Artykuł ten pokazuje, że nasz Narodowy Gust
Muzyczny cechuje się konserwatyzmem i brakiem zainteresowania jakimikolwiek nowymi
trendami i ścieżkami muzycznymi. Większość z nas żyje bowiem zgodnie z maksymą inżyniera
Mamonia
z filmu „Rejs”, która
głosi: mnie się podobają te melodie,
które już raz słyszałem
.
Dlaczego tak jest i jakie są grzechy
polskiej kultury muzycznej?




















Zdjęcie pochodzi z serwisu garnek.pl.
         To co widzimy na zdjęciu
obrazuje sposób, w jaki większość z nas widzi muzykę – piękna okolica
(niebieskie niebo i białe chmurki, a poza tym spokój przede wszystkim i to
nawet, jeśli w przypadku metalu, właściwie nie można mówić o ukojeniu,
równowadze czy porządku). Oprócz pięknej okolicy, mamy też jakieś takie spokojne
i wygodne rozmarzenie, pięciolinię (nieistotne, że w tym akurat wypadku jest
ona mało równoległa i trochę rozjechana – w końcu nie wszyscy są muzykami i nie
muszą znać właściwego zapisu nutowego) i ptasie nuty pozapisywane to tu to tam.
Słyszymy przy tym miłe dla ucha brzmienie – nic tylko słuchać. Jeszcze dobrze,
gdyby nie trzeba było wysilać się przy tym słuchaniu umysłowo, bo po co? Polacy
generalnie są narodem leniwym (nic to, że bywamy też pracowici, lenistwo
potrafi opanować nas na całego), bowiem lepiej, że trafia do naszych uszu to co
już kiedyś słyszeliśmy i co dobrze znamy, czyli covery, Zdzisław Maklakiewicz,
umysł „ścisły” inżyniera Mamonia i film „Miś”. Przecież wtedy można sobie nawet
przymknąć oczy i odpłynąć w świat marzeń, gdzie czujemy się wolni i silni. Ne
ważne, że czasami, a właściwie coraz częściej jest to uczucie złudne.
Druga strona muzyczno-świadomościowego medalu jest
taka, że nie chce nam się czytać recenzji muzycznych i w ogóle jakichkolwiek
innych recenzji, zresztą każde czytelnictwo w naszym kraju leci na łeb na szuję
w dół.
A co na to nasz Narodowy Gust Muzyczny? Do czynienia mamy tutaj z grzechem lenistwa, a
dokładniej z brakiem poszukiwania nowych źródeł muzyki. Jest to najgorsza z wszystkich przewin, jeśli chodzi o ten nasz
kiepski Gust Narodowy, bo że skromny i ubogi on jest nie ma absolutnie żadnych wątpliwości. Zatem grzech nr 1 to Lenistwo.
Czy my jesteśmy w tej Europie czy nie?
Jesteśmy
częścią Unii Europejskiej – takie są fakty, jedni się cieszą, drudzy raczej nie
– ale na tle większości krajów europejskich, takich jak: Belgia, Szwecja, Francja,
Anglia czy Niemcy wyglądamy, niestety, jak muzyczny skansen. Jednak wcale nie
dlatego, że brakuje nam zdolnych muzyków – oj nie! – lecz dlatego, że
przestaliśmy uważać muzykę za istotną część życia społecznego. Nauczył nas tego,
a właściwie oduczył nas słuchać muzyki komunizm, ale również walczące w tej
chwili na wolnym rynku o wyższą oglądalność i słuchalność polskie media.  W tym wyścigu uczestniczą też stacje publiczne,
których misją jest przecież
krzewienie kultury w społeczeństwie, ale ściągalność abonamentu, z którego
powinny one spokojnie wyżyć jest niewielka, czemu winne są – niestety –
wszystkie właściwie ekipy rządzące po 1989 roku. Podobnie jest również z
czasopismami – toczą one ciągłą walkę o przetrwanie, więc coraz częściej
kierują
się populizmem i aby zachęcić czytelnika do ich nabycia drogą
kupna schlebiają najpopularniejszym, a więc masowym gustom (masowy gust zawsze
jest gustem złym), przez co zbyt słabo promują nieznanych wykonawców. Ryzyko,
że czytelnik nie będzie chciał czytać o tym, co nieznane i nie kupi numeru
jest zbyt duże.
Wróćmy jednak do komunizmu,
aby uwydatnić grzech nr 2 niszczący nasz Narodowy Gust Muzyczny. Wtedy to
zamiast prawdziwego tętniącego życiem rynku muzycznego mieliśmy
decydentów-dyletantów wydających zezwolenia na zagraniczne występy, którzy de facto decydowali jakiej muzyki w
Polsce się słucha, a jakiej nie. Potem był – wspomniany już – rok 1989, zmiana
ustroju i na nasz rynek muzyczny wkroczyła grupka ludzi, którzy o zawodzie
menadżera czy impresaria mieli niewielkie pojęcie. Wzorując się na
poprzednikach, ludzie ci też wiedzieli lepiej od muzyków czego w Polsce się
słucha, a czego nie. Dlatego niewielu poważnych wykonawców koncertowało u nas w
Polsce w latach 90-tych XX wieku. Teraz koncertów zagranicznych gwiazd i
nie-gwiazd jest więcej.
czyli grzech nr 2 to Pycha.
