RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ
SZAFY
Nie wiem jak jest teraz, ale od początku swego istnienia studencki klub
„Stodoła” w Warszawie był miejscem wielu znakomitych koncertów. To tam jesienią
1982 roku odbyły się dwa, wyśmienite koncerty grupy Perfect. Nagrania z tych
dwóch koncertów mogliśmy znaleźć na płycie zatytułowanej „Live”, wydanej przez
debiutującą (w sensie dosłownym) na rodzimym rynku płytowym firmę Savitor.
Album sygnowany numerem SV001 był
pierwszym krążkiem tej wytwórni. I od początku sprzedawał się wybornie i to nie
z powodu braku towaru na półkach ale dlatego, że dostarczał słuchaczom muzyki
długo oczekiwanej i zagranej i zaśpiewanej w sposób, nomen omen perfekcyjnie.
Dziesięć nagrań panów
Hołdys/Markowski/Urny/Szkudelski/Nowicki to kawał uczciwego, rockowego grania. Wszystkie
kompozycje są autorstwa Zbigniewa Hołdysa z tekstami jego samego i Bogdana
Olewicza. Takie koncertowe zatrzymanie w czasie tego, co zespół miał
najlepszego do zaoferowania. I choć Perfect trwa na muzycznej scenie do dziś,
to trudno nie oprzeć się wrażeniu, że tamten czas był dla zespołu czasem
najlepszym.
Repertuar zarówno pod względem
muzycznym jak i tekstowym wręcz porywał słuchaczy. Na pewno wpływ na to miały
też czasy, w których to wydawnictwo powstawało i zostało wydane. Wielu z nas do
dziś wyrwanych z głębokiego snu potrafiłoby wyrecytować niczym modlitwę słowa
„Autobiografii” czy „Chcemy być sobą”. Piosenki będące nieformalnym hymnem
naszej młodości i tamtych, jakże burzliwych czasów. Album „Live” jest jakby
koncertowym zamknięciem czy podsumowaniem pierwszego okresu działalności
Perfectu. Dodajmy okresu bardzo owocnego.
Utwory pochodzą z dwóch pierwszych
studyjnych płyt „Perfect” i „Unu” plus dwa utwory z singla z roku 1982 („Opanuj
się” i „Pepe wróć”) oraz rozpoczynający ten koncertowy krążek „Po co” składają
się na repertuar tego albumu. Albumu naprawdę świetnego.
Mało jest naprawdę tak dobrze
zrealizowanych koncertowych nagrań polskich wykonawców. Cieszy to tym bardziej,
że nagrania te mają już grubo ponad trzydzieści lat i środki techniczne, jakimi
wtedy dysponowano, nie powalały na kolana. A jednak i dziś słucha się tego z
dużą przyjemnością, nie czując upływającego czasu. Ale to też dowód na to, że o
jakości i wartości nagrań decyduje przede wszystkim klasa wykonawcy. A tego akurat
Perfectowi nie brakowało.
Album „Live” to naprawdę jeden z
najlepszych albumów koncertowych wydanych przez te wszystkie lata przez rodzime
firmy płytowe. Całość dopina staranna i oryginalna okładka autorstwa Edwarda
Lutczyna. Brzytwa wbita w szklankę. Ciekawe co autor miał na myśli?
Jacek Liersch