RARYTASY Z ZAKURZONEJ GRAJĄCEJ
SZAFY
Dziś podróż w kosmos, ale nie na ciemną stronę księżyca, tylko na inne
planety układu słonecznego. „Venus And Mars”. I to w towarzystwie Sir Paul’a McCartney’a
wraz z zespołem Wings.
Trudno oprzeć się refleksji, że
okres współpracy z grupą Wings był najlepszym w dorobku Paul’a McCartney’a.
Album „Venus And Mars” jest tego najlepszym przykładem. Pomimo tego, że nie
zawierał żadnych wielkich hitów, no może za wyjątkiem „Listen to What the Man
Said”.
Album „Venus And Mars” już od
tytułowego intro wprowadza nas w iście beatlesowski klimat. Potem mamy
dynamiczne „Rock Show”, by za chwilę uraczyć się dwoma spokojniejszymi
nagraniami „Love in Song” i „You Gave Me the Answer”. Zamykające stronę „A”
piosenki „Magneto and Titanium Man” oraz „Letting Go” to moim zdaniem dwa
najsłabsze nagrania na tym wydawnictwie.
Strona „B” rozpoczyna się od
repryzy tytułowego utworu.
Potem mamy „Spirits
of Ancient Egypt”, “Medicine Jar” i “Call Me Back Again”, do
złudzenia
przypominający
„Darling” The
Beatles.
Następnym nagraniem jest „Listen to What the Man Said”, chyba
najbardziej rozpoznawalny utwór na tej płycie. Gdy zamkniecie oczy dwa kolejne
nagrania „Treat Her Gently/Lonely Old People” niechybnie przeniosą Was w
najlepsze lata czterech chłopaków z Liverpoolu. A na koniec sześćdziesiąt dwie
sekundy instrumentalnego deseru.
Nie jest to na pewno płyta, którą
da się pokochać od pierwszego odsłuchu. Ale gdy ją przesłuchacie kolejny raz,
na pewno Wam się spodoba. Gwarantuję. I jeszcze kilka słów o szacie graficznej.
Rok 1975 i piękne albumowe wydawnictwo. W środku plakat zespołu zmajstrowany
gdzieś wśród ludu oraz zakładka do książek z układem słonecznym. Urocze. Nawet
po czterdziestu latach.
Jacek Liersch