Zresztą w tej chwili –
kiedy polski rynek muzyczny zaczyna naprawdę się kształtować – w
iększość
ludzi w Polsce słucha papki, która serwowana im jest przez stacje radiowe,
niestety. Statystyki mówią, że pop-roc, czyli najprostsza w odbiorze forma muzyczna
ma też przygniatającą liczbę słuchaczy w stosunku do gatunków takich jak jazz,
funk czy nawet blues. Dodać tutaj należy, że po obaleniu komunizmu i odzyskaniu przez Polskę wolności
zlikwidowano – na nieszczęście – prawie w całości edukację muzyczną i artystyczną
w szkołach powszechnych, bowiem to, co w tej chwili na lekcjach muzyki czy
plastyki się dzieje woła o pomstę do nieba. Przede wszystkim traktuje się je
jako
niepotrzebny przerywnik między matematyką i angielskim, a ewentualnie
chemią. Poza tym stosunek uczniów i nauczycieli do tych lekcji jest – mówiąc
bardzo delikatnie – lekceważący.  Chociaż
nie, nie jest tak zawsze – mea culpa
zupełnie bowiem inaczej wygląda sprawa z lekcjami muzyki w momencie, kiedy
dzieci uczą się pieśni patriotycznych. Wtedy to – zwłaszcza teraz za rządów
PiS-u – szkoły mogą liczyć na wsparcie ministerstwa. czyli grzech nr 3 to
zaniechanie,
jednak
nie jesteśmy tu winni sami sobie. To dość pocieszające – przecież zawsze należy
znaleźć pozytywy i kolorowe barwy w najczarniejszej nawet sytuacji.
Mamoniada
Związana ona jest z
grzechem nr 1, czyli z Lenistwem,
a jej przykłady – że tak powiem – idą
z góry od ludzi znanych i – mniej lub bardziej – lubianych.
Katarzyna
Groniec – śpiewająca polska aktorka – w wywiadzie
opublikowanym na jazzsoul.pl wypowiedziała „złotą” myśl inżyniera Mamonia, choć
w nieco innym brzmieniu. Oświadczyła ona, że bezpieczniej czuje się śpiewając czyjeś piosenki. To jakaś zupełnie
inna odmiana mamoniady, czyli
bycie jedynie odtwórcą i śpiewanie cudzych piosenek, czyli coverów, w
których nie ma się nic własnego, co ponoć zapewnia bezpieczeństwo. Zresztą robi
tak przytłaczająca większość polskich wykonawców. Tymczasem w polskim światku
muzycznym są też tacy muzycy i piosenkarze, którzy muszą coś własnego posiadać
w wykonywanych utworach – albo muzykę albo słowa – aby je wykonywać. Ale idźmy
dalej z tą naszą panią Katarzyną –
dla
niej gwarantem sukcesu jest praca, nie natchnienie,
z czego wynika, że muzyka to w jej odczuciu jedynie rzemiosło, którego się nie
tworzy i nie komponuje. W sumie nie ma się co dziwić – jest ona tylko aktorką, a nie aż piosenkarką. Profesjonalni
piosenkarze i muzycy śpiewają i grają to co im w duszy gra. Wykwalifikowani –
mniej lub bardziej – aktorzy wszystko umieją właściwie zagrać, również piosenki.
Regułę inżyniera Mamonia w czystej postaci znaleźć możemy również w
radiu, a właściwie w różnych stacjach radiowych. Dzisiaj rano nadawane są te
same piosenki, które leciały wczoraj po południu i zdążyły nam się spodobać. Po
południu zaś puszcza się takie, które słyszeliśmy rano. I tak przez parę dni,
aż w końcu pojawia się nowa piosenka, mówi się, że inna, ale w sumie oparta na
tym samym motywie i przez to jakby już znana. Dodać tu trzeba, iż skutkiem tego
właściwie od początku wiadomo, że będzie ona lubiana i wkręci się ją w tę
radiową sztampę.
Muzyka autorska
Podzielmy teraz muzykę na dwie części. Po pierwsze
mamy tę autorską, która rodzi się z natchnienia w sercach muzyków,  a po drugie tę „bezpieczną” Katarzyny
Groniec, czyli coverową. Inny podział, który pozwoli nam na ukazanie grzechu nr
4 niszczącego nasz
Narodowy Gust Muzyczny, klasyfikuje muzykę na
„ambitną” i „nieambitną”. Można je odróżnić tylko i wyłącznie znając cale mnóstwo rozmaitych brzmień muzycznych,
czyli im więcej się zna, tym więcej się wie. Niestety, Polacy jeśli o muzykę
chodzi – jak już wiemy – nie dość, że nie znają właściwego zapisu nutowego, to  z reguły umieją zaśpiewać – granie tego to już
wyższa szkoła jazdy – tylko „Sto lat”, zresztą i tak niedokładnie, trudno więc
wymagać od nich posiadania jakiejkolwiek wiedzy muzycznej. Za to
dramatycznie potrzebują teraz edukacji muzycznej, i to na poziomie szkoły podstawowej i
średniej, bo
nic bardziej nie zabija muzyki niż indyferencja odbiorcy. zatem grzech nr 4 to Niedołęstwo muzyczne.
Finisz
Cztery
grzechy polskiej kultury muzycznej, czyli lenistwo, pycha, zaniechanie i  niedołęstwo muzyczne to i tak – myślę – o
cztery za dużo. Ostatnio Maciej Maleńczuk – muzyk bardzo kontrowersyjny – z
nowym zespołem wydał płytę, o której powiedział: kierujemy to do idiotów, bo myślimy że dzięki temu będziemy mieć pełne
sale.
Informuję zatem o powstaniu nowej formacji
grającej mój ukochany gatunek muzyki o nazwie
JAZZ FOR IDIOTS. Pojawia się więc na koniec pytanie do przemyślenia:
czy my nie jesteśmy zbyt żałośni z tym naszym Narodowym Gustem Muzycznym i nikłą
muzyczną świadomością?
Natalia Mikołajska