Pamiętnik Stefana Dąbskiego „Egzekutor” doczekał się drugiego,
poprawionego i uzupełnionego wydania. Po pierwszej edycji, która wywołała
poruszenie w kręgach kombatanckich, wydawca uznał za konieczne opatrzenie
książki komentarzem historycznym i wydrukowanie polemik, odwołujących się do
faktografii. Krytycy podważają wiarygodność relacji Dąbskiego, działającego
jako „egzekutor” AK na Rzeszowszczyźnie w czasie okupacji i w powojennym
podziemiu. Przypisuje się mu cechy narcystyczne i sadystyczne
.
Nie czuje się na siłach
polemizować z kombatantami i weryfikować opisanych w pamiętniku faktów. Czy
autor myli się co do dat, miejsc i nazwisk i czy nie mógł brać udziału w
opisywanych akcjach. Mam jednak wszelkie powody uważać jego relacje za w pełni
wiarygodną i nie chodzi mi o stopnie i rozkazy. Należy pamiętać, że Stefan
Dąbski swoje okupacyjne wspomnienia zdecydował się spisać w latach
dziewięćdziesiątych na emigracji w USA, mając świadomość, że choroba
nowotworowa nie pozostawiła mu zbyt wiele czasu. Pracy swej nie kończy,
pokonany przez chorobę w 1993 roku popełnia samobójstwo strzałem w głowę z
pistoletu. Wyjaśnić muszę, że rozumiem dlaczego nie mógł spisać swoich
wspomnień wcześniej, a i dziś są nie chciane. W czasach PRL’u byłoby nie
etyczne publikowanie pamiętnika stawiającego pod znakiem zapytania heroiczność
walki w podziemiu, a i dziś z tych samych przyczyn nikt spośród entuzjastów patriotycznej
narracji nie może się pogodzić z takim punktem widzenia.
Kiedy Stefan Dąbski zabierał się
do spowiedzi nie miał dostępu do dokumentów, kontaktu ze świadkami i dawnymi
kolegami, z których większość nie żyła, mógł jedynie polegać na pamięci
„Żbika”, a ta jak wiadomo bywa zawodna. „Żbikiem” stał się mając niespełna 16
lat. Wychowany na patriotycznych i katolickich wzorach w ziemiańskim domu.
Wojna szybko skróciła jego dzieciństwo i pozbawiła statusu społecznego i
majątkowego. Nie dowiemy się tego z książki, ale od wybuchu wojny ojciec
przestał się interesować jego losem i choć po wojnie obaj znaleźli się w Ameryce,
to nie utrzymywali kontaktu. Młody Stefan chciał się wykazać i po pierwszej,
dość przypadkowej akcji, przekonał się, jak łatwo mu to przychodzi. Pytanie,
czy odnalazł w sobie cechy zawodowego zabójcy, czy traktował to jako
młodzieńczą przygodę, albo przeznaczenie, do końca pozostanie bez odpowiedzi.
Dąbski z fotograficzną
dokładnością opisuje akcje, przygotowania, przebieg i rezultaty. Podkreśla, że
tłumi emocje, skupia się na zadaniu, a z czasem przyzwyczaja się, w pewnym
sensie wpada w rutynę i z niecierpliwością wyczekuje kolejnego zadania. Opisuje
cechy broni, rozpoznanie przed akcją, reguły wykonywania wyroków. Czy sprawia
mu to przyjemność? Raczej satysfakcje, wszak to co robi, mimo kosztów i
okrucieństwa, ma uzasadnienie walki z wrogiem. Nie ma się co rozczulać, trzeba
wykonać rozkaz.
To, co trudno nam zrozumieć, to
jak małą wartość ma życie w czasie wojny i jak łatwo młody człowiek „zaraża się
śmiercią”. Jeśli można mówić o emocjach w tej relacji, to może w dwu
przypadkach, kiedy uświadamia sobie bezsensowność jednej z akcji i kiedy
orientuje się, że nie ma przed sobą żadnej przyszłości. Nawet na emigracji nie
potrafi sobie znaleźć miejsca. Kiedy młody człowiek uczy się, myśli o przyszłości,
wyborze zawodu, czy kariery, jest z rodziną, on ma tylko oparcie w broni i jest
zabójcą, dla którego po wojnie nie będzie zajęcia.
Jeśli ktoś przeczytał książkę Klausa
Theweleita „Śmiech morderców”, zrozumie, że relacja Dąbskiego jest jak najbardziej
wiarygodna. Młody człowiek dorastający w czasie wojny nie zna innego świata i
uczy się w nim przetrwać, a okrucieństwo jest jedynie metodą przetrwania.
Reguły wyznacza, ten, kto ma broń i potrafi jej skutecznie użyć. Wobec
zorganizowanej militarnej siły regularnego wojska, zasadzka, terror jest jedyną
możliwą metodą walki, a likwidacja szpiegów i donosicieli jedynym sposobem
zapewnienia bezpieczeństwa, ocalenia życia nie tylko własnego, ale towarzyszy
broni, pomagającym w konspiracji cywilom. Tu nie chodzi o usprawiedliwienie –
zwyczajnie takie są reguły gry, ale tragizm położenia takich młodych ludzi, jak
wówczas Stefan Dąbski, polegał na tym, że oni ten świat tak urządzony zastali i
nie było w nim miejsca na współczucie, patriotyczny sentymentalizm, Religijne
uniesienia. Każdemu trudno się przyznać, że można do tego się przyzwyczaić,
zaakceptować taki świat jako normalny. Literatura patriotyczna, historyczna
zwłaszcza w czasie przywracania pamięci o żołnierzach wyklętych nie przyjmuje
do wiadomości takiego punktu widzenia. Pisze się o chwalebnych czynach, a o
aktach terroru i przemocy przemilcza, choć były one nieodłączne i w pewnym
sensie uzasadnione. Zapominamy też o najważniejszym aspekcie tragizmu tego
pokolenia, bowiem nie mieli żadnego dobrego wyjścia z tej opresji, można było
jedynie zginąć w walce, albo w kaźniach gestapo, czy bezpieki.
Stefan Dąbski swoją opowieść
kończy stwierdzeniem, że zabijanie nie ma w sobie nic z heroizmu i jest
bezsensowne. Niech książka „Egzekutor” będzie przestrogą dla miłośników grup
rekonstrukcyjnych, przekazujących narracje o partyzantce, jako młodzieńczej,
romantycznej przygodzie.
Stefan Dąbski „Egzekutor”,
Fundacja „Karta”, PWN 2013
Andrzej Wilowski