbardziej dla Was. Ja niekoniecznie przepadam za taką muzyką, ale przyznaję,
że ten album walijskiej grupy Budgie przypadł mi do gustu. Może nie zdruzgotał
dźwiękami moich trąbek Eustachiusza, ale na tyle utrwalił się w pamięci, że
postanowiłem go przypomnieć.
Budgie jest zespołem fenomenem. A ten fenomen polega na tym,
że grupa ta w swojej ojczyźnie i całej Europie nie zdobyła zbyt dużej
popularności, natomiast w Polsce była zespołem niezwykle popularnym. Ot, taka
ciekawostka przyrodnicza. Pokazuje ona jednak, że polski meloman potrafi w
sposób znakomity ocenić i docenić wartość wykonawcy.
Album „Never Turn Your Back On A Friend” z roku 1973 to chyba
najlepsze muzyczne wydawnictwo w historii tej grupy. Siedem kompozycji z
kultowym wręcz nagraniem „Parents” to już kanon hard rocka. Muzyka dzielnie
krocząca w tamtych latach z utworami takich tuzów rocka jak Led Zeppelin, Deep
Purple czy Black Sabbath.
Siedem kompozycji zespołu wrzuconych na dwie strony
winylowego krążka.
„Breadfan”, „Baby, Please Don’t Go”, „You Know
I’ll Always Love You” i „You’re the Biggest Thing Since Powdered Milk”
to cztery nagrania ze strony „A” tego
wydawnictwa. Natomiast na stronie „B” mamy raptem trzy utwory: „
In
The Grip of a Tyrefitter’s Hand”, „Riding My Nightmare”
i wspomniany już wyżej „Parents”. Te siedem kompozycji to dzieło trzech panów tworzących Budgie: Burke
Shelley, Ray Phillips i Tony Bourge.
I cóż tu więcej dodać? Tyle chyba tylko, że to płyta do
której wypada raz na jakiś czas powrócić. Bez przymusu, ale z myślą, że to co
najlepszego w muzyce rockowej miało się wydarzyć, to się już wydarzyło. A taka
właśnie jest ta płyta. To co mamy dziś to tylko replika. Raz lepsza, innym
razem gorsza. Miłego powrotu do korzeni rocka życzę.
Jacek Liersch